- W odpowiedzi na ataki dronów, polska klasa polityczna i eksperci koncentrują się na zakupie sprzętu, ignorując kluczowe aspekty wojny przyszłości.
- Artykuł podkreśla, że sukces zależy od zdolności adaptacyjnych żołnierzy i organizacji sił zbrojnych, a nie tylko od nowoczesnego sprzętu.
- Dowiedz się, dlaczego elastyczność myślenia i innowacyjność w dowodzeniu są ważniejsze niż samo posiadanie najnowocześniejszej technologii.
Żołnierz i sposób budowy sił zbrojnych zdecydują o sukcesie
Te dwa elementy – żołnierz, jego szkolenie, zdolności i umiejętności oraz sposób budowy sił zbrojnych, które są przecież złożoną organizacją, a nie zasoby sprzętowe - zdecydują o naszym sukcesie w wojnie przyszłości. Warto też pamiętać, że to nie sprzęt, nawet najnowocześniejszy, decyduje o tym, kto wygrywa wojny. Przekonująco udowodnił to Michael C. Horowitz w swej pracy na temat zdolności przyswajania nowych rozwiązań sprzętowych przez siły zbrojne (The Diffusion of Military Power) nad potencjalnymi rywalami.
Nie jest powszechnie znaną w Polsce prawdą, że Francuzi w II połowie XIX wieku znacznie wyprzedzali Brytyjczyków, jeśli chodzi o nowe konstrukcje, pomysły i wynalazki w marynarce wojennej. Pierwsi na większą skalę zaczęli budować okręty parowe, pierwsi montowali i ulepszali działa pokładowe, „wynaleźli” pancerniki, byli pionierami w budowie okrętów podwodnych i stalowych kadłubów. Francuscy eksperci, już w latach 70. XIX wieku argumentowali, że wojny morskie wygrywane będą w przyszłości przez okręty podwodne i torpedowce, a nie wielkie pancerniki.
Innymi słowy: Francuzi znacznie wówczas wyprzedzali swych brytyjskich rywali, jeśli chodzi o jakość myślenia na temat tego, jakie czynniki będą decydowały o dominacji na morzach. Mieli wszystkie narzędzia do zbudowania potęgi morskiej, a jednak tego nie osiągnęli. To Brytyjczycy, znacznie bardziej konserwatywni w myśleniu, nie tak twórczy i ekspansywni, wykorzystali pomysły omawiane po drugiej stronie Kanału La Manche i znacznie wzmocnili swoją Navy, utrzymując jeszcze przez dziesięciolecia morską dominację.
Sytuacja powtórzyła się w dwudziestoleciu międzywojennym, kiedy to Francuzi i Brytyjczycy mieli lepsze konstrukcyjnie czołgi, ale to Niemcy zbudowali strategię Blitzkriegu i w rezultacie pokonali swych kontynentalnych rywali. Te dwa przykłady wskazują, że można mieć lepszy sprzęt, bardziej zaawansowaną myśl techniczną, nawet większą wyobraźnię i innowacyjność strategiczną, ale wojny można nie wygrać.
Wojsko musi się modernizować i szkolić
Dlaczego? Trzeba mieć siły zbrojne, które są w stanie się modernizować, których dowódcy chcą zmian i pamiętać, że nowe platformy sprzętowe (efektory) są jedynie wstępem do głębokich zmian w szkoleniu, organizacji i działaniu armii.
Zacznijmy od podstawowej kwestii, jaką jest odpowiedź na pytanie: jak szkolić żołnierzy, na jakie zdolności zwracać uwagę, jakie umiejętności rozwijać? Pisze o tym na łamach "Small War Journal" Bol Jock, oficer liniowy amerykańskiej artylerii, służący obecnie w Fort Sill w Oklahomie. Jego zdaniem rekruci trafiający do sił lądowych powinni mieć „zwinny umysł”, nastawienie psychiczne, którego jądrem jest otwartość na zmiany i gotowość dostosowania do szybko zmieniających się warunków współczesnego pola walki. Żołnierze muszą umieć fizycznie, mentalnie i emocjonalnie dostosowywać się do nowych realiów.
"Potrzebni są żołnierze odporni fizycznie i psychicznie, starannie wyszkoleni i wyposażeni"
Ta opinia pokrywa się z oficjalnym stanowiskiem Pentagonu, które Pete Hegseth sformułował w kwietniu tego roku, uruchamiając Army Transformation Initiative. Amerykański minister obrony napisał wówczas - „Aby wygrać na szybko zmieniającym się polu bitwy, potrzebni są żołnierze odporni fizycznie i psychicznie, starannie wyszkoleni i wyposażeni w najlepszą dostępną technologię”. Bol Jock koncentruje swa uwagę na psychicznych predyspozycjach „żołnierza przyszłości”.
Jak argumentuje, „Armia poszukuje żołnierzy, którzy potrafią dostosować się do każdej sytuacji i odnieść zwycięstwo na dynamicznie zmieniających się, nieprzewidywalnych polach bitew. Army Transformation Initiative przewiduje również proces pozyskiwania sprzętu, który wyposaży żołnierzy w broń niezbędną do osiągnięcia sukcesu w takich warunkach, oraz strukturę organizacyjną zaprojektowaną w celu optymalizacji ich skuteczności. Jedynym pewnikiem przyszłych pól bitew jest ich ciągła ewolucja. Oznacza to, że wymagania operacyjne, logistyczne i technologiczne niezbędne do zwycięstwa w przyszłości nie będą znane z góry, co wymusza rozwój zdolności adaptacyjnych i odporności armii”.
Jeśli technika wojskowa zmienia się tak szybko, że kilka razy w roku pojawiają się nowe rozwiązania, to problemem jest w tym wypadku nie tylko stworzenie odpowiednich zdolności konstruktorskich i przemysłowych niezbędnych, aby wygrać ten wyścig innowacyjności, ale równie istotne jest przekształcenie sił zbrojnych w organizację łatwo przyswajającą nowe rozwiązania i umiejącą z nich korzystać. Równie szybko zmieniać się musi taktyka i sztuka operacyjna, a temu towarzyszyć muszą też, w nieco dłuższej perspektywie, zdolności do rewizji strategii, bo stare rozwiązania mogą przestać działać.
Indywidualne nastawienie żołnierzy i oficerów jest kluczowe
Nie mniej istotnym jest też indywidualne nastawienie, na co zwraca uwagę Bol Jock, żołnierzy i oficerów. Jeśli nie będą oni chcieli zmian, to przewaga sprzętowa nie zda się na wiele, bo armia nie będzie w stanie wykorzystać zdolności, które dadzą jej nowe wynalazki. To nastawienie psychologiczne jest kluczowe. Jeśli myślimy, że systemy bezzałogowe to „drony komunijne” i lekceważymy zarówno zagrożenia z ich strony, jak i szanse, które pojawiają się wraz z ich masowym zastosowaniem, to już na starcie zaczynamy przegrywać z przeciwnikiem, który ma inne podejście.
Jak argumentuje amerykański ekspert, „ponieważ przyszłe wymagania na polu walki są niepewne i stale ewoluują, armia musi przyjąć podejście oparte na zdolności adaptacji: zwinne podejście (agile mindset). Ten sposób myślenia kładzie nacisk na zmianę, współpracę i ciągłe uczenie się. Zwinne podejście ma kluczowe znaczenie dla działania w złożonych, niejednoznacznych środowiskach”.
W praktyce musi to oznaczać stopniowe odchodzenie od dotychczasowego modelu opartego na ściśle określonych obszarach odpowiedzialności, hierarchii służbowej i automatycznym wykonywaniu rozkazów przełożonych. Nie chodzi oczywiście o anarchię i dyskusje na temat celowości poleceń oficerów wyższych rangą. Bol Jock raczej proponuje wyzwolenie inicjatywy na możliwie niskim poziomie. W tym celu, jak argumentuje, dowódcy powinni pozostawiać możliwie duże pole manewru swym podwładnym, w tym delegować prawo do podejmowania decyzji w starym modelu zastrzeżonych dla szczebla sztabów batalionów, a nawet brygad, tym którzy walczą na pierwszej linii dowodząc plutonami czy nawet drużynami.
Czym jest agile mindset, czyli zwinne podejście w armii?
„Zwinne myślenie (agile mindset) wymaga od starszych rangą oficerów zaufania i wsparcia młodszych podwładnych, podczas gdy młodsi oficerowie muszą być gotowi do zdecydowanego działania, nawet poza ramami swojego rozkazu. Upoważnienie młodszych oficerów do podejmowania decyzji tradycyjnie zastrzeżonych dla wysokiego szczebla dowodzenia może początkowo powodować napięcia związane ze swobodą operacyjną i zaufaniem. Jednak ten wspólny dyskomfort sygnalizuje rozwój, a nie słabość”.
Drugim obszarem, na który trzeba kłaść nacisk, to zdolność do współpracy, co oznacza też docelowo odejście od formuły „pionowej”, ścisłego podporządkowania wertykalnego. W praktyce musi się to sprowadzać do prawa i umiejętności dowódców, i to już na poziomie plutonów, do poruszania się w obrębie całej struktury sił zbrojnych, w których funkcjonują komórki o różnych specjalizacjach i obszarach odpowiedzialności.
W praktyce dowódca plutonu czy drużyny sił lądowych musi mieć możliwość „zaplanowania” w oparciu o rzeczywiste dane, do których będzie miał dostęp sposobu realizacji konkretnej misji bojowej. Aby to było możliwe, to on, a nie dowódca brygady będzie „zamawiał” zdolności w innych obszarach i formacjach. Oznaczać to będzie odejście od formuły „zgodności proceduralnej”, czyli koncentrowania się na literalnym wykonaniu rozkazów przełożonych na rzecz pomysłowości, inicjatywy i innowacyjności.
Jacy powinni być żołnierze przyszłości?
Żołnierze przyszłości będą, a z pewnością powinni być, szkoleni i premiowani nie dlatego, że bezbłędnie i lepiej od innych wykonują rozkazy przełożonych, ale wówczas, kiedy zaskoczą wszystkich swymi niekonwencjonalnymi rozwiązaniami. Upraszczając, w armii przyszłości bardziej będzie się cenić charakter i postawę Kmicica/Babinicza niż pruskiego, karnego i wyszkolonego, dragona.
Zmiany, jak argumentuje Bol Lock, winny być wprowadzane stopniowo i rozważnie, choć konsekwentnie. W tym celu w amerykańskich siłach lądowych już uruchomiono dwa programy (Multi Domain Forces i Rapid Capabilities and Critical Technologies Office), które można uznać za coś w rodzaju „eksperymentalnych” formuł, w których testuje się zarówno nową organizację sił zbrojnych, jak i ich potrzeby sprzętowe. Sprawdza się, w przypadku tych przedsięwzięć, rozwiązania, które w razie powodzenia będą implementowane w całej strukturze sił zbrojnych.
Jest to typowe podejście praktyczne. Reformy nie są wynikiem opracowania całościowego planu, ale mamy do czynienia trochę z metodą prób i błędów, kiedy rozwiązania wprowadza się i analizuje w eksperymentalnych jednostkach a następnie, jeśli sprawdzą się w praktyce, ma miejsce ich skalowanie czy upowszechnienie. Nota bene - w podobny sposób nowe generacje sprzętu i nowe rozwiązania organizacyjne wprowadzała armia Izraela i teraz w podobny sposób działa się na Ukrainie.
Żołnierz musi umieć współpracować i szukać nowych rozwiązań
Aby to było możliwe, trzeba - argumentuje amerykański ekspert - na poziomie „szeregowego żołnierza” postawić na cztery zdolności, premiować określone postawy czy cechy charakteru. Są to: po pierwsze, nagradzanie zdolności do indywidualnych interakcji, a nie sprawności procesowej i narzędziowej. Żołnierz musi umieć współpracować i działając w grupie szukać nowych rozwiązań, a nie wyłącznie wykonywać rozkazy i mistrzowsko obsługiwać powierzony mu sprzęt.
Po drugie „należy cenić zdolność do działania”, a nie czasochłonną i wyczerpującą dokumentację. Inaczej rzecz ujmując – więcej ćwiczeń i manewrów, a mniej papierologii. Po trzecie należy „maksymalizować współpracę między jednostkami zamiast polegać wyłącznie na standardowych procedurach operacyjnych (SOP) swojej jednostki”. Wreszcie, po czwarte, należy być przygotowanym na adaptację, zmianę i korektę, a nie ścisłe przestrzeganie ustalonych planów.
"Autorytet buduje się w oparciu o merytoryczne racje, a nie służbową hierarchię"
W tym ostatnim przypadku nie chodzi o niekończącą się dyskusję, czy zaproponowany plan działania ma sens, a raczej o kulturę debriefingu, kiedy po zakończeniu misji (w czasie ćwiczeń czy manewrów) analizuje się wady i błędy, zarówno w zaproponowanym planie działania, jak i jego wykonaniu. Celem takiego podejścia nie jest jednak jak często w Polsce „szukanie winnych”, ale wypracowanie formuły pozwalającej na przygotowanie lepszych rozwiązań w przyszłości. Aby to było możliwe, zdanie oficera w czasie tego rodzaju spotkania liczy się tak samo, jak szeregowego żołnierza, a autorytet buduje się w oparciu o merytoryczne racje, a nie służbową hierarchię.
Armia funkcjonująca w oparciu o tak zarysowane reguły nie będzie, to oczywiste, organizacją, którą znamy. Na pozór będzie wręcz strukturą chaotyczną, niezdyscyplinowaną czy mozaikową. Do pewnego stopnia tak wygląda dziś armia ukraińska, z całą swą wielobarwnością struktur, rozwiązań sprzętowych czy taktycznych. Nie ma jednak innej drogi, bo jeśli mówimy o zdolności do zmiany i absorpcji nowych generacji sprzętu, to siły zbrojne muszą być inicjatorem zachodzących zmian, muszą chcieć, a nawet domagać się cały czas czegoś nowego.
Siły zbrojne muszą też pozostawać w ciągłej, dynamicznej interakcji z producentami. Bez tego nie będzie zmian, narzucenie nowych platform sprzętowych, nawet jeśli będą one w danym momencie najnowocześniejsze na świecie, nic nie da. Jeśli nasi dowódcy będą o wynalazkach, choćby w postaci nowych platform bojowych, myśleć w kategoriach „dronów komunijnych”, to nawet jeśli będziemy ich mieć miliony w magazynach i tak przegramy.
