AIM‑260 znany jest oficjalnie jako Joint Advanced Tactical Missile, czyli JATM. Program ten nie jest nowością, bo jego początki sięgają jeszcze 2017 roku, kiedy Amerykanie zaczęli poważnie przyglądać się rozwojowi chińskich pocisków PL‑15, które mogłyby w przyszłości zagrażać przewadze USA w powietrzu, zwłaszcza w rejonie Indo‑Pacyfiku. Stąd też pojawiła się potrzeba stworzenia broni, która nie tylko dorówna zagrożeniu, ale je przewyższy zarówno zasięgiem, jak i odpornością na zakłócenia czy prędkością.
W odróżnieniu od dotychczasowego, sprawdzonego pocisku AIM‑120 AMRAAM, który od dekad był podstawowym narzędziem walki powietrznej na średnich dystansach, nowy AIM‑260 ma być konstrukcją o znacznie większym zasięgu, mówi się nawet o dwukrotnie większym dystansie rażenia, co oznacza, że myśliwce USA będą mogły atakować cele wroga, zanim same znajdą się w zasięgu jego pocisków.
To daje strategiczną przewagę, bo kto pierwszy widzi i strzela z większej odległości, ten ma większą szansę przetrwania i zwycięstwa. Dodatkowo JATM projektowano tak, by zmieścił się w tych samych wyrzutniach i komorach uzbrojenia, co starsze rakiety — to bardzo ważne, bo oznacza, że samoloty F‑22, F‑35 czy Super Hornety nie będą musiały być drogo przebudowywane, by z nich korzystać.
Co istotne, budżet obronny na 2026 rok jasno pokazuje, że program przechodzi z fazy eksperymentalnej do fazy operacyjnej. Siły Powietrzne i Marynarka Wojenna razem przeznaczyły kilkaset milionów dolarów nie tylko na dalsze badania, ale przede wszystkim na zakup pierwszych partii tych pocisków. W praktyce oznacza to, że AIM‑260 trafi do linii już w najbliższych latach początkowo w ograniczonej liczbie, ale docelowo stanie się podstawowym uzbrojeniem amerykańskich myśliwców piątej generacji i dronów bojowych nowego typu.
Ten ruch nie jest przypadkowy, Amerykanie od dawna obserwują wzrost zdolności chińskich i rosyjskich sił powietrznych. Pojawienie się w chińskiej armii pocisków PL‑15, które mogą razić cele na bardzo dużych dystansach, zmieniło reguły gry. W związku z tym USA chcą mieć broń, która nie tylko dotrzyma kroku, ale i pozwoli utrzymać inicjatywę.
Oprócz dalekiego zasięgu i dużej prędkości AIM‑260 ma też zaawansowane systemy naprowadzania i środki przeciwdziałania zakłóceniom, co ma znaczenie w erze wojny elektronicznej, gdzie samo odpalenie rakiety nie gwarantuje sukcesu, jeśli przeciwnik potrafi skutecznie mylić głowice.
Polecany artykuł:
Co ciekawe, testy nowej broni były dotąd prowadzone w sporej tajemnicy. Dopiero od niedawna pojawiają się oficjalne informacje o kolejnych etapach — na przykład o udanych próbach prowadzonych na poligonie China Lake czy o zaangażowaniu konkretnych eskadr testowych. To znak, że program jest już na tyle dojrzały technologicznie, że można go pokazać światu i zacząć przygotowania do produkcji seryjnej.
Warto też zauważyć, że AIM‑260 ma być zintegrowany nie tylko z myśliwcami, które już są w służbie, ale także z tymi, które dopiero nadchodzą — jak różnego typu drony bojowe, które w ramach nowej koncepcji walki będą mogły współpracować z pilotowanymi maszynami. Dzięki temu USA budują spójną architekturę przewagi w powietrzu — nie chodzi więc tylko o lepszą rakietę, ale o całościową koncepcję, w której nowoczesna broń, nowa taktyka i sieciocentryczne systemy wymiany danych tworzą jedną, trudną do przełamania barierę.
Wprowadzenie AIM‑260 to dla USA krok milowy w utrzymaniu dominacji w powietrzu. Ten program pokazuje, że Amerykanie poważnie traktują rywalizację technologiczną z Chinami i Rosją i nie chcą pozwolić, by potencjalny przeciwnik uzyskał przewagę dystansową lub technologiczną. Nowa rakieta oznacza, że w kolejnych latach amerykańskie myśliwce będą jeszcze lepiej przygotowane na starcie z zaawansowanym przeciwnikiem — a tym samym USA mogą skuteczniej odstraszać i bronić swoich interesów, zwłaszcza w regionach takich jak Pacyfik, gdzie rywalizacja o przewagę w powietrzu może zadecydować o wyniku całego konfliktu.
