Tempo modernizacji Bundeswehry może ulec spowolnieniu. Co zrobią Niemcy?
I tak obowiązywać ma w przyszłym roku tzw. hamulec zadłużania limitujący poziom deficytu i zaciąganych przez władze federalne kredytów, na co nalegał minister finansów i szef FDP Christian Lindner. Nie będzie też podwyżki podatków, a to oznacza, że w sytuacji słabej koniunktury gospodarczej swoboda zwiększania wydatków jest bardzo ograniczona, co potwierdza kształt przyszłorocznego budżetu. Minister Boris Pistorius, odpowiadający za obronę, miast 6,5 mld euro więcej, o co zabiegał, otrzyma jedynie 1,17 mld. A to oznacza, że wzrost budżetu resortu będzie najprawdopodobniej mniejszy niż inflacja w sektorze zbrojeniowym i zamknie się kwotą niewiele przekraczającą 53 mld euro.
W przyszłym roku Niemcy osiągną jednak 2-procentowy - w relacji do PKB - próg wydatków na bezpieczeństwo, ale związane jest to z wartym 100 mld euro tzw. funduszem Zeitenwende, który został już w całości rozdysponowany. Jeśli w 2027 roku nowa koalicja nie uchwali nowego funduszu, to wówczas wydatki Niemiec na bezpieczeństwo spadną znacząco poniżej 2 %. Innymi słowy: porozumienie budżetowe, które wynegocjowali liderzy koalicji oznacza w gruncie rzeczy przesunięcie trudnych decyzji w czasie.
Niech o to skąd znaleźć pieniądze martwią się następcy. Będą mieli trudniejsze zadanie, bo rząd Olofa Scholza kupuje, tzn. zamawia, nowe uzbrojenie, nie mając na to póki co środków. Jak informuje "Bild", tylko w tym tygodniu zamówiono 105 nowych czołgów Leopard, cztery systemy Patriot i amunicję artyleryjską, za które w 2028 roku trzeba będzie zapłacić 10,8 mld euro. Jeśli zatem mówimy o zmianach w niemieckiej polityce obrony, to musimy pamiętać, iż nie są one definitywne. Rząd, który powstanie po przyszłorocznych wyborach parlamentarnych będzie musiał znaleźć źródła jej finansowania, co oznacza, że tempo modernizacji sprzętowej Bundeswehry może ulec spowolnieniu.
Czy Niemki pójdą do wojska? Armia niemiecka potrzebuje 100 tys. rezerwistów
Skąd znaleźć środki na jej rozbudowę? Generał Carsten Breuer, generalny inspektor niemieckich sił zbrojnych, powiedział niedawno, że armia potrzebuje 100 tys. dodatkowych, przeszkolonych rezerwistów, po to, aby być w stanie wywiązać się z rosnących zadań, w tym wynikających z nowego modelu obrony NATO. Jego zdaniem, chcąc rozbudować Bundeswehrę, należy myśleć o wprowadzeniu obowiązku służby zarówno dla mężczyzn, jak i kobiet.
Wezwał on do debaty na ten temat, ale w obecnych realiach niemieckiego budżetu tego rodzaju propozycje nie mają żadnych podstaw i - jak się wydaje - również szans realizacji. Ograniczają też znacznie zdolności Europy w zakresie odbudowy jej zdolności wojskowych.
Widmo wygranej Donalda Trumpa krąży nad Europą. Państwa europejskie zbroją się
Jeśli w najbogatszym państwie kontynentu mają ze znalezieniem pieniędzy na obronność takie problemy, to jak wygląda sytuacja w innych, mniej zamożnych i bardziej zadłużonych państwach? Jest to o tyle zasadne pytanie, że coraz częściej, w związku z wyraźną przewagą sondażową Donalda Trumpa, pojawiają się w Europie pytania o perspektywy forsownej remilitaryzacji kontynentu, odbudowę zdolności wojskowych, co może okazać się niezbędne nie tylko ze względu na wojnę na Ukrainie, ale również z powodu ryzyka zmniejszania zaangażowania wojskowego Ameryki.
Pisze o tym otwarcie Camille Grand, ekspert wojskowy think tanku European Council for Foreign Relations, którego zdaniem już obecnie można mówić o przesunięciu uwagi Stanów Zjednoczonych w rejon Indo-Pacyfiku, co jest trendem niezwiązanym z tym, kto aktualnie sprawuje władzę w Waszyngtonie. Wynika też z oceny sytuacji strategicznej w świecie. Jeśli Trump wygra wybory. „odchodzenie” Ameryki z Europy może przyspieszyć, ale już obecnie Pentagon wydaje na 3,6 mld dolarów na „Europejską Inicjatywę w Zakresie Odstraszania”, podczas gdy na siostrzane działanie w Azji przeznacza 14,7 mld, co jest czytelnym znakiem zmiany preferencji.
Czy USA zmniejszą kontyngent wojskowy w Europie?
Podobny trend rysuje się, jeśli poddać analizie wojskową obecność Amerykanów w Europie. Jak zauważa Grand, w 1989 roku mieli oni na naszym kontynencie 248 tys. żołnierzy (w czasach zimnej wojny było to 450 tys.), w roku 2021 liczba ta spadła do poziomu 64 tys., po wybuchu wojny na Ukrainie wzrosła do 85-100 tys., ale mamy do czynienia z czasową obecnością rotacyjną i roztropnie jest zakładać, że kolejna administracja może podjąć decyzję o powrocie do poziomu sprzed wojny.
Zapewne szczytem optymizmu jest myślenie, iż Amerykanie utrzymają europejski kontyngent na niezmienionym poziomie, co oznacza, że zupełnie nieprawdopodobną wydaje się teza, że może on zostać rozbudowany. Oznacza to, że jeśli Rosja kontynuowała będzie plany rozbudowy potencjału kadrowego własnych sił do poziomu 1,5 mln żołnierzy, co zadeklarowała, to w Europie narastać będzie nierównowaga sił i w obliczu polityki Stanów Zjednoczonych tę lukę będą zmuszone wypełnić państwa naszego kontynentu. A to oznacza, że musimy mówić o rozbudowie potencjału, bo utrzymanie go na dotychczasowym poziomie, również patrząc na to przez pryzmat wydatków na bezpieczeństwo, należy uznać za działanie - w nowych realiach - absolutnie niewystarczające.
Tak USA, Chiny i państwa NATO zwiększyły wydatki na obronność
Kluczową rolę odgrywają w tym wypadku pieniądze. Co z tego, że europejscy członkowie NATO i Kanada wyasygnowali po roku 2014 dodatkowe 657 mld dolarów na bezpieczeństwo, a nawet łącznie osiągnęli poziom 2 % PKB przeznaczanych na zbrojenia? Te zmiany trzeba wpisać w szerszy kontekst, bo dopiero wówczas zrozumieć można, w jakiej sytuacji znajduje się obecnie Europa.
I tak z przytaczanych przez Granda danych szwedzkiego instytutu SIPRI wynika, że między rokiem 2000 a 2022 rosyjskie wydatki wojskowe wzrosły o 360 % (licząc w „stałych” dolarach z roku 2022), chińskie o 596 %, amerykańskie o 60 % a europejskiego NATO (wraz z Kanadą) do roku 2020 pozostawały na poziomie roku 2000, a wzrosły znacząco dopiero w ciągu ostatnich dwóch lat. Oznacza to, że jesteśmy dopiero na początku drogi i zaniedbania, które powstały w momencie, kiedy państwa naszego kontynentu ograniczając wydatki wojskowe odbierały „rentę pokoju”, nie zostały jeszcze zniwelowane.
Jeszcze w 2019 roku eksperci IISS obliczyli, że europejscy członkowie NATO, po to, aby być w stanie samodzielnie - czyli bez wsparcia ze strony Stanów Zjednoczonych - odeprzeć rosyjskie uderzenie na państwa bałtyckie, będą musieli w najbliższych latach wydać 359 mld dolarów, przeznaczając te pieniądze na zwiększenie własnych zdolności. Dziś ten szacunek, w związku z inflacją, byłby zapewne większy, ale jak zauważa Grand - nie jest to wysiłek ponad zdolności państw europejskich, które obecnie wydają na zbrojenia rocznie 100 mld dolarów więcej niż w roku 2019.
Jak skutecznie dbać o bezpieczeństwo, aby zwiększać zdolności bojowe armii?
Problemem jest oczywiście kontynuowanie tej polityki i takie wydawanie środków, aby rzeczywiście zwiększać, a nie dublować zdolności. Jak trzeźwo zauważa Grand, „dzięki ograniczonym budżetom obronnym i amerykańskiemu parasolowi bezpieczeństwa wiele armii europejskich stało się „armiami bonsai” z niezwykle ograniczonymi siłami, które oferują jedynie próbki głównych zdolności, a nie duże i solidne siły gotowe do walki. Przez ponad dwie dekady większość europejskiego planowania obronnego zaniedbywała kwestię masy.”
Jeśli analizować konkretne zdolności w zakresie podstawowych platform bojowych, to „na papierze” wszystko wygląda nieźle, ale dane te skrywają znaczącą nierównowagę w poziomie uzbrojenia między europejskimi członkami NATO. I tak 12 państw, europejskich członków NATO, w ogóle nie ma czołgów, a 14 nie dysponuje potencjałem w zakresie lotnictwa bojowego. „Na papierze” armie europejskich państw Paktu liczą 1,9 mln osób, ale jeśli brać pod uwagę ich zdolności do szybkiej mobilizacji i udziału w walkach, to obecnie Europejczycy mogliby wystawić - w ramach NATO-wskiej New Force Model - ok. 300 tys. żołnierzy.
Oznacza to, jak argumentuje Grand, że nie ma potrzeby skokowej rozbudowy kadrowej sił zbrojnych, trzeba raczej zmienić ich strukturę, zwiększając komponent o większej gotowości i zdecydowanie lepiej przygotować się do perspektywy długotrwałej wojny na wyniszczenie. To zakłada posiadanie odpowiednio licznej przeszkolonej rezerwy i konieczność zwiększenia zapasów broni i amunicji.
Luki w podstawowych zdolnościach na współczesnym polu walki w europejskich armiach
Wielkim problemem Europy są też niedobory w zakresie tzw. „strategic enablers”, czyli systemów, których posiadanie i użycie zwiększa zdolności sił zbrojnych do działania. I tak Stany Zjednoczone mają 171 satelitów wojskowych, a Europa jedynie 44 (Rosja 93), Amerykanie mają 488 ciężkie i o średnich zdolnościach samoloty transportowe, podczas gdy Europa ma ich 281. Samolotów wczesnego ostrzegania, zwiadu i rozpoznania europejscy członkowie NATO mają 37, Amerykanie 78. Podobna sytuacja ma miejsce w przypadku samolotów umożliwiających tankowanie w powietrzu, których Stany Zjednoczone mają 408, a Europejczycy 58 (państwa UE jedynie 26).
Te luki w podstawowych na współczesnym polu walki zdolnościach powodują, że mimo sporych rozmiarów trudno uznać, że armie państw europejskich posiadają porównywalne z amerykańskimi siłami zbrojnymi zdolności. Proste sumowanie stanów osobowych i sprzętu nie przekłada się w tym wypadku na wzrost możliwości, a raczej w związku z problemami z dowodzeniem takimi mozaikowymi siłami, należy zakładać ich spadek.
Camille Grand jest przekonany, że Europa - chcąc odbudować potencjał w zakresie samodzielnej obrony własnego terytorium - musi po pierwsze opracować i przyjąć 10-letni plan odbudowy zdolności w tych segmentach, w których dziś w największym stopniu uzależniona jest od wsparcia amerykańskiego.
Logistyka i rozbudowa zdolności przemysłowych. Skąd wziąć na to pieniądze?
Innym obszarem, na który trzeba zwrócić uwagę, to logistyka i rozbudowa zdolności przemysłowych. W tych trzech obszarach znaczący wkład wnieść może polityka Unii Europejskiej, zarówno jeśli chodzi o koordynowanie działań, co wydaje się niezbędne, aby uniknąć dublowania zdolności, jak i przede wszystkim w efekcie pozyskania dodatkowych funduszy, które trzeba będzie zainwestować. W jego opinii nie jest niezbędna kadrowa rozbudowa obecnych armii państw europejskich, ale konieczne będzie zwiększenie sił zdolnych do szybkiego działania, co i tak wymusi ich wewnętrzną reorganizację.
Osobną kwestią, wymagającą pilnej reakcji, jest zdolność Europy do uczestniczenia w potencjalnej wojnie na wyczerpanie, co implikuje konieczność posiadania przeszkolonych rezerw i odpowiednio rozbudowanych zdolności przemysłowych. Tego nie da się zrobić bez rozwiązania podstawowej kwestii, jaką jest pytanie: skąd wziąć na to pieniądze?
Możliwości są dwie – albo państwa członkowskie zwiększą swe budżety, ale przykład Niemiec pokazuje, że nie jest to łatwe, albo europejscy członkowie NATO zaczną się zadłużać indywidualnie lub razem. Ta ostatnia możliwość na razie została zablokowana na ostatnim szczycie liderów Unii Europejskiej przez Niemcy i Holandię. Bez rozwiązania tej kwestii wszystkie działania w zakresie odbudowy zdolności wojskowych Europy będą albo niewystarczające, albo spóźnione.
Listen on Spreaker.