Grupę, która chce, by USA stały się tym, czym stało się brytyjskie imperium po II WŚ, tworzą: Brazylia, Rosja, Indie, Chiny, RPA, czyli BRICS. Oraz pozostali jej (nowi) członkowie: Arabia Saudyjska, Iran, Etiopia, Egipt, Argentyna oraz Zjednoczone Emiraty Arabskie. Kolejka chętnych do dołaczenia, podobno, jest długa.
BRICS chce „zreformować” porządek świata według własnego scenariusza
Od 22 października do 24, przez trzy dni w Kazaniu obraduje BRICS na najwyższym szczeblu. W depeszy PAP napisano: „Według niektórych źródeł zainteresowanie dołączeniem do bloku zgłasza nawet ponad 30 państw. Oficjalny akces złożyły m.in. Azerbejdżan, Malezja, Turcja, Białoruś. Są także państwa, które początkowo były zainteresowane uczestnictwem w BRICS, lecz potem wycofały się z tego pomysłu. Należą do nich m.in. Algieria, a także Kazachstan - prezydent tego kraju Kasym-Żomart Tokajew oświadczył 16 października br., że w „dającej się przewidzieć przyszłości” jego kraj nie będzie składać wniosku o przystąpienie do forum. Wśród oficjalnych celów istnienia BRICS wymieniane są m.in. stworzenie nowego systemu walutowego oraz reforma ONZ. Przed szczytem w Kazaniu pojawiły się informacje, że Chiny chcą tam zaprezentować „alternatywny porządek świata...”.
Prezentować to sobie Chiny, Rosja czy cały blok, mogą co chcą. Swój „porządek świata”, zwany dziś alternatywnym, wprowadzą wówczas, gdy w wyścigu o o globalne przewodnictwo gospodarcze wyprzedzą USA. Wbrew potocznemu mniemaniu BRICS nie jest blokiem o aspiracjach militarnych. Jego celem jest zmiana hegemona w światowej gospodarce. I to łączy członków bloku, nawet takich, którzy za sobą nie przepadają: patrz Chiny i Indie.
Teraz w Kazaniu i w innych miejscach tego świata przywódcy BRICS mogą przedstawiać różne prognozy, wynikające z tego, co grupa zaplanowała. Jednak od pomysłu do przemysłu… Wiecie sami. Dziś o tym, kto wiedzie prymat w światowej gospodarce, dobitnie wskazują liczby.
Wspólny PKB BRICS szacowany na ok. 30 bln USD, z czego 60 proc., czyli 18 bln USD jest wypracowane w Chinach. W 2024 r. PKB USA ma wynieść ok. 26-27 bln USD. Stany Zjednoczone pozostaje jedną z największych gospodarek na świecie, uzyskując ok. 24-25 proc. globalnego PKB. Owszem, BRICS, jako blok ma wyższy łączny PKB, ale USA jako pojedyncze państwo bije na głowę każdą z gospodarek BRICS z osobna.
Znaczący udział w wypracowaniu potęgi gospodarczej Stanów ma jej waluta. Jeszcze do I WŚ rolę globalnej waluty pełnił funt szterling. Potem zaczął dawać pola dolarowi USA, a po II WŚ banknoty z wizerunkami prezydentów stały się pieniądzem globalnie pożądanym. M.in. dlatego, w lipcu 1944 ponad 40 państw zawarło porozumienie (w Bretton Woods) na mocy którego stworzyły zasady dla międzynarodowego systemu walutowego, w tym powiązanie dolara amerykańskiego ze złotem (oraz utworzono Międzynarodowy Funduszu Walutowego i Banku Światowego.
W sierpniu 1971 r. USA zrezygnowały z wymienialności dolara na złoto i przeszły na kurs płynny, co zdaniem znawców, jeszcze bardziej wzmocniło pozycję dolara w globalnej gospodarce… Dość przypomnieć, że transakcje na rynku petro są prowadzone wyłącznie w USD, a próby wprowadzenia w jego miejsce innej waluty kończyły się fiaskiem (patrz: Kadafi, próba stworzenia petrowaluty opartej na złocie i arabska wiosna roku 2011).
BRICS-owski UNIT miałaby być alternatywą dla USD
Było to nieco dłuższe wprowadzenie do planów BRICS wykreowania alternatywnej waluty rozliczeniowej o skromnej nazwie „unit” („jednostka”). Żeby było jasne: grupa nie dąży (przynajmniej tak głosi) do zastąpienia dolara unitem, ale do tego, by unit był alternatywną walutą wobec USD.
To, w zamysłach bloku, ograniczyłoby wpływy USA, zmniejszyło zależność od dolara, co z kolei zwiększyłoby suwerenność finansową państw członkowskich BRICS i przyczyniłoby się do rozwoju ich systemów gospodarczych. I co nader istotne: BRICS zakłada, że dzięki kontrze do USD państwa, które zaakceptowałby nową walutę (można ją określić mianem „transferowej”) uniezależniłby się od systemów finansowych będących pod kontrolą Zachodu/USA. Wówczas polityka sankcji gospodarczych prowadzona przez Stany Zjednoczone co najmniej straciłaby na mocy.
USA nie będą się przyglądały, jak im BRICS dolara osłabia
Czy unit będzie pieniądzem jak dolar, juan czy euro? W papierze i monecie? Nie wiadomo. Może o tym w Kazaniu powiedzą. Prędzej będzie to cyfrowa waluta oparta na koszyku strategicznych surowców, jak złoto, ropa naftowa, gaz ziemny, metale itp.
W takim ujęciu unit miałby być bardziej stabilny, mniej podatny na inflację od dolara amerykańskiego czy euro, czołowych walut fiat, czyli takich, które w same w sobie nie przedstawiają materialnej wartości, a tą kreuje zaufanie społeczne do emitującego oraz stabilność gospodarki gospodarki emitenta.
Rzecz jasna takie przewartościowanie globalnego systemu finansowego nie jest kwestią roku czy lat kilku. Tak samo, jak jasne jest, że Stany Zjednoczone nie będą przyglądać się temu, jak mu dolara jakimś unitem osłabiają. A wówczas Bóg jeden wie, co może się wydarzyć…