„Super Express”: – Pojawiło się kilka dni temu w mediach społecznościowych wstrząsające zdjęcie – figura ukrzyżowanego Chrystusa wynoszona z jednego z lwowskich kościołów. To powszechny czy jednostkowy przypadek?
Dorota Janiszewska-Jakubiak: – To zdjęcie, które obiegło media społecznościowe, wywołujące ogromne wrażenie, zostało zrobione podczas akcji rozmontowania i zabezpieczania Golgoty znajdującej się na dziedzińcu katedry ormiańskiej we Lwowie. To drewniane rzeźby, przez co łatwiej je zdemontować i przenieść w bezpieczne miejsce. Znacznie trudniej jest zabezpieczyć przed zniszczeniem rzeźby i płaskorzeźby wykonane w kamieniu. Chroni się je przy pomocy specjalnych konstrukcji z użyciem wełny mineralnej, materiałów ognioodpornych, różnego rodzaju osłon – np. worków z piaskiem. Tych zabytków do zabezpieczenia przez zniszczeniem we Lwowie jest dużo. Zespół staromiejski Lwowa wpisany jest na Listę Światowego Dziedzictwa UNESCO. Zajmuje 120 hektarów i niemal w każdym z obiektów znajdujących się na tym terenie jest coś, co należałoby zabezpieczyć przed zniszczeniem. Cały obszar objęty wpisem na Listę UNESCO wraz ze strefą buforową to około 3 tys. hektarów.
– Czy chodzi również o to, że są to również ślady polskiej kultury we Lwowie?
– Lwów zawsze był miastem wielonarodowym i wielokulturowym i niezwykle ważnym w historii Rzeczypospolitej, ale ma też istotne miejsce w dziejach innych kultur i narodów przez wieki związanych z tym miastem – nie tylko dla Polaków i Ukraińców – również dla Żydów, Ormian, Czechów, Niemców... Dla nas jest to miasto niezwykle ważne, choćby przez to, co znajduje się w tutejszych muzeach, bibliotekach i archiwach. Także ze względu na historię obiektów sakralnych, jak choćby Bazylika archikatedralna Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny, zwana potocznie Katedrą Łacińską. Lwów jest symbolicznym miastem dla Polaków również przez to, że znajdują się tu dwa ważne dla nas cmentarze: Łyczakowski i Janowski.
– Do Lwowa wojna nie dotarła. We Lwowie szykują się, na wszelki wypadek, do ewakuacji najcenniejszych zbiorów muzealnych?
– Oczywiście. To normalna procedura w sytuacji zagrożenia, czy to klęską żywiołową, czy tak tragicznym zagrożeniem, jakim jest ta barbarzyńska wojna, którą teraz śledzimy, ciągle jeszcze z daleka. Czy będzie ewakuacja? To już zależy od rozwoju sytuacji na Ukrainie i decyzja o niej podjęta zostanie, jeśli zajdzie tak potrzeba, na poziomie rządowym.
– Wiceminister kultury i dziedzictwa narodowego Jarosław Sellin powiedział, że jeśli zajdzie taka potrzeba, to Polska gotowa jest przyjąć takie zbiory. „Jesteśmy na to gotowi” – oświadczył 8 marca wiceminister…
– I to jest twarda deklaracja pomocy. Instytut Polonika ewentualną ewakuacją zbiorów muzealnych i archiwalnych z Ukrainy do Polski raczej nie będzie nie zajmował. Mamy wyspecjalizowane instytucje, podległe resortowi kultury, które podołają wykonaniu takich zadań. Polonika zajmuje się zabezpieczaniem zabytkowych nieruchomości, których nie ma możliwości ewakuować. Chodzi także o dostarczanie sprzętu przeciwpożarowego, tak by w razie, gdyby doszło do ostrzału, gdyby wybuchł pożar, można było szybko i skutecznie reagować. Nie łudźmy się jednak, że takie zabezpieczenia uchronią zabytki, gdy na historyczne centrum Lwowa spadną bomby lub rakiety.
– Lwów, poza pierwszym dniem wojny, jest przez nią oszczędzany. Na razie, bo na tej wojnie wszystko szybko się zmienia.
– Na razie tak, ale w piątek ostrzeliwane było lotniska w Łucku, Iwano-Frankiwsku, czyli dawnym Stanisławowie. Nie można wykluczyć, że pod ostrzałem znajdzie się lotnisko we Lwowie.
– Tak, a armia rosyjska jak atakuje lotniska, to z takim rozrzutem, że nie tylko w nie trafia. Mówi się, że gdy płoną lasy, nie czas żałować róż. Ludzie, ich życie, są najważniejsi. Nad zniszczonymi zabytkami płacze się w ostatniej kolejności. W Charkowie zbombardowali Sobór Zaśnięcia Matki Bożej. Nietknięta przez wojnę jest ukraińska świętość – Ławra Peczarska w Kijowie. Czy może dojść do tego, że zabytki będą celem, tak jak to było w czasie II wojny w Warszawie czy Londynie?
– Gdy obserwuję to, co dzieje się na froncie i w jaki sposób postępuje armia rosyjska, to nie byłabym zaskoczona, gdyby sięgnęła po takie terrorystyczne metody. Teraz nie ma informacji o takich działaniach. Trzeba jednak pamiętać, że mamy wciąż bardzo skąpe informacje o tym, jak wojna wpłynęła na stan dziedzictwa kulturowego. Wiemy o zbombardowaniu uniwersytetu w Charkowie. Wiemy o bombardowaniu Czernihowa, miasta, które kandyduje do wpisu na listę UNESCO. Wiemy też o tym, że Rosjanie grozili zbombardowaniem Soboru Sofijskiego w Kijowie który jest niezwykle symboliczny dla prawosławnych i grekokatolików, tak Ukraińców, jak i Rosjan… Mam nadzieję, że do tego nie dojdzie, że jakąś ochronę części zabytków daje to, iż są wpisane na Listę Światowego Dziedzictwa UNESCO. Chociaż… Gdy widzi się, jak barbarzyńsko zachowuje się armia rosyjska, to nie mam pewności, czy będą się tym przejmować. Skoro nie ma poszanowania dla ludzkiego życia, to jak mają szanować zabytki?
– Wojna nikogo i niczego nie szanuje.
– To prawda, ale to co dzieje się na Ukrainie, pokazuje tę prawdę szczególnie boleśnie. Jako pracownicy takiej instytucji jak nasza – zaangażowanej w ratowanie zabytków wspólnego dziedzictwa Ukrainy i Polski - jesteśmy emocjonalnie związani z tymi miejscami, o których mówiliśmy. To jest nasz „front” robót konserwatorskich, dla mnie osobiście od dwudziestu paru lat. Teraz polscy i ukraińscy konserwatorzy przestawili się na inne działania. Dla nas zabytki to też są ludzie. To są ci, którzy opiekują się zabytkami, którzy tam pracują, poświęcając lata życia, by je ratować i chronić przed zniszczeniem, teraz zniszczeniem wojennym. To ludzie, którzy teraz muszą ratować nie tylko zabytki, ale i swoje rodziny. Duża część z grupy konserwatorów ukraińskich, z którymi współpracujemy, to młodzi mężczyźni, którzy służą już w batalionach pomocy medycznej lub obrony terytorialnej, a niektórzy – być może – wkrótce pójdą na front…
Polecany artykuł: