W czerwcu Zełenski wyraził – w pełni kontrolowane – niezadowolenie z tego, że Pakt zwleka z wydaniem oczekiwanego oświadczenia. „Dzisiaj Ukrainy nie widzą w NATO. Niestety, ja uważam, że jest to polityka „krok do przodu, dwa kroki do tyłu”…
SKRYTYKOWAŁ DECYDENTÓW ZEŁENSKI W WYWIADZIE DLA „THE PHILADELPHIA INQUIRER”
Nie jest to dziennik szeroko znany poza USA (jak choćby „New York Times”), ale w Stanach jest nie tylko jednym z najstarszych (powstał w 1829 r.), ale ma renomę opiniotwórczego. I w wspomnianym wywiadzie Zełenski rzekł był też:
„Jeśli dzisiaj nie ma zaproszenia do NATO, to poprosimy o konkrety. Jeśli Ameryka boi się drażnić Putina, a właśnie dlatego nas nie zapraszają do NATO, to prosimy naszych partnerów strategicznych, USA – by dali nam maksymalnie wszystko to, co może nas obronić. Prosimy o Patrioty, prosimy o wystarczającą liczbę F-16, prosimy o możliwość stosowania uzbrojenia, żebyśmy się mogli obronić. Jeśli NATO nie jest jeszcze gotowe nas przyjąć do swojego sojuszu i nas bronić, to prosimy, by dali nam wszystko to, co pozwoli nam bronić się samym” (cytaty z depeszą PAP).
Te słowa Zełenski wypowiedział z pełnym przekonaniem. Niektórzy mogą uznać je za swego rodzaju presję na państwa NATO ze szczególnym uwzględnieniem USA. Co prawda o przyjęciu nowego państwa do struktur decyduje wola wszystkich członków NATO, ale wiadomo, że głos USA waży w tych decyzjach nieco więcej od pozostałych. A poza tym to teraz Słowacja mówi „nie” dla ukraińskiego członkostwa, ale...
BIAŁY DOM OBIECUJE, ŻE UKRAINA ZOSTANIE CZŁONKIEM NATO, ALE...
Może to jest reakcja Waszyngtonu na krytykę-apel Zełenskiego, a może to przypadkowa zbieżność, ale sekretarz obrony USA Antony Blinken zapewnił (2 lipca), że Ukraina zostanie członkiem Sojuszu, a szczyt NATO w Waszyngtonie „pomoże w budowie mostu”. Takie zapewnienie złożył, w Waszyngtonie, w w rozmowie z Andrijem Jermakiem (szefem Kancelarii Prezydenta Ukrainy).
Kijów oczekuje, jak było stwierdzone na początku, mocnych deklaracji NATO w sprawie ukraińskiego członkostwa. Określenie Blinkena o szczycie NATO i jego pomocy w budowie mostu (w domyśle: do członkostwa Ukrainy) wskazywałoby, że teraz na zaproszenie do rozpoczęcia rozmów akcesyjnych Zełenski nie ma co liczyć. Chociaż zawsze należy założyć, że istnieje margines na tzw. cuda.
Jest on jednak bardzo minimalny. Politycy muszą wsłuchać się w tzw. głos narodu. Tym bardziej, gdy jest on wyrażany w USA przed wyborami prezydenckimi. A sondaże dotyczące poparcia zachodnich społeczeństw dla członkostwa Ukrainy w NATO są dla tegoż zróżnicowane, ale średnio ujmując wskazują na umiarkowane.
Poparcie społeczne dla członkostwa Ukrainy w NATO różni się znacznie w poszczególnych krajach Europy Zachodniej. Badanie przeprowadzone przez niezależny instytut badania opinii społecznej UK in a Changing Europe wykazały, że poziom poparcia oscylował między 26 proc. (Węgry) a 35-40 proc. (Francja, Węgry) po 86 proc. (Ukraina). Średnia w UE, według sondażu IPSOS/Euronews, wynosi 62 proc.
Można zaryzykować stwierdzenie, że owo społeczne poparcie dla ukraińskiego członkostwa w NATO (najwyższe, co zrozumiałe, w początku wojny) raczej nie będzie wzrastać. Tzw. społeczeństwo zachodnie traci wiarę w zwycięstwo Ukrainy nad Rosją, cokolwiek znaczyłoby to określenie. Ona maleje, choć świat polityczny prezentuje (oficjalnie) optymistyczny pogląd na końcowy rezultat wojny.
UKRAINA ZAPEWNE LICZY NA EKSPRESOWE CZŁONKOSTWO W SOJUSZU
Każde państwo, będące w jej sytuacji, miałoby takie oczekiwania. Chcieć to nie to samo, co móc. Pewne jest, jak „dwa razy dwa równa się cztery”, że dopóki trwa wojna, to Ukraina nie stanie się członkiem NATO, a nawet gdy skończy się wojna, to sporo czasu minie, nim poszerzy Sojusz, tak jak to stało się w zeszłym roku ze Szwecją i Finlandią. Bowiem przystąpienie do NATO Ukrainy w 100 proc. jest tylko korzystne dla niej. To jasne i nie trzeba wyliczać tych wszystkich walorów, jakie zyskałaby Ukraina, stając się członkiem NATO.
Jednak dla samego Paktu wiązałoby się to z ryzykiem eskalacji konfliktu z Rosją. To jest negatywna strona ukraińskiej obecności w Sojuszu. Wszystkie inne nie mają takiego kalibru. Rosja mogłaby nie przeboleć tego, że Ukraina ostatecznie wyszła spoza strefy jej wpływów (faktycznych i oczekiwanych). To mogłoby skutkować wojną, którą obecnie rozmaici analitycy i politycy straszą społeczeństwa na lewo i prawo.
Zakładając, że Ukraina otrzyma formalne zaproszenie do negocjacji akcesyjnych dopiero po zakończonej wojnie, to wątpliwym wydaje się, by przeszła przez ścieżkę wyznaczoną Traktatem Waszyngtońskim w sprinterskim tempie. Chociaż, cuda i tak dalej. Jeśli jednak cud się nie stanie, to miną długie lata nim Ukraina dołączy do NATO.
Czechom, Polsce i Węgrom zajęło to prawie dekadę. Bułgaria, Estonia, Łotwa, Litwa, Rumunia, Słowacja, Słowenia pokonywały tę ścieżkę dostępu przez 15 lat. Chorwacja czekała 14 lat, a Albania o 4 lata dłużej. Czarnogóra zdążała do NATO przez 11 lat, a Macedonii Północnej zajęło to… prawie trzy (bez roku) dekady!
W sprinterskim czasie do Sojuszu dołączyły (w 1952 r.) Turcja i Grecja. Spełnienie traktatowych kryteriów (politycznych, gospodarczych i wojskowych) zajęło im tylko 3 lata. Byłoby cudem, gdyby Ukrainie udało się osiągnąć cel już nie w trzy, ale w sześć lat...
Polecany artykuł: