Czesi przypominają, że już w połowie marca federalny minister obrony Boris Pistorius zapowiedział już inny pakiet wsparcia dla Ukrainy, wynoszący 478 mln euro i nieobejmujący pomocy dostarczanej w ramach czeskiej inicjatywy. „Łącznie zapewnimy zatem Kijowowi w tych dwóch transzach broń o wartości ponad 1 mld euro” - wyjaśnił rzecznik resortu obrony w rozmowie z Reutersem.
Oficjalnie nie podano, z których państw będzie pochodziła amunicja. Nieoficjalnie mówi się, że konsorcjum dwudziestu państw, m.in. od Kanady przez Niemcy, Litwę, Finlandię Holandię i Luksemburg, po Islandię, ma kupić amunicję w RPA, Turcji i Korei Południowej. ČTK (odpowiednik naszej Polskiej Agencji Prasowej) przypomina, że minister spraw zagranicznych Republiki Czeskiej Jan Lipavský powiedział w przedświątecznym tygodniu dziennikarzom w Brukseli, że „Praga otrzymała dotychczas fundusze od sojuszników na zakup pierwszych 300 000 sztuk; kolejne 500 000 sztuk jest kwestionowanych”.
Prezydent Czech Petr Pavel (emerytowany generał i były szef Komitetu Wojskowego NATO) oświadczył w lutym (podczas Monachijskiej Konferencji Bezpieczeństwa), że istnieje możliwość zakupienia około 500 tys. pocisków kalibru 155 mm i 300 tys. pocisków kalibru 122 mm. Czy uda się te plany zrealizować? Czas pokaże.
Tymczasem czas goni Ukraińców. Spodziewają się, co dla nikogo nie jest zaskoczeniem, że późną wiosną armia rosyjska zamierza przeprowadzić swoją kontrofensywę. Na tę nieuchronną okoliczność Ukraińcy prowadzą prowadzą, na wzór rosyjski zastosowany na południowym odcinku frontu, rozbudowę linii obronnych. Same okopu, zapory przeciwczołgowe czy pola minowe nie wystarczą, by przeciwdziałać rosyjskiej kontrofensywie. Trzeba jeszcze mieć czym razić atakujących. A z tym w SZU jest, delikatnie stwierdzając, krucho.
I z tym Ukraina ma problem, z którym jakoś sobie radzi Federacji Rosyjska. „Wall Street Journal” poinformował (29 marca), że Moskwa zaopatruje się w materiały potrzebne do produkcji amunicji artyleryjskiej (głównie w nitrocelulozę) u… zachodnich producentów, za pośrednictwem… Turcji, a także z Chin i… kolejna niespodzianka… z Tajwanu. Jak widać, no bez komentarza!
Dzień wcześniej (28 marca) prezydent Ukrainy obwieścił (może i z pewną dozą przesady), w wywiadzie dla telewizji CBS że „nie mamy już prawie w ogóle artylerii”. Można domniemywać, że SZU nie tyle nie ma z czego strzelać, ale czym strzelać! Miesiąc wcześniej SZU podawało, że w ciągu doby może na rosyjskiej pozycji wystrzelić ok. 2 tys. pocisków dużego kalibru, a w tym czasie Rosjanie okładają Ukraińców 6 tys. pociskami...