Choć urzędował za rządów PO–PSL, to politycznie nie był „zaszufladkowany”
W sierpniu 2024 r. w „Ekspressie Biedrzyckiej” bronił zasadności umów na dostawy uzbrojenia zawarte przez rząd Zjednoczonej Prawicy z producentami w Korei Południowej. Uznał je – co nie wzbudziło aplauzu w sferach nowego rządu – za historyczne. „Nigdy wcześniej takich planów nie było. Uważam, że bardzo dobrze się stało, że tak się stało. Nam potencjał jest potrzebny, tym bardziej, że myśmy oddali bardzo dużo sprzętu na Ukrainę. (...) Rząd wie, jaka sytuacja. W polskim wojsku dramatycznie brakuje sprzętu, w związku z tym trzeba podjąć takie działania, które zidentyfikują realizację tych umów, które podpisało PiS…”.
Warto przytoczyć kilka innych opinii gen. Skrzypczaka, które – jak sami stwierdzicie – przysparzały mu nie tylko zwolenników, ale i przeciwników.
„Wojsko Polskie potrzebuje rewolucyjnych zmian, a nie liczenia czołgów…”. Mocne? A to: „To nie generałowie przegrywają wojny, tylko politycy, którzy każą im walczyć bez narzędzi…”.
Albo takie opinie: „Polskim żołnierzom odebrano sprzęt, na którym umieli walczyć, i dano coś, czego nie znali…” (dotyczy udziału Wojska Polskiego w operacjach w Afganistanie).
Po takiej ocenie trudno było spodziewać się, by Generał nie „narobił” sobie oponentów w resorcie: „Zarzuciłem ministerialnej biurokracji, że kupuje nie ten sprzęt, który jest najpotrzebniejszy…”.
W marcu 2025 r. zapytany o nasze zdolności obronne, odpowiedział: „Myślę, że w zależności od sposobu prowadzenia walki ta obrona mogłaby być prowadzona przez tydzień lub dwa, przy dzisiejszym poziomie przygotowań…”. Stąd i zowąd odezwały się głosy oburzenia: mamy drugą co do wielkości armię w NATO, w Europie, modernizujemy ją, poprawiamy błędy poprzedników, a tu emerytowany generał wygłasza takie pesymistyczne opinie! Zapomnieli, że już wcześniej pancerniak Skrzypczak, bo z bronią pancerną był związany przez swoje zawodowe życie, powtarzał: „Nigdy nie bałem się mówić prawdy, nawet jeśli była niewygodna…”.
Waldemar Skrzypczak nie był predysponowany do bycia urzędnikiem
Gen. Skrzypczak mówił, co myśli, ale czasem – sam się do tego przyznawał – popełniał błędy. Za taki uznał, nie tyle co powiedział, ale gdzie - podczas pogrzebu (w sierpniu 2009 r.) żołnierza poległego w Afganistanie. Przypomnijmy, że bronił żołnierzy oskarżonych w pierwszym w Polsce procesie dotyczącym zbrodni wojennej.
16 sierpnia 2007 r. we wsi Nangar Khel w Afganistanie doszło do ostrzału wioski z użyciem moździerza przez polski patrol wojskowy. W wyniku ostrzału zginęło sześciu cywilów, w tym kobiety i dzieci, a kilka osób zostało rannych. Początkowo zarzuty były bardzo poważne – sześciu żołnierzy oskarżono o zbrodnię wojenną, czyli umyślne zabójstwo ludności cywilnej. Groziła im kara dożywotniego pozbawienia wolności. Proces był pierwszym w historii Polski procesem dotyczącym zbrodni wojennej. Toczył się przed Wojskowym Sądem Okręgowym w Warszawie od 2009 r. Budził wiele emocji – zarówno w wojsku, jak i w opinii publicznej. Obrońcy argumentowali, że doszło do tragicznej pomyłki w ocenie sytuacji bojowej – żołnierze mieli być przekonani, że ostrzeliwują talibów. W 2011 r. sąd uniewinnił wszystkich oskarżonych. Uznano, że brakuje dowodów, iż ostrzał był umyślnym atakiem na cywilów. Sąd stwierdził, że doszło do błędu w dowodzeniu i pomyłki bojowej, ale nie do zbrodni wojennej.
Nie to jednak urwało dzban u ucha. 16 sierpnia 2009 r. w Leźnicy Wielkiej podczas pogrzebu poległego w Afganistanie wiceminister obrony narodowej Waldemar Skrzypczak powiedział m.in.: „My wiemy, czym walczyć. Nie urzędnicy wojskowi, biurokracja ma nam mówić, czym walczyć. To my wiemy, czym mamy walczyć i chcemy, żeby nas słuchano. Zabrano nam kompetencje, zostawiając odpowiedzialność...”
Ówczesny minister obrony narodowej Bogdan Klich uznał, że taką postawą wiceminister narusza zasadę cywilnej kontroli nad wojskiem. Opinię podzielił prezydent Lech Kaczyński. A krytykowany przyznał się do błędu, ale tylko w sensie okoliczności wypowiedzenia tej opinii, nie jej samej.
Zdaniem wielu decydentów, jako urzędnik Waldemar Skrzypczak przekraczał granicę między merytoryczną krytyką a uprawianiem polityki. Mieli rację? Może tak, może nie. Wydaje się jednak, że Waldemar Skrzypczak najzwyczajniej nie był predysponowany do bycia urzędnikiem. Kto nie boi się mówić prawdy, nawet gdy jest ona niewygodna, tego wyżsi rangą urzędnicy rzadko kiedy tolerują, a tym bardziej rozumieją.

Polecany artykuł: