Zespoły ICT - samodzielne zespoły bojowe. Dwaj żołnierze jak ruchome sensory
Generalnie, jego zdaniem, ta strona, która uzyska lepszą świadomość sytuacyjną, wygra. Właśnie temu zadaniu mają służyć zespoły ICT, które składać się mają z dwóch żołnierzy, niekoniecznie sił lądowych, bo mogą być one tworzone z przedstawicieli lotnictwa czy marynarki wojennej, które muszą zostać zaopatrzone w najnowocześniejsze środki łączności i pełnić w istocie rolę ruchomych sensorów, czujek czy mobilnych ośrodków pozyskiwania i transmisji danych. Ale też muszą być w stanie niszczyć cele i uderzać na siły wroga.
Zadaniem Indywidualnych Zespołów Zadaniowych, jak przekonuje Cage, nie miałoby być po prostu realizowanie misji na obszarach kontrolowanych przez przeciwnika, nie mieliby po prostu „strzelać, przemieszczać się i komunikować”. W rzeczywistości, jak pisze „mogą w ogóle nie atakować bezpośrednio wroga”.
Indywidualne Zespoły Zadaniowe. Uzbrojone, wyposażone w nowoczesną technologię i skłonne do działania
Będą to uzbrojone, wyposażone w najnowocześniejszą technologię i skłonne do działania, samodzielne zespoły bojowe, które użyte w odpowiednio (dużej) liczbie mają dać „efekt roju”. Tysiące tego rodzaju zespołów miałoby dać stronie odwołującej się do ich użycia przewagę informacyjną, wiedzę na temat ukształtowania i luk w linii wroga oraz znakomicie zwiększyć skuteczność ogniową (naprowadzanie na cel i korygowanie ognia).
W ten sposób można będzie w przyszłości kształtować pole walki, a odpowiednia skala ich użycia da w rezultacie postęp o charakterze strategicznym. Choćby z tego powodu, że odpowiednia skala odwołania się do zespołów tego rodzaju spowoduje, iż wróg będzie doświadczał „tysięcy cięć”, co doprowadzi do ujawnienia jego słabych punktów.
Wojna przyszłości: zminiaturyzowana broń i elektryczne pojazdy
Propozycja Cage'a jest związana z wizją wojny przyszłości, kiedy na wyposażenie sił zbrojnych wejdą zminiaturyzowane rodzaje broni czy środki łączności, kiedy w powszechnym użyciu będą elektryczne, o niskiej sygnaturze a przez to trudniejsze do wykrycia, pojazdy czy wręcz samoloty. Jak pisze Cage, w bardziej zaawansowanej wersji użycia Indywidualnych Zespołów Zadaniowych można sobie wyobrazić ich misję, w czasie której będą one zrzucane głęboko za linią wroga, po to, aby przygotować lądowisko niezbędne, aby wysadzić desant o większej sile. „Po znalezieniu się na ziemi IET – argumentuje Cage - mógłby skonfigurować kieszonkowy węzeł komunikacyjny i generować wodę z powietrza oraz paliwo lotnicze z wody morskiej na kilka godzin przed lądowaniem pierwszego samolotu.”
W tej propozycji nie chodzi wyłącznie o zwrócenie uwagi na konieczność przyspieszenia modernizacji technologicznej w amerykańskich siłach zbrojnych. Jest też ona wyrazem przekonania, że lepsza świadomość sytuacyjna, w efekcie zwiększenia zdolności do pozyskiwania, transmisji i przetwarzania wielkiej ilości danych, co powinno być uzupełnione umiejętnościami precyzyjnego prowadzenia ognia, daje w rezultacie przewagę. „Masa” też ma w tym wypadku znaczenie, bo w grę wchodzi odpowiednia liczba, ale działających w rozproszeniu, zespołów bojowych.
"Mission command" to swoboda wykonywania przez dowódców misji zgodnie z ich najlepszą oceną
Jak jeszcze w marcu, przed ukraińską ofensywą, na łamach "The Economist" Franz-Stefan Gady, ekspert wojskowy think tanku European Council on Foreign Relations, zauważył, że dotychczasowe obserwacje tego, w jaki sposób walczą Ukraińcy, pozwalają zbudować hipotezę o dwóch ścierających się tendencjach. Od początku wojny mamy do czynienia w gruncie rzeczy ze starciem dwóch kultur, jak się walczy i w związku z tym jak powinna zorganizowana być armia.
„Niektórzy oficerowie – argumentuje Gaddy - przyjęli zachodnią filozofię „mission command”, która zapewnia dowódcom na linii starcia, niezależnie od stopnia wojskowego, swobodę wykonywania misji zgodnie z ich najlepszą oceną. Podejście to kładzie nacisk na oddolną inicjatywę w celu wykorzystania możliwości na polu bitwy. Jednak duża liczba ukraińskich oficerów, w tym zdecydowanie zbyt wielu na najwyższych szczeblach, ogranicza taką inicjatywę na rzecz sztywnych rozkazów operacyjnych, często wydawanych przez kwatery główne daleko od linii frontu.”
Świadomość sytuacyjna, nacisk na rozpoznanie i łączność
W tym pierwszym podejściu liczy się świadomość sytuacyjna, to, aby więcej i lepiej widzieć, także modelować ewentualne ruchy przeciwnika, a uderzenia mają bardziej punktowy, adresowany, operacje zaś wielodomenowy charakter. Kładzie się nacisk na rozpoznanie, łączność, zdolność do wykorzystania możliwie wielu sensorów i oceny skutków uderzenia. Modelowo ponosi się mniejsze straty (walka w rozproszeniu i z dużą mobilnością), potrzebuje mniej amunicji (ostrzał precyzyjny, korygowany w czasie rzeczywistym), liczy się pomysłowość, „wojskowy spryt i fantazja”.
To drugie podejście przypomina bardziej wojnę przemysłową, działania są raczej sekwencyjne (np. najpierw ostrzał artyleryjski, a potem dopiero atak sił lądowych), a nie wielodomenowe. Aby tak walczyć, potrzeba więcej wszystkiego – żołnierzy, amunicji, sprzętu, paliwa etc. W tym drugim modelu większość decyzji delegowana jest na wyższe szczeble dowodzenia, skala operacji jest większa, dowódcy liniowi wręcz nie powinni cechować się zbyt dużą pomysłowością.
To oczywiście podejście modelowe, w praktyce zawsze mamy do czynienia z mieszanką tych dwóch formuł, ale od tego, który model przeważy, wiele zależy. Do tej pory, argumentował Gaddy, na Zachodzie dominował pogląd, że w ukraińskich siłach zbrojnych przeważa pierwsze (mission command) podejście. Zdecydowało o tym zarówno doświadczenie pierwszej fazy wojny, która cechowała się dużą pomysłowością ukraińskich oficerów liniowych.
"Narracja o znaczeniu technologii i innowacjach stanowi podstawę szerszej historii"
„Ta narracja o znaczeniu technologii i innowacjach stanowi podstawę szerszej historii – zauważa Gaddy - którą mieszkańcy Zachodu opowiadają sobie - o rzekomej transformacji ukraińskiej armii ze sztywnej, hierarchicznej siły odziedziczonej po Związku Radzieckim w elastyczną i skuteczną armię w stylu NATO. Ukraina kultywuje tę narrację operacjami informacyjnymi, takimi jak starannie zmontowane filmy na potrzeby mediów społecznościowych, które pokazują improwizowane platformy, takie jak kwadrokoptery przenoszące granaty i niszczące rosyjskie czołgi.”
W jego opinii realny obraz sytuacji, zwłaszcza w rok po rozpoczęciu wojny, jest jednak inny. O ile na początku działań armia Ukrainy rzeczywiście tak w sporej części walczyła, to obecnie należałoby raczej mówić o „ześlizgiwaniu” się w stronę starego modelu, bardziej przypominającego realia sowieckiego sposobu prowadzenia wojny niźli NATO-wską formułę „mission command”. Ma to fundamentalne znaczenie, zarówno jeśli chodzi o perspektywę zwycięstwa, jak i znacznie ważniejszą kwestię, czyli zdolność do integracji z systemem walki dominującym w Sojuszu Północnoatlantyckim.
W ukraińskich siłach zbrojnych zaczynają obecnie do głosu dochodzić stare nawyki
Gaddy sygnalizuje nam, że w ukraińskich siłach zbrojnych zaczynają obecnie do głosu dochodzić stare nawyki, które oddalają zwycięstwo, iluzorycznymi też czyniąc nadzieje na szybkie dostosowanie się do standardów NATO. Problem nie polega na tym, że może zostać zablokowana innowacyjność walczących na linii frontu. Chodzi o niezdolność zbudowania nowego systemu na poziomie sztabów i dowództwa.
Jak zauważył Gaddy, „poszczególne jednostki wykorzystują szereg różnych aplikacji do prowadzenia swoich operacji. Utrudnia to koordynację między jednostkami i wzmacnia stary sowiecki zwyczaj oddzielnego przepływu odrębnych rozkazów do różnych jednostek.” Nowy, sprawniejszy i bardziej technologicznie zaawansowany sprzęt nie służy zmianie modelu walki, ale usprawnieniu starego systemu, a to zasadnicza różnica. To zaś oznacza, iż nie prowadzi się skoordynowanych operacji wielodomenowych, ale równolegle dowodzi oddziałami na szczeblu taktycznym, w efekcie nie budując synergii, nie osiągając przewagi i nie będąc w stanie doprowadzić do zwycięstw o charakterze strategicznym. To, że Rosjanie, walczący całkowicie „w sowieckim stylu”, też nie są w stanie tego zrobić. jest wątpliwą pociechą, bo to oni mają przewagę liczby i zasobów.
"Trwająca wojna kulturowa sprawia, że przekształcenie armii Ukrainy w siłę bojową XXI wieku jest żmudną walką"
W konkluzji swego artykułu Gaddy formułuje myśl, która jest pouczająca również dla polskiego, reformującego się i rozbudowującego wojska. Otóż, jak argumentuje, trwająca wojna kulturowa sprawia, że przekształcenie armii Ukrainy w siłę bojową XXI wieku jest żmudną walką. Zachód mógłby pomóc, intensyfikując wysiłki szkoleniowe, nawet dla najwyższych rangą ukraińskich dowódców. Ale żeby to coś zmieniło, „ukraińskie siły zbrojne będą musiały najpierw odrzucić sowieckie dziedzictwo kulturowe, przekazać władzę oficerom niższych rang i dać młodszym oficerom pozwolenie na wykorzystanie ich inicjatywy bez ryzyka ponoszenia kary.”
Technologia powinna być wykorzystywana do wzmacniania jednostek, a nie do mikrozarządzania nimi, a udane eksperymenty, takie jak te z dronami, muszą być skalowane w całych siłach zbrojnych. Taka transformacja mogłaby pomóc w zmniejszeniu liczby ofiar na Ukrainie w tej trwającej wojnie na wyniszczenie.
Niewidzialna armia zadaje bolesne ciosy. Przeciwnik nie potrafi jej oznaczyć i zaatakować
Technologia jest ważna, nikt jej znaczenia nie kwestionuje, ale jeszcze większe znaczenie, zwłaszcza na szybko zmieniającym się polu walki, będzie miał „czynnik ludzki”, zdolność do samodzielnego działania, wykonywania skomplikowanych i mających różny charakter misji. Ideałem jest stworzenie „niewidzialnej armii”, której przeciwnik nie jest w stanie oznaczyć, a przez to będzie miał trudności z atakowaniem, a która będzie w stanie zadawać bolesne ciosy, zdobywając informacje o słabych punktach wroga i właśnie w nie - uderzać.