W procentach wydajemy na obronność (4 proc. PKB) więcej od Niemiec (1,57 proc.). W liczbach bezwzględnych jest, rzecz jasna, na odwrót: Niemcy w 2023 r. wydały 56,64 mld USD, a Polska – 30,8 mld dolarów. Ponad połowa zamówień niemieckiego resortu obrony (50,3 proc.) trafiła krajowego przemysłu obronnego. U nas w zeszłym roku 60 proc. zamówień (o wartości 18,4 mld USD) przyjął krajowy przemysł obronny. Wcześniej tak dobrze nie było…
Podajemy wydatki w USD, dla łatwiejszego porównania. Te pozycje w budżetach przyjęło się określać w amerykańskiej walucie. Zeszłoroczne wydatki MON na obronność wyniosły 137,18 mld zł. W tej kwocie uwzględniono nie tylko wydatki budżetowe MON, ale i środki z Funduszu Wsparcia Sił Zbrojnych. Powstał on w 2022 r. na mocy ustawy o obronie Ojczyzny, dla zwiększenia nakładów (m.in. przez sprzedaż obligacji, darowizn itd.) na modernizację Sił Zbrojnych RP. W 2023 r. wyasygnowano z niego na zakupy ok. 30 mld zł.
Z tych zestawień, porównań między tym, co ma Polska na obronność, a co mają Niemcy jasno wynika, że więcej może kupić ten, kto jest bogatszy. Jak wynika z danych Międzynarodowego Instytutu Studiów Strategicznych (IISS), w 2023 r. wydatki na obronność w skali świata wzrosły o 9 proc. rok do roku, do rekordowego poziomu 2,2 bln USD.
Wzrosną jeszcze bardziej, gdy (przynajmniej) większość państw członkowskich NATO będzie przeznaczało na obronność minimum 2 proc. swojego PKB, do czego zobowiązały się w 2014 r., a z czego wywiązało się (w 2023 r.) ledwie 11 państw członkowskich.
Warto przypomnieć listę państw, na którym Donald Trump (gdyby został prezydentem USA) palcem groził nie będzie...
Numer jeden: Polska (3,9 proc.). Wicelider rankingu: USA (3,49). Trzecie miejsce: Grecja (3,01). W dalszej kolejności uplasowały się: Estonia (2,73), Litwa (2,54), Finlandia (2,45), Rumunia (2,44), Węgry (2,43), Łotwa (2,27), Wielka Brytania (2,07) i Słowacja (2,03). Średnia dla wszystkich państw NATO wyniosła 1,73 proc. PKB. Gdyby ktoś zapomniał: obecnie do NATO przynależą 32 państwa.
Przypomnieć należy, że w marcu, podczas wizyty w Waszyngtonie, prezydent Andrzej Duda zaproponował, by wszystkie państwa NATO podjęły wspólnie decyzję o zwiększeniu limitu do 3 proc. PKB (jak w czasie zimnej wojny). Propozycję nasz prezydent powtórzył 4 kwietnia w liście do Jensa Stoltenberga, sekretarza generalnego NATO, podkreślając, że winna być ona przedmiotem dyskusji podczas lipcowego szczytu NATO w Waszyngtonie.
Czy ta koncepcja zyska akceptację?
Sceptyk zauważy słusznie, że skoro ciężko jest doprowadzić do realizacji zobowiązań z 2014 r. (2 proc. PKB), to jak sprawić, by 29 członków NATO „doszlusowało” do 3 proc. wydatkowania PKB na obronność?
Optymista stwierdzi… Właśnie, problem w tym, że nie wiadomo, co może przekazać, poza wiarą w cuda, by stało się tak, jak uważa Andrzej Duda.
Tak czy inaczej propozycja prezydenta RP jest całkiem na miejscu. Zasadna jak najbardziej. Ba, wydaje się koniecznością. Dlaczego? Oto ogólne (czyli bez wchodzenia w drobiazgi) wyjaśnienie. Na przykładzie Polski – by było przejrzyście.
Z wydatkami na obronność jest jak z finansowaniem... publicznego systemu ochrony zdrowia. Przeciętny odbiorca informacji o wydatkach MON w 2023 r. może uważać, że te prawie 140 mld PLN wydano na zakup myśliwców, czołgów, amunicji itp.
No nie, tak to nie działa. Budżet NFZ też nie jest przeznaczany wyłącznie na leki i sprzęt medyczny. MON z tych 140 mld musi opłacić pensje dla wojska i obsługi cywilnej, ochronę zdrowia itd. Na zakupy sprzętu wojskowego/uzbrojenia MON wyasygnował trochę ponad połowę budżetu.
I teraz do sedna. W sytuacji, gdy świat się zbroi, to i na rynku zbrojeniowym daje o sobie znać prawo popytu i podaży. Jeśli dziesięć lat temu czołg X można było kupić – dajmy na to za 8 mln USD – to czy teraz jego cena skoczyła wyłącznie wskutek czynników inflacyjnych? A kto wówczas zawierał kontrakty wieloletnie, by mógł zagwarantować stabilność ceny?
Zatem te 3 proc. PKB, które proponuje Andrzej Duda, tak po prawdzie są dwoma procentami po inflacyjnej korekcie i wzrostach wywołanych zwyżką cen wynikającą ze zwiększonego popytu i ograniczonej podaży. Reasumując: trzeba będzie wydawać więcej, bo taniej już było! A jak się więcej nie wyda, to mniej się będzie miało. I dotyczy to nie tylko Polski.