Do zdarzenia doszło 21 maja. Tankowiec tak zwanej floty widmo Rosji miał według informacji MON wykonywać podejrzane manewry w pobliżu kabla elektroenergetycznego SwePol Link łączącego Polskę oraz Szwecję. Tankowiec ten był obserwowany przez samolot patrolowy polskich sił zbrojnych i miał zostać odstraszony dzięki ich interwencji.
Jak wyjaśnia Wojciech Jakóbik - „Tak zwana flota widmo lub flota cienia to grupa tankowców dostarczających ropę z Rosji pomimo sankcji nałożonych na jej dostawy do krajów trzecich przez G7. Te restrykcje to cena maksymalna 60 dolarów za baryłkę rosyjskiej mieszanki Urals. Istotna część tych tankowców znajduje się już na liście sankcji państw zachodnich za pomoc przy omijaniu restrykcji. Na liście unijnej poszerzonej 20 maja jest ich już prawie 400.”
Polecany artykuł:
Prawo morskie i jego niuanse, które świetnie potrafi wykorzystać Rosja, niestety utrudnia walkę z tym procederem. Tymczasem pojawiło się dodatkowe zagrożenie ze strony tych jednostek. W czasie, gdy państwa zachodnie szukają sposobu na zatrzymanie procederu tankowców, pojawiają się kolejne incydenty z ich udziałem. Przede wszystkim na Morzu Bałtyckim. W jeden z ostatnich zamieszany był tankowiec Eagle S z ropą rosyjską, który jest podejrzany o zerwanie kabla EstLink 2 w grudniu 2024 roku.
Ta jednostka została zatrzymana przez flotę Finlandii, tworząc precedens do działania dla innych krajów NATO. Wyzwaniem jest podstawa prawna, której szukają wspólnie Unia Europejska i Sojusz Północnoatlantycki. Może to być zagrożenie terroryzmem, brak określonych pozwoleń, czy zagrożenie infrastruktury krytycznej, jak kable czy gazociągi. Ważne jest, aby rozwiązanie znaleźć szybko i skutecznie je zastosować.
„Warto przypomnieć, że nastąpił już szereg incydentów z udziałem statków związanych z Rosją oraz Chinami, które zdarzają się na Morzu Bałtyckim od czasu inwazji Rosji na Ukrainie” – podkreśla ekspert Ośrodka Bezpieczeństwa Energetycznego.
Zwraca też uwagę na najnowszy przypadek, którym była nieudana próba zatrzymania tankowca floty widmo z listy sankcji unijnych przez flotę Estonii. Istnieje podejrzenie, że uprawnione zatrzymanie zostało zablokowane interwencją myśliwca rosyjskiego, który przyleciał z Królewca. Moskwa oficjalnie zapowiedziała retorsje i działania na rzecz obrony szlaków żeglugi, które uznaje za swoje.
„Należy wziąć pod uwagę możliwość, że rosnące natężenie agresywnych działań rosyjskich na Morzu Bałtyckim może być formą wojny psychologicznej zgodnej ze swoistą doktryną deeskalacji przez eskalację” – uważa Wojciech Jakóbik z Ośrodka Bezpieczeństwa Energetycznego. Jak wyjaśnia - „Polega ona na eskalacji działań Federacji Rosyjskiej w celu wywołania paraliżu Zachodu, a przez to deeskalację po jego stronie. Przykładem takiego podejścia może być stosowanie gróźb wykorzystania broni jądrowej przez Kreml w celu przestraszenia świata zachodniego i zmuszenia go do koncesji. Z tego punktu widzenia zasadny jest wniosek, że Zachód musi odpowiedzieć eskalacją, rozumianą jako demonstrację siły i zdolności do odparcia zagrożenia dla infrastruktury na Morzu Bałtyckim i nie tylko.”
Jako ciekawy precedens będący podstawą do analizy na ten temat ekspert Ośrodka Bezpieczeństwa Energetycznego wskazuje zestrzelenie bombowca rosyjskiego Su-24 przez siły powietrzne Turcji w 2015 roku. Maszyna została strącona przez turecki F-16, kiedy tylko naruszył on wyznaczoną przez Turków przestrzeń powietrzną, wydzieloną w związku z zaangażowaniem ich sił zbrojnych w ówczesny konflikt w Syrii.
„Działanie Ankary zostało trafnie odczytane na Kremlu, czego dowodem może być fakt, że Gazprom zbudował w późniejszych latach Turkom gazociąg TurkStream i zamierza z nimi rozwijać współpracę wojskową, a po incydencie z bombowcem nie było już kolejnych” – wskazuje Wojciech Jakóbik. Zwraca też uwagę, że pomimo tego, że Turcja jest krajem NATO, nie było negatywnych konsekwencji jej decyzji dla Sojuszu. Jego zdaniem było to lustrzane zastosowanie doktryny deeskalacji przez eskalację tak hołubionej przez Kreml.

Ekspert ds. bezpieczeństwa i energetyki nie ma złudzeń. Jak mówi - „Podejrzane ruchy floty widmo Rosji wokół strategicznej infrastruktury krytycznej na Morzu Bałtyckim może zmierzać do paraliżu decyzyjnego na Zachodzie. Do utworzenia z Bałtyku szarej, niepewnej strefy, w odpowiedzi na akcesję Finlandii oraz Szwecji do NATO. Mogą to być również przygotowania do agresji przeciwko państwo bałtyckim”.
Wojciech Jakóbik nie pozostawia złudzeń w tej kwesti, stawiając kategoryczną diagnozę - „Niezależnie od przyczyny, reakcja musi być stanowcza, z możliwością odpowiedzi ogniem usankcjonowanej zmianą ustawy o ochronie żeglugi i portów z 2023 roku włącznie. Daje ona prawo ministrowi obrony narodowej do wydania decyzji o neutralizacji takiego zagrożenia. Eksperci do spraw bezpieczeństwa powinni natomiast odpowiedzieć na pytanie o to, czy Polska posiada odpowiednie zdolności wojskowe do udzielenia adekwatnej odpowiedzi na zagrożenie na Bałtyku. Jeśli nie, to musi je nabyć, a póki co korzystając ze wsparcia Sojuszników”.