Takiego siłowego rozwiązania spodziewano się, ale w „Solidarności” raczej nie liczono, że partia zdecyduje się na taki krok. O tym, że Azalia zacznie się 13 grudnia, wiedziano – za sprawą informacji od płk. Ryszarda Kuklińskiego – w Waszyngtonie.
Z CZYM WŁADZA LUDOWA RUSZYŁA NA WOJNĘ Z SOLIDARNOŚCIĄ?
Wiedziano też, bo inaczej być nie mogło, w Moskwie. Cała operacja była konsultowana z głównodowodzącym Układu Warszawskiego marszałkiem Wiktorem Kulikowem. Dlaczego partia postanowiła pójść na wojnę ze społeczeństwem, tą częścią, która popierała działania „Solidarności”, to będzie dużo w 40. rocznicę wprowadzenia stanu wojennego. W przededniu tej rocznicy spójrzmy na wydarzenie od strony wojskowej. Co by nie mówić, jakby nie oceniać stanu wojennego, była to operacja na gigantyczną skalę.
Odrzucając na bok polityczne sympatie, trzeba stwierdzić, że przeprowadzono ją – z militarnego punktu widzenia – wręcz wzorowo. Co prawda 13 grudnia o 6:00 tow. Jaruzelski w przemowie ogłaszającej wprowadzenie nowych porządków (w PR i TVP), mówił o tym, by nie polała się ani jedna kropla polskiej krwi, to rzeczywistość w tym względzie była odmienna od planów. A w nich zakładano trzy scenariusze rozwoju sytuacji.
Pierwszy: „Solidarność” i społeczeństwo są przybite akcją partyjno-wojskową. Nie ma protestów, nie ma strajków. Oporni są pod butem.
Drugi: tu i ówdzie dochodzi do czynnego oporu, ale protest nie wylewa się, jak w grudniu 1970 r., na ulice.
I trzeci: insurekcja. Wojsko i milicja muszą tłumić protesty z zastosowaniem „środków przymusu bezpośredniego”, włącznie z użyciem broni. Jaruzelski i jego ekipa nie mieli pojęcia, który z tych wariantów ziści się. Dlatego, nie tylko dla zastraszenia społeczeństwa, ale także na tzw. wszelki wypadek, postanowili wystawić takie siły, jakby to miała być prawdziwa wojna. Z czym władza ludowa ruszyła na wojnę z „Solidarnością”?
OPERACJA „AZALIA” - GIGANTYCZNE PRZEDSIĘWZIĘCIE NATURY NIE TYLKO LOGISTYCZNEJ
Wcześniejsze bunty, jak to określała władza, różnych tzw. warchołów i elementów antysocjalistycznych były wydarzeniami o zasięgu lokalnym, więc wymagały odpowiedni mniejszego zaangażowania. Może poza sierpniem 1980 r., ale wówczas tow. Edward Gierek – mimo takich propozycji ze strony gotowych na powtórkę z grudnia 1970 r., – nie wprowadził stanu wojennego.
Operacją Azalia miała być objęta cała Polska, więc i mobilizacja sił i środków była nadzwyczajna. W tym miejscu oddajmy głos historykowi Jerzemu Eislerowi, który w arcyciekawej książce „Co nam zostało z tamtych lat. Dziedzictwo PRL” napisał był…
„Ze względu na ogólnokrajowy charakter operacji wprowadzania stanu wojennego do spacyfikowania społecznego oporu w grudniu 1981 r. użyto łącznie ok. 100 tys. funkcjonariuszy podległych Ministerstwu Spraw Wewnętrznych (milicjantów, funkcjonariuszy Zmotoryzowanych Odwodów Milicji Obywatelskiej i Służby Bezpieczeństwa) oraz 49 tys. osób z Rezerwowych Oddziałów MO. Wojsko w operacji wprowadzania stanu wojennego wzięło udział siłami jedenastu dywizji, w tym dwóch desantowych. Bezpośrednio w akcji tej było zaangażowanych ponad 70 tys. żołnierzy (w sumie z jednostkami zabezpieczenia ponad 200 tys.) wyposażonych w 1750 czołgów, 1400 pojazdów opancerzonych, 500 wozów bojowych piechoty, ponad 9000 samochodów oraz setki śmigłowców i samolotów. Nigdy w Polsce po II wojnie światowej nie zmobilizowano tak wielkich sił, z których czwartą część skoncentrowano w Warszawie i jej najbliższym sąsiedztwie…”.
HONOR OFICERA CZY BOJAŹŃ PRZED WYCIECZKĄ DO MOSKWY?
W pierwszych dniach stanu wojennego sprawdził się scenariusz drugi rozwoju sytuacji. Nie było totalnej bierności, ale nie było także kolejnego powstania przeciwko władzy. Strajkowano w 199 zakładach (w 50 strajki były zorganizowane, bo utworzono komitety strajkowe) na ok. 7 tys. istniejących. Strajki w 40 zakładach spacyfikowała Milicja Obywatelska przy, mnie lub bardziej aktywnym wsparciu, wojska. Polała się krew, która nie miała się polać. Po latach gen. Jaruzelski będzie konsekwentnie przedstawiał swój bilans śmierci: wg niego miało zginąć... 14 osób.
Z początkiem lat 90. udało mi się rozmawiać z Edwardem Gierkiem. Zapytałem go, czy Jaruzelski wprowadził stan wojenny, by ratować socjalizm? Gierek nie cierpiał generała. Odpowiedział: - Jaki socjalizm, on ratował własną dupę, bo bał się, żeby go nie wywieźli do Moskwy, jak wywieziono Dubczeka (lidera „praskiej wiosny” w 1968 r. - przyp. SE). Tylko Dubczek wrócił do domu, a Jaruzelski by nie wrócił! Czy tak było? Nie jest to wykluczone. Gdyby Jaruzelski nie poszedł na wojnę, to pewnie straciłby władzę na rzecz bardziej radykalnych towarzyszy.
Historyk Antoni Dudek (miał 15 lat w grudniu 1981 r.) w wywiadzie dla „Dziennika Gazety Prawnej” poniekąd podziela opinię Gierka: „Generał Wojciech Jaruzelski żył w ciągłym strachu, w obawie. Pozostaje dla mnie najbardziej zagadkową postacią pośród wszystkich przywódców komunistycznych. Kluczem do jego zrozumienia jest chyba młodość, czyli zesłanie na Syberię, śmierć ojca, choroba oczu, przez którą nosił swoje słynne ciemne okulary. On się przez resztę życia panicznie bał. Bał się, że popadnie w niełaskę i w związku z tym gorliwie służył komunistom…”.
Ostatni I sekretarz KC PZPR Mieczysław Rakowski pisał w swoich „Dziennikach”, że gdyby coś się niem powiodło ze stanem wojennym, gdyby doszło do zewnętrznej interwencji, to Jaruzelski gotów był sobie strzelić, jak to się mawia, w łeb. Zresztą nie tylko Rakowski tak twierdził...
HISTORYCZNY SPÓR O STAN WOJENNY SPOREM NIE DO ROZSTRZGNIĘCIA?
Czy generał bał się Radzieckich, tak jak ocenił to Gierek? Zapytałem o to Wojeiecha Jaruzelskiego w rozmowie na okoliczność 20. rocznicy wprowadzenia stanu wojennego. Zacząłem od pytania z tezą Gierka, w wersji dość załagodzonej. Jaruzelski odpowiedział, bardzo zmieszany:
„Jest to opinia uproszczona, w pewnym sensie zwulgaryzowana, aczkolwiek przedstawia sugestywnie jakiś wariant możliwego finału. Zwulgaryzowana w tym sensie, że nie można abstrahować od całokształtu ówczesnej sytuacji politycznej, przede wszystkim wewnątrz Polski. To czym mogłoby się wszystko zakończyć poprzedzała bardzo skomplikowana, wręcz dramatyczna sytuacja w kraju. Interwencja byłaby przeciwpochodną rozwoju wydarzeń, które przetaczały się przez Polskę i stawały się powodem lub pretekstem dla ewentualnego wkroczenia wojsk Układu Warszawskiego. Jeśliby do tego doszło, to dla mnie osobisty finał mógłby być taki, o jakim mówił panu Edward Gierek. Z tą poprawką, że żywy do Moskwy nie dałbym się zawieźć. Wprowadzając stan wojenny myślałem jednak przede wszystkim o tym, że interwencja byłaby katastrofą, tragedią dla Polski…”.
W 2006 r. Lech Wałęsa ocenił, że stan wojenny to była wielka zbrodnia, to najgorsza rzecz, jaka się stała. To była największa zbrodnia w całym 50-leciu komunizmu... 22 lipca 1983 r. władza zniosła stan wojenny.
Polecany artykuł: