Tym ciekawsze są wnioski formułowane przez amerykańskich ekspertów na podstawie obserwacji dotychczasowego przebiegu wojny. Odnoszą się one bowiem wprost do rozwiązań funkcjonujących w państwach NATO, w tym w Polsce. Warto zresztą pamiętać, że proces szkolenia ukraińskiego SOF przez instruktorów z Wielkiej Brytanii, Francji i Łotwy nie ustał mimo wybuchu wojny, bo - jak wynika z ujawnionych amerykańskich dokumentów dyplomatycznych - niewielka ich grupa pozostała nadal na Ukrainie i kontynuowała swą misję.
Dowództwo amerykańskich sił specjalnych bacznie obserwuje wojnę w Ukrainie
Dowództwo amerykańskich sił specjalnych, jak oświadczył dziennikarzom generał Jonathan Braga, uważnie obserwuje wojnę na Ukrainie i już zaczęło wprowadzać zmiany. Większy nacisk kładzie się na zdolności do zakłócania - na głębokich tyłach wroga - systemów łączności i komunikacji przeciwnika oraz umiejętności w zakresie wykorzystania bezzałogowców.
Już na początku wojny szczególną uwagę amerykańskiego dowództwa sił specjalnych przyciągnęły trzy aspekty wojny na Ukrainie. Po pierwsze, jak informował portal Breaking Defence, powołując się na źródła w dowództwie amerykańskich SOF, analizie poddano narzędzia prawne i polityczne niezbędne, aby zbudować model obrony całego społeczeństwa („whole-of-society”), którego siły specjalne będą częścią, a nie wydzielonym i izolowanym segmentem.
"Przywódcy polityczni i wojskowi Ukrainy komunikowali się ze społeczeństwem w sposób przejrzysty"
Po drugie, analizowano skuteczność synchronicznych operacji informacyjnych. Jak powiedział dziennikarzom jeden z wypowiadających się dowódców „Ukraińskie Siły Operacji Specjalnych odniosły szczególne sukcesy w synchronizowaniu swoich operacji informacyjnych kierowanych do różnych grup odbiorców. Przywódcy polityczni i wojskowi Ukrainy komunikowali się ze społeczeństwem w sposób przejrzysty.”
Trzecim obszarem, który przyciągnął uwagę Amerykanów, była skuteczność strony ukraińskiej w ograniczeniu przepływu informacji na temat własnych strat, co osłabiało skutecznie rosyjskie oddziaływanie zarówno na społeczeństwo ukraińskie, jak i sojuszników Kijowa.
Kolejne „lekcje” związane są za wzrostem znaczenia wojny miejskiej, czyli działań związanych z dążeniem do opanowania terenów zurbanizowanych w przyszłych wojnach. I w tym obszarze siły operacji specjalnych odgrywają i będą w przyszłości odgrywały kluczową rolę. W opinii Johna Spencera, kierującego zespołem studiów nad wojną w mieście (urban warfare) Modern War Institute, na podstawie obserwacji dotychczasowego przebiegu wojny na Ukrainie można wyciągnąć cztery podstawowe wnioski. W pełnoskalowych konfliktach lądowych miasta mają i będą mieć kluczowe znaczenie taktyczne, operacyjne i strategiczne. Nie można ich ominąć, pozostawiając siły wroga na swoich tyłach, bo grozi to przecięciem wydłużonych linii zaopatrzenia.
Skuteczna obrona Kijowa to ważny czynnik umocnienia woli oporu Ukraińców
Skuteczna obrona stolicy, co potwierdziły walki o Kijów, jest istotnym czynnikiem umocnienia woli oporu zaatakowanego państwa. Znaczenia nabierają także miasta, takie jak Bachmut, których utrata nie wpływa na sytuację strategiczną, ale muszą być intensywnie bronione właśnie ze względu na swój wymiar symboliczny. Utrata takiego ośrodka miejskiego może w konsekwencji prowadzić do osłabienia morale, zarówno armii jak i społeczeństwa.
Spencer zwraca uwagę na fakt, że wojna miejska na Ukrainie wymuszała znaczną elastyczność postawy walczących. Zdolność do przechodzenia od obrony do ataku, umiejętność walki w małych grupach, także prowadzenia manewru ogniowego, jak i siłami zmechanizowanymi.
Jak zauważył amerykański ekspert, „wojna miejska jest ostatecznym sprawdzianem zdolności w zakresie manewru połączonych sił. Strona, która potrafi lepiej zintegrować ogień, potencjał pancerny, piechotę, wojska inżynieryjne i rozpoznanie, zdobywa przewagę.” Każdy z tych elementów wojny miejskiej pociąga za sobą konieczność odwoływania się w jej toku do zdolności sił specjalnych. Wzrost znaczenia wojny miejskiej, działań mających na celu opanowanie ośrodków zurbanizowanych, to nie jedyna lekcja na temat ewolucji wojny i roli w niej sił operacji specjalnych.
Większa akceptacja ryzyka i możliwych ofiar
Coraz częściej zaczyna mówić się o przygotowaniach do prowadzenia długotrwałych operacji na obszarach kontrolowanych przez przeciwnika, bez standardowych metod asekurowania żołnierzy uczestniczących w tego rodzaju misjach. Również bez możliwości uzyskania dodatkowego zaopatrzenia, co oznacza, że misję będą one realizowane przy użyciu sprzętu i z zapasem amunicji, z którymi wyruszono. W praktyce oznaczać to będzie, jak zauważył Spencer Reed, który przez 14 lat służył w amerykańskich siłach operacji specjalnych, większą akceptację ryzyka i możliwych ofiar w toku tego rodzaju działań.
To istotny wątek, któremu warto poświęcić nieco uwagi, bo rzuca więcej światła na nową rolę, którą przyjdzie odgrywać żołnierzom sił specjalnych w przyszłej wojnie. Po pierwsze wzrośnie skala operacji. Po drugie, wydłużeniu ulegnie czas ich trwania, choćby z tego względu, że zarówno rozpoznanie na zapleczu wroga, jak i działania o charakterze dywersyjnym, mające na celu opóźnienie marszu wojsk przeciwnika trzeba będzie realizować w praktyce permanentnie. Ideałem jest też możliwość działania głęboko na tyłach wroga, realizowanie misji trwających dłużej.
Oznacza to zarówno zmianę afiliacji sił SOF w całej architekturze sił walczących, jak i konieczność wdrożenia zupełnie nowego modelu szkolenia. Już nie „punktowe”, krótkotrwałe i w ideale bez ofiar po własnej stronie działania będą główną domeną sił specjalnych, ale prowadzenie długotrwałych działań, w ramach wielodomenowych operacji będą w przyszłej wojnie ich „chlebem powszednim”. Co więcej, trzeba będzie nauczyć się działać w zdegradowanej albo nie w pełni kontrolowanej przestrzeni informacyjnej.
Świadomość sytuacyjna po stronie przeciwnika będzie większa
Do tej pory „osłonę” w misjach amerykańskich sił specjalnych stanowiły samoloty zwiadowcze różnych typów, których używanie w trakcie operacji na głębokich tyłach będzie utrudnione. W efekcie, jak pisze Reed, świadomość sytuacyjna po stronie przeciwnika będzie zapewne większa. Po drugie, trzeba będzie zrewidować standardy związane z ewakuacją rannych i poszkodowanych. W wojnie z przeciwnikiem w rodzaju Rosji czy Chin, dotychczas aplikowanej zasady, iż winni oni zostać zabrani w ciągu godziny od chwili otrzymania postrzału, jest po prostu niemożliwe.
Po trzecie, siły specjalne nie będą miały przewagi w zakresie termo i noktowizji, a to oznacza, że dzisiaj stosowana zasada działania „w okresach słabego oświetlenia w cyklu księżycowym” winna zostać po prostu zarzucona. Podobnie jak inna reguła nakazująca żołnierzom sił specjalnych zawsze w czasie misji nosić środki ochrony osobistej. Będą takie misje w realiach wojny przyszłości, dowodzi Redd, kiedy ślepe posługiwanie się tego rodzaju wymogiem osłabiać będzie skuteczność działania, a nawet może postawić powodzenie operacji pod znakiem zapytania.
Podobnie nieprzydatnymi mogą okazać się inne reguły, w jaki sposób działają siły specjalne, w rodzaju nakazu używania pojazdów odpornych na domowej produkcji miny i pułapki bombowe, także nie realizowania misji w warunkach uniemożliwiających geolokację, a co za tym idzie ewentualną ewakuację żołnierzy znajdujących się na terenach kontrolowanych przez przeciwnika. To, co wypracowano przez ostatnie 20 lat, w zakresie standardów postepowania i bezpieczeństwa, zbierając doświadczenia wojen z terrorystami, w realiach współczesnego konfliktu może okazać się zupełnie nieprzydatne.
Siły specjalne, jak argumentuje Reed, będą zmuszone przeprowadzać operacje o większym, dziś nieakceptowalnym, poziomie ryzyka, co oznacza też niestety większe straty. Do tej zmiany trzeba zacząć się przygotowywać, zarówno zmieniając taktykę, jak i system szkolenia, ale również sposób rekrutowania. Siły operacji specjalnych w wojnie przyszłości muszą być po prostu większe i gotowe realizować misje znacznie bardziej ryzykowne.