W kręgach politycznych, ale także medialnych czy eksperckich spekuluje się na temat tego, jaką politykę wobec Rosji obierze przyszły zwycięzca wyścigu o Biały Dom. Możne prognozować, że kandydatka Demokratów, czyli Kamala Harris utrzyma kurs wyznaczony przez Joe Bidena i obóz Demokratów i nadal będzie wysyłać wsparcie dla Ukrainy, nakładać kolejne sankcje na Rosję i wzmocni NATO przeciwko imperializmowi rosyjskiemu.
Inaczej to wygląda w przypadku Donalda Trumpa, gdzie jest wielka niewiadoma, zarówno co do Ukrainy jak i Rosji. Co prawda możemy analizować jego wypowiedzi oraz jego doradców i opracować jakiś jego ewentualny program, ale jak dobrze wiemy, kampania rządzi się swoimi prawami i w niej Trump wielokrotnie krytykował pomoc dla Ukrainy, ale i także samego W. Zełenkiego. Co prawda w wielu analizach eksperckich możemy znaleźć prognozowy, że Trump utrzyma twardy kurs wobec Rosji, to jednak w mediach i polityce utrzymuje się wrażenie, że jak wygra Trump, to korki od szampana mogą wystrzelić na Kremlu.
Pokazują to bardzo ciekawie badanie opinii publicznej przeprowadzone przez Rosyjskie Centrum Badania Opinii Publicznej (VCIOM), według niego około 60% ankietowanych Rosjan jest zainteresowanych wyborami prezydenckimi w USA. Jak tłumaczy Michaił Mamonow, szef działu badań politycznych VCIOM zainteresowanie wyborami w USA jest bardzo wysokie na tle poprzednich badań, jeszcze w 2004 roku tylko 36% Rosjan śledziło wybory prezydenckie w USA, a w 2016 roku liczba ta wzrosła do 41%. Według niego zainteresowanie wyborami w USA wynika z obecnej sytuacji międzynarodowej i tego co one przyniosą Rosji, formy wyborów oraz roli Stanów Zjednoczonych na arenie międzynarodowej.
Ankieterzy badania dowiedzieli się również, z którym z kandydatów sympatyzują Rosjanie. Według sondażu 40% respondentów stwierdziło, że bardziej lubi Donalda Trumpa, podczas gdy tylko 8% ankietowanych woli Kamalę Harris.
Co ciekawe według Rosjan wybory w USA odbywają się niesprawiedliwie, z poważnymi naruszeniami. „Chodzi o ogólną sytuację wyborczą. W sumie 52% respondentów stwierdziło, że wybory są niesprawiedliwe, podczas gdy 21% stwierdziło, że to nieprawda, czyli 2,5 razy mniej. Można więc powiedzieć, że w oczach Rosjan amerykańskie wybory są procesem wątpliwej jakości” - powiedział Mamonow.
Jak więc widzimy, Rosjanie bardziej lubią Donalda Trumpa, co jest dość ciekawym zjawiskiem. W czasie jednego z wywiadów z amerykańskim dziennikarzem Tuckerem Carlsonem w mieście Glendale (Arizona) Donald Trump kategorycznie zaprzeczył oskarżeniom Demokratów, jakoby miał powiązania z Rosją, przypominając, że zablokował budowę gazociągu Nord Stream 2. Mówiąc:
„Jak wiecie, zabiłem go [przyp. red gazociąg Nord Stream 2]. Uwielbiają mówić, że byłem przyjacielem Rosji, że pracowałem dla Rosji, że byłem rosyjskim szpiegiem. Ci ludzie są chorzy. Nord Stream 2 To największy rurociąg na świecie. Biegnie z Rosji do Niemiec i całej Europy. Ja go zabiłem. Nikt by go nie zabił, ale ja go zatrzymałem. Ta rzecz była w połowie zbudowana”.
W wywiadzie dla amerykańskiego Wall Street Journal w październiku Trump stwierdził, ostrzegając rosyjskiego prezydenta, że jeśli Rosja zaatakuje Ukrainę to odpowie atakiem na Moskwę: „Władimirze, jeśli zaatakujesz Ukrainę, uderzę cię tak mocno, że nawet nie uwierzysz. Uderzę cię w sam środek pieprzonej Moskwy (...) Jesteśmy przyjaciółmi. Nie chcę tego robić, ale nie mam wyboru”.
Te słowa skomentował nawet D. Miedwiediew, który powiedział:
„Trumpa poniosło. Czy naprawdę mówił o „uderzeniu w pieprzoną Moskwę?”. Oczywiście, że nie”. „Generalnie w negocjacjach jest gładki jak jedwab. A na takie słowa jest tylko jedna odpowiedź: wasz pieprzony Waszyngton też oberwie”. „Ogólnie rzecz biorąc, nasze stosunki z nim są dość ciepłe” - dodał Miedwiediew, dołączając roześmiane emotkę do swojego postu na platformie X.
Z kolei Financial Times, powołując się na doradcę Trumpa, poinformował, że kandydat Partii Republikańskiej może zmienić postanowienia porozumień mińskich w sprawie Ukrainy, jeśli zostanie ponownie wybrany. Według doradcy jednak tym razem „istniałyby mechanizmy egzekwowania z konsekwencjami za złamanie umowy.” Doradca dodał, że „musiałoby to być nadzorowane przez Europę, mając na myśli wojska z krajów Europejskich, a nie siły NATO ani siły pokojowe ONZ.”