Maszyny, które przybyły do Szwecji, kilka tygodni temu brały udział w atakach rakietowych i bombowych na cele w Jemenie. Na stałe stacjonują w bazie lotniczej Ellsworth w Dakocie Południowej. Ich obecność na terytorium państwa, które właśnie staje się członkiem NATO to jasny sygnał dla Rosji, ale też dla sojuszników USA w Europie.
Jak informuje Dowództwo Lotnictwa Strategicznego USA w oficjalnym komunikacie- „Podczas rozmieszczania załogi bombowców i personel pomocniczy zintegrują się ze szwedzkimi siłami zbrojnymi, członkami NATO i innymi partnerami międzynarodowymi, aby zsynchronizować zdolności i zapewnić zdolności w zakresie bezpieczeństwa na całym obszarze odpowiedzialności U.S. European Command.”
Obecność amerykańskich samolotów, nawet bombowców strategicznych, w Szwecji nie jest niczym wyjątkowym. Już w ubiegłym roku maszyny tego typu zawitały na krótko do tego kraju. Natomiast obecnie ich rozlokowanie w Szwecji zbiegło się z ostatecznym przystąpieniem tego kraju do NATO. Automatycznie zwiększa to znaczenie tego kontyngentu, którego obecność pierwotnie była związana przede wszystkim z trwającymi obecnie ćwiczenia NATO Steadfast Defender 24, których polskim elementem są również zapoczątkowane w poniedziałek ćwiczenia Dragon 24.
Warto zwrócić uwagę na te wyjątkowe samoloty. Strategiczny bombowiec naddźwiękowy B-1B wszedł do służby w US Air Force w 1985 roku. Samolot miał zstąpić bombowce B-52, ale nigdy się tak nie stało. Maszyna powstał na podstawie wcześniejszego prototypu super szybkiego bombowca B-1A, który nie wszedł ostatecznie do produkcji. Przekształcił się natomiast w B-1B Lancer, który nie wygląda jak bombowiec, a raczej jak myśliwiec. Wydłużona sylwetka, skrzydła o zmiennej geometrii i dwa potężne silniki umieszczone pod statecznikiem. To robiło wrażenie, podobnie jak osiągi B-1B.
Mimo tego, że względem B-1A prędkość zredukowano „zaledwie” do 1,2 Macha, to maszyna jest cięższa od poprzednika i zabiera 34 tony uzbrojenia w trzech komorach bombowych, których podstawowym ładunkiem miały być pociski manewrujące lub bomby z głowicami jądrowymi. W związku z zakończeniem Zimnej Wojny i redukcją amerykańskiego arsenału jądrowego już w 1991 roku maszyny oficjalnie przestały pełnić rolę nośników broni atomowej. Ale nadal przenosiły potężny ładunek konwencjonalnego uzbrojenia. Dziś powoli wracają do swojej pierwotnej roli i mogą korzystać z pełnej gamy uzbrojenia, przede wszystkim z pocisków manewrujących i bomb naprowadzanych.
Ciekawa historia wiąże się ze zwyczajową nazwą samolotu w amerykańskim lotnictwie, które oczywiście różni się od oficjalnej. B-1B od 1990 roku nosi oficjalną nazwę Lancer, ale lotnicy nazywają go „Bone”, po angielsku kość. Legenda mówi, że to ze względu na nietypowego w przypadku bombowca kształtu, ale fakty są bardziej prozaiczne. Nazwę B-1 pisze się „B-One” co wygląda zupełnie jak „bone”.
Warto na koniec powiedzieć, że "latająca kość" nie zastąpiła B-52, ale też nie została wysłana na emeryturę przez "niewidzialne" B-2 Sirit. Będą też służyć długo równolegle ze swoim następcą, czyli B-21 Raider. B-1B Lancer mają pozostać w służbie co najmniej do roku 2048 i przechodzą obecnie modernizację, mającą podnieść ich możliwości bojowe i parametry pilotażowe.
Listen on Spreaker.