W miastach frontowych i przyfrontowych w pierwszej kolejności trzeba zadbać o bezpieczeństwo ludzi. Gdy starczy sił i czasu można zatroszczyć się o bezpieczeństwo zabytków. Wszystkiego nie da się uchronić. Przykłady z historii, choćby Polski z 1939 r., pokazują, że jest to najzwyczajniej niemożliwe. Skuteczną ochroną zabytków przed bombardowaniem czy ostrzałem artyleryjskim byłoby, gdyby do nich nie strzelano i nie bombardowano. Co cenniejsze zabytki, np. pomnik – jeśli nie można ich zdemontować i przenieść w bezpieczniejsze miejsce – okładane są workami z piaskiem. Stare i bezcenne rzeźby Ukraińcy ewakuują z kościołów i cerkwi. W historię wojennej fotografii prasowej wpisze się zdjęcie, na którym widać, jak ormiańskiej katedry we Lwowie wynoszony jest drewniana rzeźba przedstawiająca ukrzyżowanego Chrystusa. Krzyż został w kościele.
Lwów nie znajduje się w strefie frontowej. Dziś. A jutro, później? Wojna jest w Charkowie. 2 marca Rosjanie ostrzelali tamtejszy sobór Zaśnięcia Matki Bożej. Mocno nie ucierpiał, ale to, że armia rosyjska skierowała ogień na zabytek i prawosławną świątynię jest bulwersujący. Nie tylko prawosławnych. „Przypomnę, że sobór przetrwał bolszewików i II wojnę światową, kiedy wszystkie budynki wokół zostały zniszczone" – napisał w na jednym z kanałów w komunikatorze Telegramie przedstawiciel ukraińskiego Ministerstwa Spraw Wewnętrznych Anton Heraszczenko.
O ile w przypadku ostrzału charkowskiego soboru, stojącego w centrum miasta, Rosjanie mogą łgać i tłumaczyć, że chcieli ostrzelać cele w pobliżu świątyni (znaczy się: cywilne), to w przypadku cerkwi we wsi Wiaziwka (k. Żytomierza) nawet takimi tłumaczeniami nie mogą się posługiwać. Cerkiewka nie jest zabytkiem klasy zerowej, wokół nie niej roztacza się pole. „Rosyjscy okupanci zniszczyli cerkiew Narodzenia Najświętszej Marii Panny. „Została zbudowana w 1862 roku. Świątynia przetrwała imperium rosyjskie, niemieckich nazistów i Sowietów. Rosyjskie orki nie mają moralności, godności, wiary” – napisała na Twitterze I wiceminister spraw zagranicznych Ukrainy Emine Dżaparowa.
Nalotów i ostrzałów uniknęła (na razie i oby tak było do końca wojny) Ławra Peczerska, która dla prawosławnych (nie tylko ukraińskich) jest tym, czym dla Polaków (nie tylko katolików) jest klasztor jasnogórski w Częstochowie. Jeśli jednak Rosjanie zacisnęliby pierścień okrążenia wokół Kijowa, to nie ma pewności, że Ławra nadal byłaby nietykalna. To samo dotyczy każdego ukraińskiego miasta. Teraz z Ukrainy wychodzą wiadomości o zabijaniu cywili, bombardowaniu szkół, przedszkoli i szpitali. Z rzadka dowiadujemy się o zmieszczenia historycznej infrastruktury. Po prostu: na wojnie życie ludzi jest cenniejsze niż istnienie zabytków.