Czy polski FA-50 to samolot bojowy? Polityczne debaty kontra fakty

2024-09-13 16:12

Samoloty FA-50GF to zdaniem wiceministra obrony Cezarego Tomczyka - „chyba pierwszymi na świecie samolotami szkolno-bojowymi, które nie są bojowe”. Jak powiedział podczas dyskusji w Sejmie, maszyny te nie używają uzbrojenia, którym dysponuje lotnictwo polskie. Tomczyk poinformował też, że kontrakt na kolejne 36 samolotów jest "w dużej mierze zagrożony". "Ich spin, że do FA/50 nie można dokupić uzbrojenia, to bzdura i próba wytłumaczenia własnej nieudolności" - odpowiada były szef MON, Mariusz Błaszczak. Jaka jest więc prawda w tej kwestii, kosztownej dla naszego państwa jak 48 samolotów szkolno-bojowych?

Spis treści

  1. Zakup samolotów FA-50 bez uzbrojenia?
  2. Jakie są zadania FA-50GF i czy jest na nie gotowy?
  3. FA-50PL zagrożony?
  4. Mityczny problem zgody USA
  5. Opóźnienia i problemy w FA-50PL?
  6. Jakie będą możliwości FA-50PL?
  7. Burza w szklance polityki

Sejmowa dyskusja jak zwykle była bardzo gorąca i niestety nie do końca merytoryczna. Przeniesienie jej do mediów i na portale społecznościowe tylko dolewa oliwy do ognia. A dym z tej całej awantury zaciemnia faktyczny obraz sytuacji. A jaki on realnie jest? Na pewno nie tak czarno-biały jak się marzy politykom.

Zakup samolotów FA-50 bez uzbrojenia?

Jak tłumaczył w Sejmie wiceminister Tomczyk 12 samolotów FA-50GF, które przyleciały do Polski w wersji zamówionej przez Błaszczaka, są „chyba pierwszymi na świecie samolotami szkolno-bojowymi, które nie są bojowe”. Dlaczego? Jak powiedział, umowy wykonawcze nie przewidywały zakupu uzbrojenia do myśliwców. Jego zdaniem, skutkiem tego samoloty są nieuzbrojone i niezdatne do realizacji zadań bojowych.

Co oczywiście nie jest prawdą. A dokładnie, nie jest całą prawdą. Przynajmniej z dwóch powodów:

Po pierwsze, dość często uzbrojenie nabywa się niezależnie od samolotów. Szczególnie w sytuacji, gdy produkowane jest ono nie tylko przez inną firmę, ale nawet przez inny kraj, niż ten, od którego kupujemy samoloty. W tym wypadku mowa o koreańskich maszynach i amerykańskim uzbrojeniu.

Warto przypomnieć, że zgodnie z logiką wywodu wiceministra Tomczyka, F-35A Husarz też nie jest samolotem bojowym. Wraz z 32 samolotami tego typu, z których pierwszy opuścił linię produkcyjną z końcem sierpnia 2024 roku, Polska zamówiła jedynie szkolenie, obsługę techniczną i zapasowe silniki. Uzbrojenie jest zamawiane obecnie, w ramach całkowicie odrębnych umów. Co jest uzasadnione.

Garda - Gen. Nowak o F-35

Po wtóre, nie jest prawdą, że samoloty FA-50 w obecnej wersji nie mogą używać uzbrojenia polskich myśliwców F-16 Jastrząb. Mogą oczywiście korzystać z bomb i rakiet niekierowanych, ale też z części uzbrojenia kierowanego powietrze-ziemia, takiego jak pociski AGM-65 Maverick. Polskie lotnictwo dysponuje tego typu rakietami. FA-50 są też uzbrojone w działko lotnicze kalibru 20 mm, podobnie jak polskie Jastrzębie.

Faktem jest natomiast, i to prawdopodobnie miał na myśli wiceminister Cezary Tomczyk, że Siły Powiertrze RP nie dysponują rakietami powietrze-powietrze, które mógłby używać FA-50. Koreański samolot jest dostosowany do starszej wersji pocisków naprowadzanych termicznie Sidewinder, czyli AIM-9L/M. Polskie F-16 używają znacznie nowszych AIM-9X, również dlatego, że starsze wersje nie są już produkowane. Czy jest to jednak problem na dziś? Moim zdaniem nie. Dlaczego?

Jakie są zadania FA-50GF i czy jest na nie gotowy?

Głównie dlatego, że wskutek całkiem innych zaniedbań minister Błaszczaka i niefortunnie napisanych umów, zarówno gotowość tych samolotów do działania jak i liczba i poziom wyszkolenia pilotów są dziś zbyt niskie, aby maszyny te służyły do czegoś więcej niż szkolenie. Przynajmniej przez najbliższe kilka, może kilkanaście miesięcy.

Poza tym trzeba powiedzieć wprost, że minister Mariusz Błaszczak nie mówił prawdy, nazywając FA-50 myśliwcem. W pewnych sytuacjach, na przykład w misjach „Air Policing” w czasie pokoju, samoloty te mogą pełnić zadania przypisywane myśliwcom, ale w przypadku pełnoskalowego konfliktu będą pełnić inne zadania. Związane w głównej mierze z atakowaniem celów naziemnych. Do tego będą potrzebne przede wszystkim pociski powietrze-ziemia i bomby kierowane. Rakiety powietrze-powietrze służą w takich misjach do samoobrony przed maszynami przeciwnika.

Poza wszystkim zaś, FA-50GF jak sama nazwa wskazuje (GF od słów „Gap-Filler”, czyli w zasadzie po angielsku „zapchajdziura”), to samoloty w wersji przejściowej. Docelowo te 12 maszyn ma zostać podniesionych do standardu FA-50PL, czyli wyposażonych w nowoczesny radar AESA i uzbrojenie takie jak używane przez polskie F-16 pociski AIM-9X Sidewinter, a nawet AIM-120 AMRAAM, o czym napisze za chwilę.

FA-50PL zagrożony?

Wiceminister Cezary Tomczyk poinformował też, że kontrakt na kolejne 36 samolotów (w wersji FA-50PL) jest "w dużej mierze zagrożony". Za tę sytuację obwinia byłego ministra obrony narodowej Mariusza Błaszczaka, który prowadził negocjacje ze stroną koreańską i ostatecznie zamówił maszyny w 2022 r. Jak powiedział, z nowych, "niepokojących informacji" wynika, że w przypadku wersji FA-50PL, na którą czekają Polskie Siły Powietrzne, nastąpią opóźnienia dostaw nawet do 9 miesięcy.

Jego zdaniem są też problemy, gdyż Stany Zjednoczone "muszą wyrazić zgodę na elementy, które wiążą się z uzbrojeniem tego samolotu". "To jest dzisiaj przedmiot negocjacji, ale naprawdę bardzo ciężko negocjuje się po zawarciu kontraktu". Co, zaczynając od ostatniej kwestii, nie jest do końca prawdą.

Mityczny problem zgody USA

To znaczy faktycznie, ważnym wymaganiem strony polskiej jest uzbrojenie samolotów w pociski naprowadzane radarowo AIM-120 AMRAAM, na co muszą wyrazić zgodę USA. Z drugiej jednak strony, ten temat był objęty jedynie studium wykonalności, gdyż Polska jest dotąd jedynym klientem zainteresowanym takim rozwiązaniem.

Na poziomie technologicznym nie jest to żadne wyzwanie, gdyż pociski AIM-120 startują z tych samych wyrzutni co AIM-9. Zgoda USA w przypadku Korei Południowej i Polski też nie powinna być problemem, gdyż oba kraje posiadają takie rakiety na uzbrojeniu. Jedyna kwestia, to cena jakiej zażąda producent rakiet za taką integrację i czy Polska jest skłonna zapłacić.

Warto jednak odnotować, że istnieje alternatywa. Producent FA-50, koncern KAI, zawarł z europejskim koncernem MBDA, tym samym, który dostarcza pociski w polskim programie Narew, umowę o integracji uzbrojenia m.in. na FA-50 Block 20, czyli koreańskim odpowiedniku FA-50PL. MBDA produkuje szeroką gamę pocisków, w tym również zamienniki rakiet AIM-120 AMRAAM. Co prawda nie są one stosowane na maszynach F-16, ale będą mogły być używane przez polskie F-35 A Husarz. Jeśli więc amerykańskie drzwi się zamkną, a będziemy się upierać przy rakietach naprowadzanych radarowo o zasięgu ponad 100 km, to otwiera się temat pocisku MBDA Meteor.

Opóźnienia i problemy w FA-50PL?

Trudno w tej chwili powiedzieć, skąd informacje o opóźnieniach w programie FA-50. Najprawdopodobniej chodzi o opóźnienia w pracach nad nowym modułem nawigacji EGI, ale pierwsze samoloty mogą zostać dostarczone ze starszym modułem nawigacji, który zostanie później wymieniony. Chodzi o maszyny, które miałyby być dostarczone w 2025 roku. Docelowa konfiguracja maszyny, łącznie z nową nawigacją EGI ma być zdolna do lotu w ostatnim kwartale 2025 roku.

Czy jest to znaczące opóźnienie, nawet jeśli oznacza czas oczekiwania na pierwszą maszynę dłuższy o 9 miesięcy? Moim zdaniem nie. Szczególnie jeśli producent przygotuje samoloty zgodnie z planowanym cyklem produkcji, a dostawę opóźni jedynie do czasu uzyskania pełnej konfiguracji. W takim wypadku zamiast dostaw po 2-3 maszyny, jak w przypadku FA-50GF, można spodziewać się znacznie szybszych dostaw, i termin realizacji umowy zostanie utrzymany.

Jakie będą możliwości FA-50PL?

W porównaniu z FA-50GF, który wiceminister Tomczyk uznał za „samolot szkolno-bojowy, ale nie bojowe”, samolot FA-50PL to maszyna bojowo-szkolna. Jej wyposażenie bedze obejmować m.in. Raytheon PhantomStrike AESA (czyli z aktywnym elektronicznym skanowaniem) i łącze danych Link 16. Będzie też posiadał możliwości użycia nahełmowego systemu celowniczego (ang. Helmet Mounted Display, HMD).

Maszyna będzie zintegrowana z kierowanymi laserowo bombami lotniczymi GBU-12 Paveway II o wadze 500 funtów (232 kg), dodatkowymi zbiornikami paliwa o pojemności 300 galonów amerykańskich (1136 litrów), zasobnikiem obserwacyjno-celowniczym Sniper ATP i pociskami krótkiego zasięgu AIM-9X Sidewinder. Dodatkowo mówi się m.in. o możliwości użycia pocisków Brimstone i innych rodzajów uzbrojenia produkcji MBDA. Nie jest prawdą, że za wszystkie te usprawnienia Polska musiała zapłacić sama. Samolot jest „polonizacją” wersji FA-50 Block 20 opracowanywanej na potrzeby sił powietrznych Republiki Korei i kolejnych klientów.

Burza w szklance polityki

Podsumowując, Informcje, którymi tak nagle zachłysnęli się politycy, nie stanowią żadnej tajemnicy alni nowego odkrycia. Większość z nich jest znana specjalistom i pojawia się w naszych publikacjach od wielu miesięcy, jeśli nie od lat. Natomiast dziś, jak mi się wydaje, FA-50 staje się kolejnym „odgrzanym” i „podgrzanym” politycznie tematem z obszaru bezpieczeństwa i kontraktów zbrojeniowych ministra Błaszczaka. Kolejnym po 500 HIMARSach i narzekaniu na brak kontraktu na K2PL podczas MSPO.

Brakuje w tej dyskusji merytorycznej głębi, głosu eksportów czy wojska, bo to bym zmieniło czarno-białą rzeczywistość w odcienie szarości lub suchą informację, bez sensacyjnego formatu. Na pytania o FA-50PL rzecznik Agencji Uzbrojenia, podpułkownik Grzegorz Polak odpowiada krótko - "Umowa jest realizowana." Natomiast eksperci, moim zdaniem, odpowiadają tak, jak ja powyżej lub podobnie.A to nie nadaje się na polityczne sztandary.

Sonda
Czy samoloty FA-50 są Polsce potrzebne?