Sudan Południowy.Ludzie żyją tu za mniej niż dwa dolary dziennie
Chociaż Sudan Południowy oficjalnie ogłosił niepodległość w 2011 roku, konflikty nadal targają krajem. Dodatkowo w sąsiednim Sudanie trwa wojna domowa, już ponad pół miliona osób przekroczyło granicę pomiędzy Sudanem a Sudanem Południowym.
Na tę dramatyczną sytuację, składają się również zmiany klimatu – przede wszystkim wyniszczające susze i powodzie, które uniemożliwiają prowadzenie efektywnego rolnictwa. Do tego wszystkiego dochodzi jeszcze fatalny stan infrastruktury drogowej oraz osłabienie lokalnej waluty. Efekt? Niemal połowa mieszkańców Sudanu Południowego żyje za mniej niż dwa dolary dziennie, czyli poniżej międzynarodowego progu ubóstwa.
Również budżety pomocowe nie nadążają za potrzebami. Dotacje na pomoc zostały mocno ograniczone w ostatnich latach. Jeszcze pięć lat temu coroczne apele Organizacji Narodów Zjednoczonych były finansowane w wysokości 60 procent. Zatem jeśli przykładowo 10 milionów ludzi potrzebowało pomocy humanitarnej, to tę pomoc otrzymywało 6 milionów. W 2023 roku ten odsetek spadł do około 30 procent, a w 2024 roku wydatki pomocowe mogą być jeszcze niższe. Na tę sytuację ma wpływ wojna w Ukrainie, Gazie i innych miejscach świata.
O tym, jak trudna jest sytuacja zwykłych ludzi, wiedzą najlepiej ludzie niosący pomoc humanitarną, wśród nich jest pochodząca z Podlasia Daria Wrażeń, która Sudan Południowy odwiedza regularnie, od kilku lat wraz z Polską Akcją Humanitarną.
- Do tego dodałabym jeszcze brak podstawowego wykształcenia, toczące się konflikty etniczne. Wojna domowa tylko pozornie zakończyła się w 2018 roku, tak naprawdę trwa do dziś. To wszystko powoduje, że kryzys humanitarny w Sudanie Południowym osiąga krytyczny punkt. Blisko połowa kraju jest zagrożona skrajnym niedożywieniem. To kryzys na ogromną skalę. 73 procent obywateli tego kraju potrzebuje pomocy humanitarnej, czyli takiej, która ratuje życie – tłumaczy Daria Wrażeń.
Oznacza to, że z 12,4 milionów ludzi zamieszkujących Sudan Południowy ponad 7 milionów potrzebuje wsparcia żywnościowego.
- Wiem, że te liczby pojawiają się w broszurach informacyjnych różnych organizacji takich jak nasza, trzeba jednak pamiętać, że te liczby to prawdziwi ludzie, choć wydają się tak bardzo odlegli. Ważne jest, żeby uświadomić sobie, że to wszystko, co dzieje się na świecie, ma wpływ na ludzi mieszkających w Sudanie Południowym. Warto sobie zadać pytanie, dlaczego mamy problem z głodem w Sudanie Południowym. Na warunki, które powodują kryzys żywnościowy, składa się wiele czynników. Oczywiście wojna powoduje największy głód, także wzrost populacji czy katastrofy naturalne powodowane zmianami klimatu - wylicza Wrażeń i dodaje: - Musimy pamiętać, że kraje Globalnego Południa mają najmniejszy wpływ na zmiany klimatu. To gospodarki Północy w dużej mierze są odpowiedzialne za te zmiany, które teraz dzieją się na naszych oczach. Jednak powody, dla których świat nie reaguje na tę niewyobrażalną skalę głodu, są także bardzo złożone - tłumaczy moja rozmówczyni i zaczyna wymieniać: wzrosły koszty transportu, wzrosły ceny żywności.
Na przykład ładunek ukraińskiej pszenicy przeznaczony do Etiopii nie może popłynąć statkiem prosto z Ukrainy do Etiopii. Najpierw musi ominąć rosyjską blokadę Morza Czarnego, później na Morzu Czerwonym musi przebić się przez deszcz rakiet wystrzelonych przez Huti z Jemenu. Dostęp do podstawowych produktów ogranicza również wojna domowa w Sudanie, przez który przejeżdżało wiele towarów na eksport do Sudanu Południowego.
- Mówiąc wprost, konflikty w Ukrainie, Gazie czy Jemenie mają wpływ na to, jak wygląda i ile kosztuje transport żywności. Plus powodują, że żywność, która w Sudanie Południowym była już droga i mało dostępna, jest jeszcze droższa i jeszcze bardziej niedostępna – podkreśla Daria.
Pora deszczowa w Sudanie Południowym powinna zaczynać się w marcu i do tej pory każdego roku w trakcie pory deszczowej cały kraj nawiedzały powodzie. W tym roku w marcu deszczu nie było. - Zamykano szkoły z powodu upałów. Oczywiście susze i powodzie nie są w Afryce nowym zjawiskiem, jednak ich częstotliwość i intensywność uległy bardzo dużemu rozregulowaniu. To wir, który w połączeniu z wojną nabiera niewyobrażalnego tempa i przeradza się w coś bardzo niebezpiecznego – podkreśla Wrażeń.
Ukradli tylko jedzenie. Laptopy zostały, bo nie da można ich zjeść ani sprzedać
Polska Akcja Humanitarna w Sudanie Południowym działa w miejscach, do których nie można dotrzeć drogą. Pracownicy, aby dostać się do Malakal, miasta na północy kraju, muszą płynąć Nilem. Po drodze muszą pokonać około 100 punktów kontrolnych, zarówno legalnych, jak i nielegalnych. Podobna sytuacja ma miejsce na drogach, gdzie można zostać zatrzymanym przez osoby, które oczekują łapówki w zamian za możliwość kontynuowania podróży.
- To zwykle zdesperowana młodzież, która z braku jakichkolwiek perspektyw napada na transporty produktów, ale też na konwoje humanitarne i rozkrada wszystko. Ostatnio słyszałam taką historię, że biuro jednej z organizacji humanitarnych zostało okradzione pod nieobecność pracowników. Z tego biura skradziono tylko jedzenie. Nie tknięto laptopów, a także innego sprzętu elektronicznego, który tam był. To obrazuje, z jakim problemem mamy do czynienia. Laptop nie ma znaczenia, bo nikt go nie kupi, a po co laptop, którego nie można zjeść – zadaje retoryczne pytanie Daria Wrażeń.
Pracownicy Polskiej Akcji Humanitarnej docierają do większości lokalizacji, w których pracują, śmigłowcami organizowanymi przez ONZ. Dzięki temu mogą dostarczać pomoc humanitarną do najbardziej potrzebujących, unikając nielegalnych punktów kontrolnych i nie będąc zmuszani do płacenia łapówek.
Sudan Południowy jest jedną z największych operacji humanitarnych na świecie. PAH dostarcza tam pomoc od 18 lat. To najdłuższej działające stałe biuro i działania za granicą prowadzone przez PAH. Daria Wrażeń do tego kraju pełnego wyzwań lata dwa razy w roku. Jej wizyty trwają zwykle około dwóch miesięcy, podczas których pracuje z pracownikami lokalnymi, odwiedza miejsca projektowe i uczestniczy w spotkaniach z innymi organizacjami.
Sudan Południowy zmienia się, jednak bardzo powoli. Kluczowa jest edukacja
Oprócz doraźnej pomocy humanitarnej Polska Akcja Humanitarna w Sudanie Południowym realizuje również długoterminowe projekty. Przede wszystkim budują i remontuje odporne na powodzie studnie i latryny.
- Widzimy w społecznościach, w których od lat pracujemy, że standard życia się zmienia. Dziewczynki nie muszą już pokonywać sześciokilometrowych odcinków do studni po wodę, co daje im czas na naukę. W szkołach, gdzie zainstalowaliśmy punkty czerpania wody, dzieci są bardziej skoncentrowane na nauce. Dzięki temu kończą szkoły i znajdują pracę. W Sudanie Południowym zatrudniamy 50 lokalnych pracowników, których częściowo sami wyszkoliliśmy. Coraz więcej kobiet również znajduje zatrudnienie - mówi Daria Wrażeń.
Młodzi ludzie uczą się języka angielskiego, obsługi laptopów, pracy w branży.
- To ważne, bo jak kiedyś stamtąd wyjedziemy, to zostawimy ludzi, którzy będą wiedzieli, jak kontynuować tę pracę – dodaje.
Dżuba, stolica Sudanu Południowego, jest miastem ekstremalnie biednym, to widać zaraz po opuszczeniu samolotu, drogi buduje się tam bardzo powoli, ale powstają. Buduje się również szkoły, szpitale.
- Byłam w jednym z liceów w mieście Bor. Pomagaliśmy tam m.in. w latach 2018 i 2020, budując dla uczniów i nauczycieli studnię, latryny, latryny, punkty mycia rąk oraz wyremontowaliśmy akademik dla dziewcząt. Teraz to miejsce jest cudowne. Młodzież, która kończy to liceum, jest wykształcona na tak wysokim poziomie, że otrzymuje stypendia w Stanach Zjednoczonych, gdzie kontynuuje naukę, a następnie wraca do swojego kraju, aby pomagać. Oprócz przedmiotów takich jak historia, matematyka, biologia, język angielski i francuski uczą się również budowania pokoju. Ci młodzi ludzie są pełni optymizmu i wiary. Wiedzą, że jest szansa dla tego bardzo ubogiego kraju - dodaje.
Dla Europejczyków może się wydawać dość absurdalne budowanie miejsc, w których dzieci i dorośli mogą po prostu myć ręce. Jednak ma to ogromne znaczenie dla ludzi, którzy nie umieją czytać i pisać, a także mają kilkoro dzieci i dotychczas załatwiali swoje potrzeby na świeżym powietrzu z uwagi na brak toalet. To stwarzało ryzyko napaści na tle seksualnym, zwłaszcza dla kobiet i dziewczynek.
- Tacy ludzie nie są świadomi, że muchy, które chodzą po odchodach i siadają potem na jedzeniu, przenoszą choroby. Później ich dzieci chorują, a kobiety muszą wydawać ostatnie pieniądze na leczenie zamiast na żywność. Osobiście rozmawiałam z jedną kobietą, dla której wybudowaliśmy latrynę. Była usytuowana w odpowiedniej odległości, osłonięta, nie przyciągała much i nie było ryzyka wdeptywania w odchody i wnoszenia ich do domu. Powiedziała mi wprost: "Moje dzieci już nie chorują". Jeśli dodatkowo mają dostęp do czystej wody, to mają czyste ręce i czystą żywność. To także daje możliwość tworzenia przydomowych ogródków, korzystając z nasion warzyw i owoców, które od nas otrzymują. Uczą się również uprawiania tych roślin, z których pozyskują pożywienie - opowiada.
Sudan Południowy potrzebuje edukacji, która jest fundamentem, żeby zmienić ten kraj. Najpierw jednak dzieci, które chodzą do szkoły, muszą nie umrzeć z pragnienia i głodu.
- Dzieci nie będą chodziły do szkoły, jeśli są głodne i spragnione. Dotyczy to głównie dziewczynek, które są odpowiedzialne za dostarczanie wody. Niestety, na wsiach to kobiety pracują dzień i noc, a mężczyźni z braku pracy i perspektyw siedzą pod drzewem i czekają. Warto pamiętać, że masowy głód, nie tylko w Sudanie Południowym, ale i w innych krajach na świecie, to nie tylko plama na naszym, Europejczyków, sumieniu. Wiele osób nie zdaje sobie sprawy, jak bardzo globalne może być to zagrożenie dla bezpieczeństwa. Ogromny głód może zmusić ludzi do masowej migracji. Kiedy głód łączy się z wojną, wir niestabilności wiruje coraz szybciej. W Polsce jest wiele osób, które obawiają się "tych strasznych migrantów" z Afryki, ale prawda jest taka, że jeżeli nie pomożemy stworzyć warunków do rozwoju w różnych krajach Afryki, to wiele osób nie będzie mogło dalej w nich mieszkać, kiedy skończą się jedzenie i woda. To będzie kwestia życia i śmierci - podsumowuje Daria Wrażeń.