Przechwyconym nad Bałtykiem samolotem okazała się maszyna transportowa Ił-18M lecąca do Królewca. Została ona odeskortowana przez parę francuskich myśliwców ze względu na wyłączony transponder, czyli nadajnik współdziałający z systemami antykolizyjnymi i cywilną kontrolą ruchu powietrznego. Jest on wymagany podczas operowania w cywilnej i międzynarodowej przestrzeni powietrznej. Rosyjskie samoloty nie stosują się nawet do tak podstawowych zasad jak zgłaszanie lotów wojskowych i stosowanie transponderów, co stanowi zagrożenie dla maszyn cywilnych. Kilkukrotnie rosyjskie maszyny znalazły się na trasie samolotów komercyjnych, stanowiąc realne zagrożenie bezpieczeństwa.
Jest to jeden z kluczowych powodów częstych startów maszyn realizującyc misje Baltic Air Policing czyli ochrony przestrzeni powietrznej Litwy, Łotwy i Estonii. Państwa te nie posiadają własnych myśliwców i nie byłyby w stanie skutecznie chronić swojego terytorium przed tego typu incydentami. Incydenty związane z naruszaniem ich przestrzeni powietrznej są bardzo nieliczne, natomiast na porządku dziennym są niezgłoszone, „niewidoczne” dla służby kontroli ruchu powietrznego loty rosyjskich maszyn wojskowych wzdłuż ich granicy morskiej. Samoloty te prowadzą zwykle misje rozpoznawcze lub też przemieszczają się pomiędzy terytoriu Rosji i Królewcem, który jest rosyjską eksklawą.
Obecnie misję Baltic Air Policing od stycznia prowadzą myśliwece Daussault Rafale z Francji oraz włoskie Eurofigher Typhoon i holenderskie maszyny 5. generacji Lockheed Martin F-35A. Prowadzą one nie tylko stały dozór przestrzeni, ale też liczne misje szkolne i treningowe, między innymi z siłami powietrznymi nowych członków NATO, jakimi są Szwecja i Finlandia. Oba te państwa mają podobne problemy z rosyjskim lotnictwem, które dotąd dość często naruszało ich przestrzeń powietrzną.