Jak strzelaliśmy, to patrzyliśmy na cele. Nie mam pretensji do tych, którzy nie wytrzymywali napięcia

2025-06-01 10:10

Słyszałem świst przelatujących kul. Wtedy odzywała się intuicja, zbudowana na bazie doświadczeń. Serbowie, Chorwaci sprawdzali, czego się boimy, a czego nie. Wielu żołnierzy z tego powodu wyjechało z misji w b. Jugosławii, bo po prostu wpadało w panikę i nie było w stanie nerwowo wytrzymać tej presji – wspomina w rozmowie z Portalem Obronnym weteran, b. dowódca JW GROM, gen. dyw. Roman Polko.

Generał Roman Polko miał straszliwy wypadek. Doszło do zderzenia z TIR-em! Wstrząsające zdjęcia

i

Autor: ARCHIWUM PRYWATNE/SUPER EXPRESS, Archiwum prywatne

Portal Obronny: – Panie Generale, czuje się Pan weteranem?

Roman Polko: – Zdecydowanie. Nawet mam legitymację poświadczającą ten status. Z dość niskim numerem. Mam za sobą ileś tam zrealizowanych misji, to i bez legitymacji weterana czuję się nim.

– Pierwsze wspomnienia, które weteranowi Romanowi Polko przychodzą na myśl to...

– Byłem wśród tych, którzy realizowali pierwszą bojową misję w RP. Był rok 1992, dawna Jugosławia, w Serbskiej Krajinie spędziłem tam blisko dwa lata służby. Byliśmy w strefie działań wojennych, byliśmy ostrzeliwani. Przeżyliśmy ofensywę chorwacką przeciwko Serbom, w której Kanadyjczycy jako część sił United Nations Protection Force uczestniczyli w zaciętych walkach o Medak. Tam Kanadyjczycy stoczyli największą bitwę po II wojnie światowej.

– A jakie ma Pan wspomnienia z Iraku?

– To już jest trochę inna bajka. Miałem za sobą dwa lata misji w Jugosławii, rok w Kosowie. Z Kosowa mnie ściągnięto, ponieważ rzeczywiście tam współdziałanie z siłami specjalnymi było dobrze realizowane. W tym czasie GROM „przechodził” z Ministerstwa Spraw Wewnętrznych i Administracji pod dowództwo ministra obrony narodowej. Były problemy.

– Jakie?

– A takie, że poważnie zastanawiano się, czy nie rozwiązać tej jednostki. Stan etatowy zakładał, że w GROM-ie ma być 1013 żołnierzy, a było 312. Brakowało sprzętu, a doświadczenie bojowe tej jednostki polegało na tym, że była półtora miesiąca w Haiti, gdzie poleciała pasażerskim samolotem, a do którego nie mogli zabrać amunicji, broni, w związku z tym zabrano tylko okulary przeciwsłoneczne. Trochę ironizuję, ale po prostu to była jednostka, którą MON chciało rozformować. Na całe szczęście udało się jednostkę posklejać. I trzy lata po tym, jak przejąłem nad nią dowodzenie, GROM był gotowy do działań.

– Do, jak się to określało, misji stabilizacyjnej w Iraku?

– „Iracka wolność” – to była oficjalna nazwa tej operacji. Jechaliśmy całkowicie w ciemno. Świat nie wiedział, czy Saddam Hussein ma broń masowego rażenia, czy nie ma. Wszyscy podejrzewali, że ma. Mnie kazano ocenić na miejscu ryzyko sytuacji i podjąć działania tylko wtedy, gdy będzie to bezpieczne. Totalny absurd, jeszcze przy braku takiej komunikacji bezpośredniej z krajem, co jednak było przewidziane. Przerzucono na mnie to tak zwane narodowe dowodzenie.

Po realizacji jednego zadania przyszły kolejne. GROM je wykonał. To był nasz test, który udowodnił naszym partnerom amerykańskim, że GROM nadaje się do tego typu misji. Powiem, że do tej misji do Iraku tak naprawdę Amerykanie z początku wybrali komandosów z jednostki w Lublińcu. Zadziałały moje osobiste relacje z Amerykanami, przekonały ich moje argumenty i Amerykanie powiedzieli: „no dobrze, to poprosimy jednak o GROM”.

Garda: Badania genetyczne i Wojsko Polskie
Portal Obronny SE Google News

– Wypowiada się Pan, tak to odczuwam, jak dowódca. A chciałbym zapytać, jak zwykłego żołnierza, nie wysokiego rangą oficera… Fruwały Panu kulki koło głowy?

– Tak, słyszałem świst kul przelatujących obok mnie. Wtedy odzywała się intuicja, zbudowana na bazie doświadczeń. Serbowie, Chorwaci sprawdzali, czego się boimy, a czego nie. Wielu żołnierzy z tego powodu wyjechało z misji w Jugosławii, bo po prostu wpadało w panikę i nie było w stanie nerwowo wytrzymać tej presji. Co innego jest być kibolem bijącym się na ustawce, a co innego znaleźć się w realnej sytuacji zagrożenia życia. Nie mam pretensji do tych, którzy nie wytrzymywali napięcia. Jeżeli się nie znalazłeś w takiej sytuacji, sam nie wiesz, jak będziesz reagował. A w takiej sytuacji trzeba po prostu robić robotę, wtedy nie masz czasu się bać, bo musisz podejmować decyzje, reagować.

– Wiem, że żołnierze nie lubią takich pytań, ale ja je muszę zadać. Pan strzelał? Nie w powietrze i nie do tarczy…

– Jak strzelaliśmy, to patrzyliśmy na cele. Były w d. Jugosławii sytuacje, w których kompania zużyła ponad 10 tysięcy sztuk amunicji. O zabijaniu nie będziemy mówić.

– Spodziewałem się tej odpowiedzi, ale musiałem spróbować. OK. Zapytam o coś innego: czy uczestnictwo polskiego wojska w misjach zagranicznych było/jest konieczne, było/jest potrzebne?

– Gdy nas wysyłano tam właśnie do Afganistanu, Iraku, to premier, prezydent mówili, że o bezpieczną Polskę trzeba walczyć daleko poza granicami kraju. Zgadzam się z nimi. Nie ma sojuszu z NATO, jeżeli razem się nie szkolimy, jeżeli nie budujemy w sobie zaufania, braterstwa broni, jeżeli w boju nie udowodniliśmy sobie, że jesteśmy naprawdę coś warci. To nam zbudowało reputację u Amerykanów.

– Misja w Iraku okazała się katastrofą...

– Tak, bo bazowała na fałszywych danych politycznych, bo politycy nie słuchali generałów, co – w mojej opinii – doprowadziło do powstania Państwa Islamskiego…

– Chce Pan powiedzieć, że generalicja ma niewiele do powiedzenia, bo ostateczne słowo należy do polityków, choć mało znają się na wojnie i na wojsku?

– Są tacy politycy, którzy uważają, że wojna i wojsko to zbyt poważne sprawy, by je zostawić generałom. No to bym powiedział, że pokój to zbyt poważna sprawa, żeby ją zostawiać politykom. Jeżeli generałowie, którzy tam byli w polu, dokładnie poznali lokalne warunki funkcjonowania, kiedy politycy byli daleko, to warto jest posłuchać wojskowych. Rozwiązano armię iracką, zamiast wymienić jej „czapę”, dowództwo.

– Proszę powiedzieć, czy amerykańskie filmy o specjalsach dużo mają wspólnego z rzeczywistością?

– Mają niewiele wspólnego z tym, co działo się, dzieje się w realu. Natomiast budują morale i budują ten esprit de corps. A to jest kluczowe. Ten duch wiąże weteranów. 13 czerwca spotykamy się w Warszawie. W restauracji wynajętej za własne pieniądze. To trochę jest smutne, gdy więcej jest działań na pokaz, pustosłowia niż realnej troski o weteranów. Nie użalamy się, bo sobie damy radę.

– Legionista rzymski po 25 latach służby nabywał status weterana, dostawał od państwa solidną sumę pieniędzy i równie spory kawał ziemi...

– Gdy obchodzono 25 lat polskiego członkostwa w NATO, nikt nie pamiętał o 18. Batalionie. Rządzący politycy medale między sobą rozdawali i tym, którzy tam robili dla nich za tło. Pięć lat temu z rąk gromowców otrzymałem honorowy pierścień dowódcy. Teraz planujemy wręczyć naszym podwładnym z bielskiej „osiemnastki” medale za pierwszą misję w NATO. Bo zrobili wspaniałą robotę! I ten medal jest dowodem na to, że ich dowództwo wciąż o nich pamięta!

Sonda
Czy jesteś zainteresowany jakąś formą przeszkolenia wojskowego?