Po wybuchu konfliktu na Bliskim Wschodzie świat znowu stanął w obliczu bardzo poważnego kryzysu. Stany Zjednoczone, naturalny sojusznik Izraela, musiały zwrócić się z pomocą również dla Tel Awiwu, przez co światowa opinia odwróciła oczy od tego, co dzieje się na Ukrainie. Wciąż trwają walki na wschodzie broniącego się państwa, ale pomoc z Zachodu dociera zbyt późno, by można było mówić o przełomie. Wiele wskazuje na to, że Władimir Putin kalkuluje w prosty sposób: czeka do wyników wyborów w Stanach Zjednoczonych i zakłada, że ewentualne zwycięstwo Donalda Trumpa może oznaczać koniec pomocy dla Ukrainy. Niepokojące wieści o sytuacji Ukrainy przekazał również Wołodymyr Zełenski, który udzielił wywiadu japońskiej agencji prasowej.
- Wszyscy zdają sobie sprawę, że zapomnieli o Ukrainie i skupili się na sytuacji na Bliskim Wschodzie - powiedział prezydent podczas rozmowy z azjatyckimi mediami w swoim biurze w Kijowie. - Uważam, że dokładnie tego chciała Rosja i z przykrością muszę stwierdzić, że osiągnęła zamierzony cel - podkreślił. Prezydent Ukrainy odniósł się również do doniesień medialnych, z których wynika, że Ukraina powinna usiąść do rozmów i negocjować z Rosją. Zełenski podkreślił, że nie zamierza tego robić, a zamrożenie konfliktu da Rosji tylko czas na to, by się dozbroić i wkrótce potem rozpocząć kolejne ataki. - Walczymy o to, co nasze, ponieważ nie wierzymy, że Rosja chce pokoju - stwierdził.