Asertywna wojna asymetryczna – pięć zasad dominacji. Tak drony wymusiły nową formę wojny

2025-05-26 19:43

Przemawiając na promocji absolwentów West Point Donald Trump zapowiedział transformację amerykańskich sił zbrojnych. „Zasilacie szeregi armii – zwrócił się do kadetów – w historycznym momencie”, który „zdefiniuje przyszłość wojny”. Ma to związek zarówno z polityką „pokój dzięki sile”, którą realizuje administracja, jak i zmianami w sposobie walki. Amerykański prezydent zwrócił uwagę na znaczenie systemów bezzałogowych. Masowe pojawienie się dronów wymusza nauczenia się „nowej formy wojny”. Od tempa, w jakim wprowadzane będą zmiany, zależeć będzie bezpieczeństwo Stanów Zjednoczonych, a także ich globalna hegemonia.

US Army

i

Autor: US Army / Facebook, Creative Commons US Army

Spis treści

  1. Strategiczne konsekwencje „rewolucji dronowej”
  2. Czy USA zmienią podejście deeskalacyjne do wybuchających konfliktów zbrojnych?
  3. Dlaczego nacisk USA na deeskalację musi oznaczać osłabienie odstraszania?
  4. Waszyngton nie powinien przeciwdziałać trwającym konfliktom
  5. Jak dezinformacja doprowadziła do przekształcenia nastrojów społecznych?
  6. Gospodarka i podejście holistyczne
  7. Jak zarządzać zdestabilizowanym środowiskiem międzynarodowym?

Strategiczne konsekwencje „rewolucji dronowej”

Transformacyjne znaczenie - dla sił zbrojnych - upowszechnienia się systemów bezzałogowych, wspieranych sztuczną inteligencją, podkreślane jest obecnie przez wielu, a wydaje się, że nawet większość zabierających publicznie głos ekspertów. Warto jednak poświęcić nieco uwagi, jakie są strategiczne konsekwencje „rewolucji dronowej”, na czym może polegać to, o czym powiedział w West Point Donald Trump, czyli „nowa forma wojny”.

O strategicznym wymiarze zachodzącym zmian napisał Brandon Kirch, ekspert współpracujący z amerykańskim Departamentem Obrony, który sformułował teorię „pięciu zasad dominacji w asertywnej wojnie asymetrycznej”. W jego opinii bez rewizji dotychczasowego podejścia, zmiany swej strategii czy paradygmatu działania, Stany Zjednoczone nie będą w stanie utrzymać hegemonii globalnej, a nawet będą musiały mierzyć się z wyzwaniami w zakresie zdolności do stabilizowania sytuacji w kluczowych dla swych interesów regionach. Ma to związek ze skalą narastających trudności, a także tym, co można określić „demokratyzacją wojny”.

W tym ostatnim przypadku chodzi o to, że nowe środki walki, transformujące współczesną wojnę, są tanie, a w związku z tym powszechnie dostępne. Barierą w ich pozyskaniu nie jest też brak dostępu do niezbędnych podzespołów czy materiałów, bo konstruuje się je na masową skalę z cywilnych, łatwo dostępnych, komponentów. To zaś oznacza, że konflikty będą wybuchały częściej i łatwiej będzie przekroczyć granicę dzielącą pokój od wojny.

Czy USA zmienią podejście deeskalacyjne do wybuchających konfliktów zbrojnych?

Tego rodzaju rewolucja wymusi też zmianę generalnego podejścia Stanów Zjednoczonych, które w nadchodzącej epoce będą musiały akceptować wyższy poziom ryzyka związany z wybuchającymi częściej konfliktami. Kirch pisze o „akceptacji ryzyka” i odejściu od paradygmatu deeskalacyjnego. W nowych czasach amerykańska polityka, jeśli Waszyngton będzie chciał ograniczyć ryzyko wciągnięcia Ameryki do „niekończących się wojen”, o czym otwarcie mówi Donald Trump, będzie musiała zrezygnować z prób „uspokajania” sytuacji w niestabilnych regionach świata, nie ingerować w toczące się tam wojny i nauczyć się realizować swe interesy w zdestabilizowanym otoczeniu.

Ma to o tyle istotne znaczenie, że nowe podejście wymusi zmianę polityki odstraszania. Obecnie zbudowana jest ona w oparciu o dwa podstawowe kryteria – zdolności i wiarygodności. W sytuacji coraz śmielszych ataków rywali, poniżej progu otwartego konfliktu ze Stanami Zjednoczonymi, w rodzaju uderzeń Houti czy trwającej wojny na Ukrainie, formuła deeskalacyjna, wyrażająca się choćby w deklaracjach amerykańskich prezydentów o ryzyku wybuchu III wojny światowej, ma negatywny wpływ na wiarygodność polityki odstraszania.

Dlaczego nacisk USA na deeskalację musi oznaczać osłabienie odstraszania?

Jeśli bowiem przeciwnik ciągle „testuje” i w efekcie przesuwa próg, po przekroczeniu którego Ameryka odwoła się do swej siły militarnej, to położenie nacisku na deeskalację musi oznaczać osłabienie odstraszania. Jedynym wyjściem jest zaakceptowanie większego ryzyka, czyli zgoda amerykańskiego przywództwa na rzeczywistość trwających i przeciągających się konfliktów w peryferyjnych, z punktu widzenia Stanów Zjednoczonych, regionach świata.

Nie oznacza to oczywiście bezczynności, a raczej przejście do strategii „upuszczania krwi” (bloodletting). Ma ona polegać na „pozostawaniu na uboczu, podczas gdy dwaj przeciwnicy wyczerpują się nawzajem w długim, przewlekłym konflikcie. (…) Zamiast tego, wyposażając naszych sojuszników w narzędzia do zdominowania ich bieżącej walki, możemy sprawić, że małe wojny staną się krótsze i bardziej kosztowne dla agresora, a jednocześnie wzmocnimy odstraszanie USA, pokazując bezcelowość atakowania sojusznika USA. Szczególną uwagę należy zwrócić na Ukrainę, Izrael i Tajwan”.

Innymi słowy: działając w ramach systemu sojuszniczego i unikając bezpośredniego zaangażowania w wojnę, Stany Zjednoczone będą starały się osiągać swe cele geostrategiczne, wzmacniając kluczowych sojuszników. Ci zaś, uczestnicząc w konfliktach i starciach z rywalami geostrategicznymi Ameryki, czemu Waszyngton w ramach strategii akceptacji większego ryzyka nie powinien się przeciwstawiać, będą „upuszczać im krwi”, czyli zmniejszać zasoby tych państw, które Stany Zjednoczone chcą powstrzymywać.

Waszyngton nie powinien przeciwdziałać trwającym konfliktom

Ta strategia ma być w gruncie rzeczy odwróceniem sytuacji, która miała miejsce w pierwszej fazie wojny na Ukrainie, kiedy to konsumowano zasoby Rosji - wspierającej Kijów Ameryki, na czym zyskiwały Chiny. W nowym paradygmacie Waszyngton nie powinien przeciwdziałać trwającym konfliktom, ale unikać bezpośredniego i pośredniego, w postaci dostaw sprzętu i amunicji, zaangażowania.

Trzecim elementem nowego podejścia jest wzrost znaczenia wojen informacyjnych. Współcześnie, zarówno państwowi, jak i niepaństwowi gracze, ściśle koordynują swą politykę, w tym agresję o charakterze militarnym, z operacjami informacyjnymi. Próba zastraszenia, obezwładnienia psychologicznego, zdezorientowania przeciwnika, staje się kluczowym obszarem współczesnej wojny, co oznacza, że dotychczasowe narzędzia przeciwdziałania stają się niewystarczającymi.

Garda: Badania genetyczne i Wojsko Polskie

Jak dezinformacja doprowadziła do przekształcenia nastrojów społecznych?

„W ostatniej dekadzie – argumentuje Kirsch - dezinformacja doprowadziła do przekształcenia nastrojów społecznych, w których współistnieją domyślne odrzucenie wiarygodności rządu i wyjątkowości Zachodu”. Co więcej, „bezpośrednie naświetlanie i korygowanie dezinformacji przeciwnika przez władze USA nie jest uważane za wiarygodne przez znaczną część ogółu społeczeństwa. W wielu przypadkach bezpośrednie ujawnienie wysiłków dezinformacyjnych przeciwnika przez podmioty rządowe jest łatwo dyskredytowane jako zwykłe, kolejne kłamstwo, „głębokiego państwa”.”

To podważenie wiarygodności instytucji państwowych i autorytetów publicznych w państwach, które stają się celami ataku informacyjnego nie tylko utrudnia obronę przed tego rodzaju operacjami, ale w dłuższej perspektywie osłabiając odporność państwa, które „zostało wzięte na cel”, zmieniają relację sił. Z tego też powodu domena informacyjna staje się jednym z głównych teatrów współczesnego teatru wojny asymetrycznej.

Gospodarka i podejście holistyczne

Czwartym „obszarem dominacji” we współczesnym konflikcie asymetrycznym jest gospodarka. Rywalizacja projektów rozwojowych adresowanych do państw sojuszniczych i tych, które „chce się pozyskać”, walka o utrzymanie pozycji dolara jako głównej waluty rozliczeniowej współczesnego świata czy dbałość o bezpieczeństwo łańcuchów dostaw - to tylko przejawy nowych realiów starcia geostrategicznego, które toczy się również w segmencie „cywilnej” gospodarki.

Wreszcie piątą zasadą jest podejście holistyczne. Wszystkie obszary, na których toczy się współczesna rywalizacja geostrategiczna czy wojny, są współistotne, współzależne. Nie ma segmentu dominującego. Zwycięstwo w wojnie kinetycznej zależy od skuteczności walki w domenie informacyjnej czy ekonomicznej, podobnymi prawidłami rządzi się odstraszanie czy dominacja. To z kolei wymusza „fuzję cywilno – wojskową”, bo równolegle trzeba będzie prowadzić skoordynowane działania w wielu sferach i od zdolności do współdziałania zależeć będzie skuteczność.

Portal Obronny SE Google News

Jak zarządzać zdestabilizowanym środowiskiem międzynarodowym?

Przywódcy Stanów Zjednoczonych stają właśnie, w opinii Kircha, przed kluczowym, jeśli chcą utrzymać globalną hegemonię, wyzwaniem. Muszą nauczyć się „zarządzać” zdestabilizowanym - w coraz większym stopniu - środowiskiem międzynarodowym i sojuszniczym, jednocześnie przekonując coraz bardziej izolacjonistycznie nastrojonych Amerykanów, że Stany Zjednoczone nie będą wystawione w związku z tym na większe koszty i ryzyko „wciągnięcia do wojny”.

Sformułowane przez Kircha zasady „wojny nieregularnej” mogą, stosowane łącznie, „umożliwić solidną i stanowczą postawę globalnego odstraszania bez konieczności rozmieszczania dużych sił zbrojnych w strefach walk naziemnych, jak miało to miejsce podczas globalnej wojny z terroryzmem. Umożliwienie działań zastępczych, ochrona handlu i wspieranie rozwoju gospodarczego oraz przeciwdziałanie narracjom dezinformacyjnym (…) chronią interesy USA, a jednocześnie zapobiegają eskalacji lokalnych konfliktów. Te połączone strategie będą sprzyjać utrzymaniu wojen na małą skalę, i idealnie, ich krótkiemu trwaniu.

Sonda
Jak oceniasz obecną prezydenturę Donalda Trumpa?
Co nas czeka?
Survival. Jak przetrwać każdy kryzys? Co trzeba wiedzieć? | CO NAS CZEKA? #36