Analityk wojskowy: Ukraina wytrzyma jeszcze rok
Zdaniem Gustawa Gressela „wytrzymają jeszcze rok, potem może być gorzej”. Podobne przesłanie formułują ukraińscy eksperci wojskowi. Ich zdaniem kontynuowanie oporu jest najbardziej prawdopodobnym scenariuszem, tym bardziej, jeśli Kijowa, a tak jest, nie satysfakcjonują warunki ewentualnego zawieszenia broni. Zwracają oni uwagę na to, że od początku lutego rosyjskie siły zbrojne zdobyły 48 km kw., tracąc 15 240 zabitych i rannych, co oznacza, że 1 km kw. „kosztował” napastnika 317 ludzi, podczas gdy jeszcze w ubiegłym roku ten wskaźnik wynosił 129, a w styczniu - 148.
Ich zdaniem Rosjanie są bardzo zmęczeni, potrzebują przegrupowania (właśnie rozpoczęli je w 10 armii, która ma uderzyć w północnej części obwodu donieckiego) i dlatego zależy im na zawieszeniu broni, choćby w związku ze świętami Wielkiej Nocy. Może się też okazać, jak argumentują, że w okolicach maja-czerwca to strona ukraińska odzyska odcinkową inicjatywę, choć raczej o wymiarze taktycznym, a nie operacyjnym.
W długiej perspektywie Rosja jest w wojnie w lepszej sytuacji?
W dłuższej perspektywie Rosjanie, którzy zwiększyli swą produkcję na rzecz sił zbrojnych, są w lepszej sytuacji. Ich przemysł jest obecnie w stanie produkować miesięcznie „w pikach” nawet 350 czołgów, a średnio 150 do 200. Do tej liczby nie wlicza się maszyn wyciągniętych z magazynów długotrwałego składowania, które są następnie „rewitalizowane”. Te zasoby, jeszcze z czasów ZSRR, znacząco się już skurczyły, ale nie zmienia to faktu, że - zdaniem ukraińskich specjalistów - gdyby Kreml wykorzystał wszystkie zapasy, to dysponowałby potencjałem 4 do nawet 5,5 tys. maszyn, czyli większym niż w 2022 roku, w momencie wybuchu wojny.
Narastać może też wsparcie Korei Płn. i innych państw wspierających Rosję, a to oznacza, że po tym jak Moskale zdołają przegrupować swe siły, wyposażyć je w technikę, będą też mieć ok. 10 mln sztuk pocisków różnego kalibru. Ale to dopiero perspektywa jesieni, do tego czasu siły ukraińskie są zdolne kontynuować walkę w sposób zorganizowany.

Czy Kijów jest przygotowany na wstrzymanie pomocy z USA?
Tym bardziej, że jak powiedział portalowi NV general major Władimir Gawriłow, były wiceminister obrony, Kijów przygotował się na negatywny scenariusz, jakim jest wstrzymanie amerykańskiej pomocy. Po pierwsze wojna ma przede wszystkim charakter „dronowy”, czołgi i wozy pancerne zostały de facto wycofane z pierwszej linii ze względu na nasycenie przestrzeni powietrznej systemami bezzałogowymi. 97% zapotrzebowania sił zbrojnych Ukraina na systemy bezzałogowe pokrywa własną produkcją, co oznacza, że jest względnie niezależna od ewentualnej amerykańskiej pomocy wojskowej.
Ta w latach, 2022-2024, jak argumentuje Gawriłow, była kluczowa. Bez niej, ze względu na pustki w arsenałach europejskich, Ukraina nie byłaby w stanie kontynuować oporu. Ale teraz sytuacja zmieniła się i państwa starego kontynentu, w jego opinii, są w stanie pokrywać zapotrzebowanie na amunicję i sprzęt, którego potrzebują Ukraińcy. Pozostałe potrzeby zaspokoją oni własną produkcją.
Nawet jeśli ta opinia jest przesadzona, bo nie odpowiada na pytanie, co ze zdolnościami wymagającymi bardziej zaawansowanych technologii, w rodzaju łączności satelitarnej, rozpoznania, targetingu, systemów obrony przeciwlotniczej, to i tak wniosek jest oczywisty – Ukraina może kontynuować walkę nawet bez wsparcia ze strony Stanów Zjednoczonych, a to oznacza, iż nie musi przyjmować nieakceptowalnych warunków pokoju czy nawet zawieszenie broni.
Zawieszenie broni bez akceptowalnych warunków pokoju nie będzie możliwe
Tym bardziej, że w środowisku ukraińskich ekspertów silnie zakorzeniony jest pogląd, że zawieszenie broni bez równoległego określenia parametrów pokoju i gwarancji bezpieczeństwa jest rozwiązaniem nieakceptowalnym, bo tymczasowym, a w nowych realiach - i jeśli Rosjanie za jakiś czas zdecydują się wznowić działania wojskowe - trudniej będzie mobilizować sojuszników, aby ci udzielili Kijowowi wsparcia. Tego rodzaju nastawienie strony ukraińskiej, nie mówiąc już o nastrojach opinii publicznej, skłania do postawienia sądu, iż Wołodymyr Zełenski i jego otoczenie będą twardo negocjować, nie poddadzą się presji Trumpa, który jest zainteresowany szybkim zakończeniem konfliktu i stawiać będą na Europę, jako sojusznika, który gwarantuje utrzymanie zdolności do oporu.
Nie chodzi w tym wypadku wyłącznie o pomoc wojskową i ekonomiczną, choć są one niezwykle ważne, ale o coś znacznie istotniejszego. Ukraińska strategia koncentruje się dziś wokół trzech głównych kierunków działania. Po pierwsze chodzi o stabilizowanie linii frontu, po drugie zagwarantowanie sobie wsparcia sojuszniczego mogącego uzupełniać zdolności własnej produkcji broni i amunicji (również luf artyleryjskich, bo tu Rosjanie mają swoją „piętę achillesową) oraz niszczenia rosyjskiego przemysłu rafineryjnego i atakowania statków wchodzących w skład tzw. floty cienia.
Tajemnicze eksplozje rosyjskich tankowców na Morzu Śródziemnym
Z ostatnich informacji wynika, że w następstwie niewyjaśnionych eksplozji w ciągu ostatniego miesiąca awarii uległy na Morzu Śródziemnym trzy tankowce transportujące rosyjską ropę naftową. Wybuchy nie doprowadziły do wycieku surowca i zanieczyszczenia tego akwenu, ale uszkodziły statki, eliminując je, na pewien przynajmniej czas, z użytkowania. Wszystko wskazuje na to, że mieliśmy do czynienia z operacjami ukraińskich sil specjalnych i należy spodziewać się ich kontynuowania.
Z kolei na Bałtyku, który jest nawet ważniejszym akwenem, bo tą drogą Rosjanie eksportują swoje surowce, nasila się współpraca wojskowa państw regionu. Ostatni artykuł autorstwa Lars Løkke Rasmussena, ministra spraw zagranicznych Danii, ale podpisany przez innych ministrów ze wszystkich państw skandynawskich i bałtyckich sygnalizuje możliwość ciekawych ruchów. Mowa w nim, po pierwsze o gotowości zwiększenia pomocy dla Kijowa, choć Skandynawowie i Bałtowie - gdyby ich pomoc traktować łącznie - są drugim, po Stanach Zjednoczonych - „dostawcą”.
Po drugie mowa o negocjacjach pokojowych „z pozycji siły”, co oznacza zarówno krytykę dotychczasowego podejścia administracji Trumpa, jak i gotowość do wykonania posunięć zwiększających w efekcie „siłę negocjacyjną” Kijowa. I wreszcie, po trzecie, mowa w nim o wspólnym działaniu Europy, która prowadząc politykę wspierania Ukrainy, poprawi swe relacje z sojusznikiem amerykańskim.
Co Skandynawowie i Bałtowie mogą zrobić, aby wpłynąć na negocjacje pokojowe z Rosją?
Wybór ministra spraw zagranicznych Danii, kraju, którego relacje ze Stanami Zjednoczonymi po wypowiedziach Trumpa w kwestii Grenlandii pozostają napięte, ma też wymiar symboliczny. Pozostaje odpowiedź na pytanie, co Skandynawowie i Bałtowie mogą zrobić, aby zmienić sytuację geostrategiczną Rosji i wpłynąć na charakter negocjacji pokojowych? Jedno z rozwiązań sugeruje Elisabeth Braw, pisząc o zacieśnianiu się współpracy wojskowej państw Morza Bałtyckiego. Chodzi oczywiście o kwestie ochrony infrastruktury podwodnej. Ale nie tylko, bo ostatnio niemiecka prasa donosiła o co najmniej trzech potwierdzonych przypadkach sabotażu na okrętach jej marynarki wojennej.
Jeśli współpraca wojskowa państw Morza Bałtyckiego - gdzie Amerykanie są w praktyce nieobecni, bo uznawali ten akwen za zbyt mały dla potrzeb penetracji własnej marynarki wojennej - weszłaby na nowy poziom, umożliwiając czasowe blokowanie, lub choćby utrudnianie żeglugi rosyjskich statków „floty cienia”, to takie działanie byłoby nie tylko narzędziem presji wywieranej na Rosjan, ale również ostrzeżeniem dla Amerykanów, iż nie tylko oni dysponują środkami oddziaływania na Kreml.
Merz: Postawa Trumpa nakazuje budowanie „europejskiego NATO”
To, co napisał Rasmussen, koresponduje z ostatnimi wypowiedziami Friedricha Merza. Lider niemieckich Chadeków i bardzo prawdopodobny przyszły kanclerz koalicyjnego (z SPD) rządu jeszcze przed głosowaniem zauważył, że postawa Trumpa nakazuje budowanie „europejskiego NATO”, alternatywy wobec Sojuszu, powiedział też, że „w pełni zgadza się” z Emmanuelem Macronem w kwestiach konieczności uzyskania przez nasz kontynent suwerenności strategicznej i zmienił, już w kilka godzin po wyborach, swe stanowisko w sprawie reformy niemieckiej konstytucji.
W tym wypadku chodzi o tzw. hamulec zadłużenia, który ogranicza zaciąganie przez Berlin długu na potrzeby np. zwiększania wydatków na bezpieczeństwo. W czasie kampanii lider CDU deklarował gotowość do tego rodzaju ruchów, ale nie szybko, dopiero po tym, jak nie udałoby się zwiększyć nakładów innymi środkami, choćby dzięki oszczędnościom budżetowym. Teraz, znając rozkład głosów w nowym Bundestagu, w którym większość blokującą zmiany konstytucyjne uzyskały partie przeciwne reformie „hamulca zadłużenia” po to, aby zwiększyć wydatki na obronność, Merz deklaruje gotowość przeforsowania tego rodzaju reformy szybko, jeszcze przez „stary” Bundestag, w którym do momentu zaprzysiężenia nowych posłów CDU może zbudować wystarczającą większość.
Niemcy będą optować za skokowym wzrostem europejskiej pomocy dla Ukrainy?
Jeśli Merz przeprowadzi tego rodzaju zmiany, będzie to oznaczało, że wybrał drogę twardej rywalizacji z Trumpem, nawet na granicy zerwania, i Niemcy mogą optować za skokowym wzrostem europejskiej pomocy dla Ukrainy, podobnie jak, na rzecz rozbudowy potencjału wojskowego.
Te zmiany w Berlinie są niezwykle ważne, jeśli mówimy o zdolnościach Kijowa do stawiania oporu rosyjskiej agresji. Przede wszystkim z tego powodu, że największym zagrożeniem dla Ukrainy, w krótszej perspektywie, jest zmiana polityki Chin. Jeśli bowiem w ramach jakiegoś „gestu dobrej woli” Amerykanie zredukują skalę antyrosyjskich sankcji, to wówczas Moskwa może zacząć kupować duże ilości broni w Państwie Środka. Zablokowanie takiego scenariusza leży w interesie Kijowa, a zmiany w Niemczech oznaczają zwiększenie na to szans.
Europejska alternatywa wobec NATO, o której mówi Merz, ma sens tylko wtedy, kiedy udałoby się zbudować nowe relacje z Pekinem. Nieprzyłączanie się naszego kontynentu do ew. europejskich sankcji wymierzonych w Chiny leży zarówno w interesie niemieckiej gospodarki, jak i stanowić może narzędzie w dopiero zaczynającej się rozgrywce strategicznej Ameryka – Europa. Jej wynik nie jest przesądzony, nie można nawet zakładać, że strony chcą doprowadzić do „kontrolowanego rozwodu”, przeciwnie - dziś chodzi o zmianę charakteru relacji sojuszniczych.
Kijów musi grać na czas, musi utrzymać swoją pozycję na froncie
Ale z punktu widzenia Ukrainy tężejąca wola wsparcia Europy dla jej wysiłków, bo państwa naszego kontynentu chcą wzmocnić swoją pozycję negocjacyjną wobec Ameryki, jest korzystnym czynnikiem. Kijów musi grać na czas, musi utrzymać swoją pozycję na froncie. Nie ma nic do stracenia.
Ale jest też drugi czynnik. Trump, nie mając możliwości szybkiego wymuszenia pokoju, a jednocześnie - jeśli stanie w obliczu „atlantyckiego rozwodu” - może zostać zmuszony do rewizji swej dotychczasowej linii. Kluczową jest w tym wypadku postawa jednego państwa – Polski. Jeśli Warszawa, ujmując sprawy skrótowo, przyłączy się do „linii Trumpa”, to pomoc wojskowa dla Ukrainy, niezależnie przez kogo finansowana i wysyłana, nie dotrze.
Ostatnie, choć mało wiarygodne, doniesienia o gotowości zamknięcia przez Amerykanów bazy w greckiej Aleksandrii wskazywałyby na to, że Waszyngton może mieć świadomość faktu, iż grając twardo z Zełenskim, będzie musiał uciekać się nawet do groźby blokowania, a nie tylko wstrzymania własnej, pomocy wojskowej dla Ukrainy. Bez Polski to się nie uda.
Decyzja i postawa Polski będzie kluczowa
Niemcy i inni Europejczycy z Zachodu, chcący wspierać Kijów, też o tym wiedzą. To oznacza, że decyzja, którą podejmie Warszawa, może okazać się kluczowa zarówno, jeśli chodzi o zdolności Ukrainy do kontynuowania oporu, jak i przyszły układ sił w Europie Środkowej, nie mówiąc już o charakterze relacji atlantyckich.
Przede wszystkim możemy skutecznie, bo przy użyciu twardych argumentów, grać na rzecz zmiany relacji polsko – ukraińskich i z innymi naszymi sojusznikami. Do pewnego stopnia zatem, choć oczywiście nie wyłącznie, od decyzji Warszawy zależy wszystko. I to kiedy, i jakimi rezultatami wojna się zakończy i w jakim systemie bezpieczeństwa się znajdziemy.