• Jak likwidacja „marki” Międzynarodowego Legionu wpłynie na przyszłą rekrutację zagranicznych ochotników?
• Czy SZU są przygotowane logistycznie i językowo na wchłonięcie cudzoziemców do swoich jednostek?
• Czy decyzja o likwidacji MLOU ma więcej wspólnego z kalkulacją polityczną niż wojskową?
Rozformowanie Legionu jest błędem, efekty tego będą wkrótce widoczne
„Naszym największym zmartwieniem jest to, że będziemy przenoszeni, a jednostki rozdzielane. W efekcie zostaniemy skierowani tam, gdzie uznają, że muszą nas skierować, żeby to zadziałało...” – powiedział anonimowo żołnierz, który walczył w Legionie przez półtora roku w wywiadzie dla Kyiv Independent (KI).
Zdaniem rozmówcy portalu rozformowanie Legionu jest błędem, którego skutki będą odczuwalne w bliskiej przyszłości. Tymczasem w internecie nie widać nadchodzących zmian. Na stronie MLOU, w wersji polskiej, można przeczytać:
„Międzynarodowe Legiony Obrony Ukrainy działają jako część Sił Lądowych Sił Zbrojnych Ukrainy. Personel Międzynarodowych Legionów Obrony Ukrainy jest żołnierzami Sił Zbrojnych Ukrainy, wykonuje te same obowiązki i korzysta z tych samych praw, w tym zabezpieczenia finansowego i socjalnego, co inni żołnierze Sił Zbrojnych Ukrainy. Podczas szkolenia, przebywania w strefie walki lub wykonywania misji bojowych legioniści otrzymują odpowiednie świadczenia przewidziane dla personelu wojskowego Sił Zbrojnych Ukrainy. Obywatele innych krajów służą w Międzynarodowych Legionach Obrony Ukrainy razem z Ukraińcami. Cudzoziemcy mają prawo do rozwiązania kontraktu na służbę wojskową w Międzynarodowym Legionie Obrony Ukrainy po 6 miesiącach służby…”.
Legionistami mogli stać się mężczyźni w wieku od 18. do 60. roku życia. Czas przeszły trafił się tu nieprzypadkowo, bo zainteresowanie służbą zagranicznych kontraktorów w nowym schemacie organizacyjnym spadnie.
Żeby nie było niedomówień: o tym, że MLOU przestanie istnieć, było już głoszone przez tzw. czynniki wojskowe w połowie listopada. Via Facebook (między innymi) poinformowały, że system współpracy z zagranicznymi wolontariuszami ulega zmianie. Po to, by „jak najefektywniej wykorzystać doświadczenie, motywację i umiejętności” legionistów.
Brzmi zacnie, ale jakoś te tłumaczenia nie trafiają do tych, którzy zaciągnęli się do służby w Legionie, a nie bezpośrednio w Siłach Zbrojnych Ukrainy, choć to im podlega MLOU. Mają tego świadomość decydenci w SZU. Opinia jednego z nich, cytowana przez portal KI, jest jednoznaczna: „Rozumiemy, że przynajmniej przez jakiś czas skuteczność jednostek najprawdopodobniej spadnie, a uzupełnienie ich szeregów ochotnikami zagranicznymi będzie trudne ze względu na utratę marki Międzynarodowego Legionu”.
Nie było 20 tys. ochotników w Międzynarodowym Legionie
Przy okazji nadchodzących zmian okazało się, jakim potencjałem ludzkim dysponuje Legion. Można sobie przypomnieć, że rok, dwa lata temu w ukraińskim przekazie informacyjnym jego liczebność szacowano na „dziesiątki tysięcy” ochotników. Propagandowo to brzmiało dobrze. Teraz wiadomo, ilu ochotników służy obecnie w szeregach (jeszcze istniejącego) MLOU. Z tego, co portalowi zakomunikował (anonimowo, rzecz jasna), „transfer dotyczy około 1000 żołnierzy z pierwszego, drugiego i trzeciego batalionu Legionu, a czwarty batalion szkoleniowy stanie się ośrodkiem szkoleniowym dla nowych ochotników zagranicznych, mającym na celu przygotowanie ich do wojny”.
Przez Legion przewinęli się, według oficjalnych (czyli nie do końca wiarygodnych) informacji, ochotnicy z 50 państw, w tym nawet tak egzotycznych, jak choćby Brazylia. Żeby zostać legionistą, nie trzeba było mieć w CV zaliczonej służby wojskowej, acz takie doświadczenie było mile widziane. Zresztą ochotnicy – w tym nawet i tacy, którzy wąchali proch nie tylko na ćwiczeniach, ale i na wojnach – zaliczali szkolenie wojskowe. Niektórzy uczyli się żołnierki, wszyscy poznawali specyfikę służby w SZU i wojny na Ukrainie.
Niewielu ochotników mówi po rosyjsku, jeszcze mniej po ukraińsku. I dlatego, dla sprawnej komunikacji w Legionie, należało stworzyć system tłumaczy i szkolenia w językach obcych. MLOU to nie Legia Cudzoziemska, gdzie trzeba nauczyć się „urzędowego” języka komunikacji. Czy tłumacze będą teraz tam, gdzie skierowani zostaną zagraniczni ochotnicy? Wątpliwe. „To w warunkach frontowych niesie ryzyko chaosu i błędów. Przynajmniej przez jakiś czas skuteczność oddziałów spadnie” – przyznaje KI jeden z oficerów.
MLOU powstał na początku wojny. Legion odegrał znaczącą rolę na froncie. Walczył w Chersoniu i obwodzie kurskim. Cieszył się prestiżem wśród rekrutów, dla których był miejscem pierwszego kontaktu z realiami wojny i trampoliną do służby w innych jednostkach. W październiku 2024 r. Wołodymyr Zełenski podpisał ustawę pozwalającą zagranicznym ochotnikom obejmować stanowiska oficerskie. Wcześniej mogli służyć jedynie jako szeregowi lub podoficerowie. W Legionie oceniono to posunięcie pozytywnie, jako zmierzające do umocnienia Legionu i służące jego rozwojowi. To była, jak się okazuje, zbyt optymistyczna ocena.
MLOU często wykorzystywany jest przez Rosję w swojej propagandzie
Przedstawia ich jako najemników, psy wojny, których Kijów skaperował sowitym żołdem. Oczywiście o swoich najemnikach, z przeróżnych prywatnych kompanii wojskowych, Moskwa tak się nie wyraża. Szacuje się, że za ruski mir walczy co najmniej 18 tys. obcokrajowców z 128 krajów.
Tymczasem ochotnicy w MLOU mają żołd i inne świadczenia finansowe takie, jakie otrzymują ukraińscy żołnierze. A standardowe uposażenie, wypłacane w hrywnach na konto lokalne, w przeliczeniu na dolary, wynosiło 550 USD dla tych, którzy przebywają na tyłach. Dla będących w strefach uznanych za niebezpieczne to 1100 USD, a dla uczestniczących w misjach bojowych – do 4800 USD, oczywiście wszystko w ujęciu miesięcznym.
Do tego dochodzą inne, drobniejsze bonusy. Rodzinie poległego ochotnika Kijów wypłaca ok. 365 tys. dolarów. Ochotnik, jak Ukrainiec, podpisywał kontrakt na 3 lata. Tym się on różnił od „ukraińskiego”, że zagraniczny żołnierz mógł go zerwać po półrocznej służbie, ale nie w warunkach bojowych...
Dlaczego MLOU przestanie istnieć? Z wielu przyczyn. Z grubsza: bo wyczerpała się formuła jego istnienia i działania. To, co było dobre na początku wojny czy nawet rok temu, dziś już tym nie jest. Efekty bojowe, w skali całej wojny, były niewspółmierne do nakładów poniesionych na utrzymanie Legionu. Pamiętać należy, że gdy dojdzie do negocjacji pokojowych, istnienie takiej jednostki nie wpływałoby dobrze na ich przebieg.
Opinia Rosji dotycząca Legionów jest znana. A należy dodać, że zachodni sojusznicy oficjalnie nie popierali istnienia zagranicznych formacji. Teraz pozaukraińscy ochotnicy będą mogli nadal walczyć o wolną Ukrainę, ale już bez symboliki emanującej z MLOU. A istnieje znaczące prawdopodobieństwo, że będą oni postrzegani przez Ukraińców jako żołnierze „nieco niższej kategorii”. To wszystko nie będzie zachęcało zagranicznych ochotników, by ryzykowali życiem wycenionym na 365 tys. dolarów amerykańskich...