Jeśli jednak komuś wydaje się, że takie regulacje szybko zaistnieją, to się pomylił. Na rozpalone głowy wiaderko zimnej wody wylał marszałek Szymon Hołownia.
NIE MA CO DO TEGO WĄTPLIWOŚCI, ŻE PREZYDENCKI PROJEKT WYMAGA POPRAWY
Tenże w wywiadzie dla PAP (10 czerwca) wyjaśnił, że w środę (12 czerwca – w tym dniu pochowany zostanie sierż. Mateusz Sitka – Portal Obronny), że w Sejmie rozpoczną się prace nad prezydenckim projektem o działaniach organów władzy państwowej na wypadek zewnętrznego zagrożenia bezpieczeństwa państwa.
– Jest to dobry punkt do rozpoczęcia rozmowy. Prezydent zabrał głos w ważnej i bardzo aktualnej sprawie. Mamy za sobą 35 lat pokoju, ale teraz musimy stawić czoła zupełnie innej rzeczywistości. Będzie to oznaczało różnego rodzaju nowe regulacje, które trzeba będzie wprowadzić na różnych szczeblach. Po wstępnych analizach nie mam co do tego wątpliwości, że prezydencki projekt wymaga poprawy i pewnie taki będzie też kierunek prac w parlamencie…
Marszałek Hołownia kontynuuje:
– W mojej ocenie projekt prezydenta powinien spotkać się w komisji z rządowym projektem ustawy o ochronie ludności, aby komplementarnie pracować nad tym, co mogą organy państwa w sytuacji zagrożenia, jak procesy powinny wdrożyć. A także, co w danym momencie robi wojsko, co leży po stronie obywateli i jak wspiera ich w tym państwo. W mojej ocenie będą to dwa najważniejsze akty prawne, które opuszczą Sejm.
To już wskazuje, że prawo nie powstanie ekspresowo.
– Uchwalanie ustaw na jednym powiedzeniu, zostawmy to już w przebrzmiałej historii. To są zbyt poważne sprawy, aby urządzać pościg za legislacją. Państwo funkcjonuje, a pewne rzeczy trzeba przewidzieć. W związku z tym potrzebujemy nowych regulacji. Mam nadzieję na dobrą pracę nad tym projektem w komisjach i wypracowanie konsensusu wokół rozwiązań, które zostaną przyjęte w obu ustawach. Nie mamy jeszcze ustawy, a bardzo jej potrzebujemy. Mam nadzieję, że jej projekt szybko trafi z rządu do Sejmu. Będzie jednym z filarów budowania naszego bezpieczeństwa. Nie można tworzyć prawa ad hoc, dlatego liczę, że dyskusja nad tymi projektami nie będzie odpowiedzialna. Z całą pewnością projekt prezydencki nie jest doskonały, ale jest otwarciem tematu i rozpoczęciem rozmowy, która powinna mieć miejsce w parlamencie…
DOPÓTY DZBAN WODĘ NOSIŁ, DOPÓKI MU SIĘ UCHO NIE URWAŁO
A gdy do tego doszło, to okazało się, że „strzały alarmowe” były w tym roku oddawane w mega-ilościach. Co zdaniem części kręgów opiniotwórczych wskazuje, że nie ma mowy o tym, aby był zakaz używania broni. Nie tłumaczyli jednak, dlaczego żołnierze mieli zaklejane taśmą magazynki. Przy takiej „modernizacji” zasilania karabinków, by strzelić, wpierw trzeba odłączyć magazynek, zdjąć taśmę blokującą naboje, założyć magazynek, odbezpieczyć itd. itd. Nie wiadomo, czy takie sytuacje miał na myśli wicepremier, minister obrony narodowej Władysław Kosiniak-Kamysz, gdy (7 czerwca) powiedział mediom:
– Chodzi o to, żeby przepisy prawa jednoznacznie wspierały polskiego żołnierza wtedy, kiedy w obronie własnej, czy w obronie polskiego terytorium przy granicy używa broni. Musi mieć poczucie prawnego bezpieczeństwa. Do czasu zmiany przepisów będziemy oczekiwali od prokuratury, Żandarmerii Wojskowej i policji takiego postępowania, oczywiście zgodnie z prawem, które w ramach prawa będzie służyło również Rzeczpospolitej i polskim żołnierzom…
Sytuacja na granicy, wraz z jej konsekwencjami, których nikt przy zdrowych zmysłach nikomu nie życzył, stała się narzędziem walki politycznej. Poprzedni rząd nie przygotował przez dwa lata kryzysu granicznego ROE (choć nie o nie wyłącznie w tym wszystkim chodzi). Obecny od ponad pół roku też niczego w tej materii nie uczynił. Można zaryzykować tezę, że gdyby nie śmierć żołnierza i afera z zatrzymaniem innych (niektórzy uważają, że afera jest to na wyrost, bo wojsko miało strzelać w kierunku migrantów już będący poza Polską), to byłoby jak wcześniej. Czyli, jak w Polsce: „jako tako, a jak coś nie będzie tak, to się wtedy będziemy martwić…”.
Nie da się wykluczyć, iż zapowiada się kolejna runda starcia między rządem a prezydentem RP. Prawnicy Andrzeja Dudy przygotowali projekty legislacyjne w rzeczonej materii. A 6 czerwca Donald Tusk publicznie wskazał: „szef MON został zobowiązany do przygotowania propozycji zmian w prawie, by przepisy wspierały polskiego żołnierza”. I o tych zmianach, o stosownych uchwałach, mówił premier po poniedziałkowym posiedzeniu Rady Ministrów w Białymstoku.
Uchwały, to najszybsza ścieżka legislacyjna. Ale.. „Ale” jest dużo. Jak praktyka pokazuje rząd uchwałami zmienia ustawy autorstwa poprzedniej większości. Czy jednak rozporządzeniem szefa MON można zmienić strukturę dowodzenia w operacjach chroniących granicę państwa? Bo ustawowo jest nakazane, że wszystkimi formacjami dowodzi wtedy komendant główny (lub desygnowany przez niego inny funkcjonariusz) Straży Granicznej.
Można byłoby powiedzieć (mając w głowie śmierć czołgisty), że lepiej późno niż wcale. Gdyby… Gdyby nie to, że rządzący mogą chcieć wykazać, że MON-owskie rozwiązania prawne są lepsze od prezydenckich, a Kancelaria Prezydenta będzie bronić swoich propozycji, jak niepodległości.Wprowadzonym lada dzień doraźnym rozwiązaniom daleko będzie do systemowych. Władza zafunduje plasterek na rany. A tu pacjent czeka na chirurga, a nie sanitariusza...
Z PUSTEGO I SALOMON NIE NALEJE, CZYLI TAK KRAWIEC KRAJE, JAK MATERII STAJE
Nie od dziś wiadomo, że gdy się z władzy przechodzi do opozycji, to się władzę łatwo krytykuje. Gdy z opozycji przechodzi się do władzy, to zmienia się ocena rzeczywistości; wedle zasady: „punkt widzenia, zależy od punktu siedzenia”.
Zjednoczona Prawica miała niebywałe szczęście, że za jej rządów na granicy nie zginął polski żołnierz (choć pewnie nie jednym zajmowały się służby medyczne), a tylko nakręcono artystyczny film o tym, jak sadystyczni funkcjonariusze Straży Granicznej gnębili uchodźców z dalekich stron świata, a niektórzy aktywiści ganiali się po polu ze strażnikami.
Obecna władza jest w znacznie gorszym (nie tylko pijarowskim) położeniu. Przyparta do muru przez fachowców krytykujących wysyłania na granicę żołnierzy nieprzeszkolonych do działań policyjnych (czytaj: pałowania i gazowania) tłumaczy, że jest do tego zmuszona, bo Policji brakuje ludzi. Na dodatek w 2023 r. do cywila przeszło 10 tys. funkcjonariuszy. W takiej sytuacji trzeba było władzy sięgnąć po wojsko. I widać, że sytuacja poważna, skoro Komenda Główna Policji wysyła na granicę także funkcjonariuszy… drogówki.
Brakuje jeszcze, by w ramach tego pospolitego ruszenia, na granicę skierować specjalsów. B. dowódca JW GROM gen. dyw. Roman Polko uważa, że byłaby to bzdurna decyzja. Choćby dlatego, że od dwóch dekad nie ma aktu prawnego określającego użycie jednostek specjalnych w działaniach wewnątrz państwa. Od dwóch dekad, bo tyle czasu już minęło, jak prawnicy JW GROM złożyli do MON projekt odpowiednich rozwiązań. No i do dziś nie mają odpowiedzi…