• Czy przy rozbieżnych definicjach „pokoju” po stronie Rosji, Ukrainy i USA realne jest szybkie zakończenie wojny?
• Czy presja Donalda Trumpa na Kijów i Moskwę ma realny wymiar polityczny, czy przede wszystkim biznesowy?
• Czy Europa po zakończeniu wojny rzeczywiście będzie w stanie utrzymać dystans wobec Rosji, czy wróci do dawnych relacji gospodarczych?
Wszyscy chcą pokoju. To znaczy wszyscy mówią, że go chcą. Wiadomo, że od słowa do czynu droga bywa daleka. Problem w tym, że trzy główne zainteresowane strony – Rosja, Ukraina i USA – mają rozbieżne definicje tego, czym jest „pokój”.
Kiedyś Zachód wróci do relacji biznesowych z Rosją
Jeśli wziąć pod uwagę przekaz zachodnich mediów i deklaracje zachodnich polityków, to na zakończeniu wojny powinno najbardziej zależeć… Moskwie. Dziwi Was to? Skoro gospodarka rosyjska jest wyczerpana wojną, a zachodnie sankcje mocno uderzyły w rosyjski eksport węglowodorów (przede wszystkim ropy naftowej), to Władimir Władimirowicz Putin powinien zabiegać o zakończenie wojny. Rzecz w tym, że Moskwa głosi, iż trudności są przejściowe (jak za czasów ZSRR), a sankcje nie są tak dotkliwe, jak „kolektywny Zachód” twierdzi. A skoro Ukraina nie chce zgodzić się na oddanie Rosji Noworosji, to SWO (specjalna operacja wojskowa) będzie nadal prowadzona. Kreml zresztą tego nie skrywa, a nawet wręcz odwrotnie: gromko głosi!
Ukraina – przynajmniej obecnie – nie zamierza niczego prezentować Rosji, choć Donald Trump naciska na Kijów. Widocznie jednak w podobnym stopniu, co „koalicja chętnych”, wywiera presję na Moskwę. Trump nie ukrywa, że zabiegając o zakończenie wojny, dąży nie tylko do tego, by nie ginęli na niej ludzie i by zasłużyć sobie na Pokojową Nagrodę Nobla, ale również do tego, by móc wreszcie prowadzić biznesy z Rosją, a może nawet odciągnąć ją od Chin. Z kolei europejska część Zachodu nie mówi głośno o przyszłości nowych stosunków gospodarczych z Rosją po zakończeniu wojny. Na razie wspiera Zełenskiego, by ten nie ulegał terytorialnym żądaniom Moskwy.
Politycznie sytuacja ma się mniej więcej tak. Wojna w tym roku nie zakończy się. Szansa nawet na zawieszenie broni wydaje się iście matematyczna. Nie tylko dlatego, że do sylwestra dni pozostało niewiele. Przede wszystkim dlatego, że niewiele jest politycznej chęci do kompromisu. Bez niego nie dojdzie do zawieszenia broni, a osiągnięcie pokoju to będzie odległym etapem całego procesu. Nie tylko w najbliższych miesiącach, jak uważają realiści, ale nawet w roku 2026, co wieszczą pesymiści!
Wojna na Ukrainie wyczyściła europejskie magazyny ze starej broni
To jest wojna wielowymiarowa. To jest największy od czasów II wojny światowej program transferu bogactwa – z kieszeni europejskich i amerykańskich podatników prosto do kilku korporacji. To zachodnia strona medalu. Rosyjska jest mniej bardziej ideowa: zastopować „europeizację” Ukrainy, nie pozwolić, by dostała się w zachodni krąg politycznej przynależności! Koszty nieważne – imperium nie może stracić twarzy! Takie jest rosyjskie myślenie. Zresztą wcale nie takie nowe.
Wiceminister finansów RP Jurand Drop uważa, że wojna na Ukrainie jest zła dla gospodarki. Z pewnością, ale dla ukraińskiej. W wojnie gospodarki jednych państw tracą, inne zyskują. Nie bądźmy hipokrytami, wojna jest korzystna dla zachodniej gospodarki. Przynajmniej dla tej części zwanej „przemysłem obronnym”. Przecież jeśli sojusznik Ukrainy przekaże jej starszy wariant Leoparda 2 (nieważne, czy za darmo, czy na odroczoną płatność), to będzie zmuszony/skłonny zamówić nowy czołg – najlepiej najnowszego Leoparda 2.
Wojna to biznes. Pamiętacie, jak na początku konfliktu Niemcy pospieszyły z pomocą Ukrainie, przekazując jej kilka tysięcy hełmów? Stalowych, nie kevlarowych. Pamiętacie, jak na front trafiały z Zachodu stare czołgi, które – gdyby nie ta okoliczność – należałoby zutylizować? Jednym słowem: gdyby nie było wojny, to w wielu państwach NATO byłoby sporo sprzętu mocno odstającego właściwościami od nowoczesnej broni.
Gdy na Ukrainie nastanie pokój, to zatrzęsie nieco światowymi giełdami. Spadną akcje spółek związanych z przemysłem militarnym. Spokojnie – nie na długo. Pokój na Ukrainie nie oznacza powrotu Europy do świata „sielskiego i anielskiego”, tego z początku XX w. i czasów resetu z Rosją. Nadal zimnowojenne chmury przysłaniałyby słoneczko optymizmu. Zatem szybko sytuacja na giełdach wróciłaby do stanu sprzed wstrząsu. Już politycy zadbają.
Europa nadrabia stracone lata, wzmacnia potencjał militarny i przemysł obronny
Wojna trwa, a negocjacje będące początkiem jej zakończenia na dobre jeszcze się nawet nie zaczęły. Sytuacja ta przykrywa wewnętrzne problemy niektórych państw unijnej Europy. Niektórzy przywódcy państwowi bardziej „realizują się” na niwie zagranicznej niż krajowej. Innym rosną słupki poparcia, bo przecież w stanie wojny „nie zmienia się wodza”.
Amerykańscy producenci gazu ziemnego są zadowoleni z uniezależniania się Europy od rosyjskiego paliwa. LNG z USA jest droższe o 40–85 proc. w porównaniu z rosyjskim gazem rurociągowym. Europa wie, że niezależność od Gazpromu i podobnych surowców kosztuje. Uzależniła się teraz od dostaw z USA i nie zapowiada się, by miało dojść do łupkowej rewolucji i gazowej samowystarczalności. Dzieje się, oj, dzieje się! Akcje czołowych amerykańskich producentów broni zwyżkują od lutego 2022 r. Obroty wzrastają – również europejskim koncernom zbrojeniowym. Przed wybuchem wojny Rheinmetall notował 3 mld euro obrotu, teraz już 23 mld i zapowiada się dalszy wzrost.
A przestrzeni informacyjnej różne diagnozy pobrzmiewają. Rosja raz jest tak osłabiona, że przesuwa się na froncie do przodu w tempie żółwia. Kiedy indziej – wedle medialno-politycznych przekazów – jest tak mocna, że Zełenski powinien już machać białą flagą. A cała Europa winna zacząć kopać rowy przeciwczołgowe na wypadek rosyjskiej inwazji za kilka lat, gdy Moskwa odzyska siłę i potencjał.
Są tacy, którzy uważają, że Rosja jest „wygodnym wrogiem”. Europa może nadrobić stracone lata i wzmocnić potencjał obronny. Nie dlatego, że Rosja z pewnością najedzie na Zachód, bo na otwartą wojnę z NATO nie ma teraz szans i długo mieć nie będzie. Nie oznacza to jednak, że można uznać Rosję automatycznie, po zakończonej wojnie, za państwo miłujące pokój.
Gdy ten nastanie, wątpliwe jest, by unijna Europa nie była skora do wznowienia biznesowych relacji z Rosją. Europa nie może Rosji izolować. Wojna wojną, a biznes biznesem. Więcej zarabia się w czasie pokoju, odbudowy powojennej. Wojna nie skończy się wtedy, gdy zostanie ogłoszony „pokój”, lecz wtedy, gdy interesy głównych graczy przestaną się rozmijać. Na razie nic nie wskazuje, by Rosja, Ukraina i Zachód (nie zapominajmy) także o Chinach) były gotowe na taki moment. Może zamiast zgadywać, kiedy nastanie koniec wojny, warto zastanowić się, jak długo będzie się opłacało, by trwała?
Zacząłem od wyników sondażu, na nich – tyle, że ukraińskich – skończę. Interfax-Ukraina podał, że prawie 75 proc. Ukraińców gotowych jest poprzeć plan pokoju, który m.in. obejmowałby zamrożenie sytuacji na linii frontu z gwarancjami bezpieczeństwa bez oficjalnego uznania okupowanych terytoriów za część Rosji; 14 proc. stanowczo go odrzuca. A 63 proc. Ukraińców twierdzi, że są gotowi znosić wojnę tak długo, jak będzie to konieczne...