Bez rewolucji logistycznej NATO przegra wojnę z Rosją. "Może nie być w stanie przetransportować wojsk w rejon walk"

2024-03-08 21:22

Generał Ben Hodges, były dowódca sił NATO w Europie a obecnie „mentor” Sojuszu Północnoatlantyckiego w zakresie logistyki w czasie konferencji prasowej w Wilnie, jaka miała miejsce po zakończeniu niedawnej konferencji bezpieczeństwa zwrócił uwagę, iż w razie ataku zewnętrznego Litwini muszą być przygotowani aby przez przynajmniej dwa tygodnie samodzielnie przeciwstawiać się atakującemu przeciwnikowi. Tyle czasu może jego zdaniem upłynąć zanim na wschodnią flankę zdołają dotrzeć pierwsze znaczące siły Paktu zdolne wesprzeć broniących się Bałtów.

Putin, NATO

i

Autor: SHUTTERSTOCK

Armia wygrywa bitwy, ale o zwycięstwie w wojnie decyduje logistyka

Amerykański generał, zwracając przy okazji uwagę na znaczenie art. 3 Traktatu Waszyngtońskiego nakazującego każdemu członkowi Sojuszu Północnoatlantyckiego dbać o posiadanie wystarczających własnych zdolności do obrony, przypomniał w ten sposób starą maksymę generała Pershinga lubiącego powtarzać, iż armia wygrywa bitwy, ale o zwycięstwie w wojnie decyduje logistyka.

Tak może być i w przypadku zaognienia sytuacji na wschodniej flance Paktu, gdzie o wyniku ewentualnego starcia (a to oznacza również wpływ logistyki na skuteczność polityki odstraszania) decydować będą dwa czynniki, obydwa „premiujące” dziś Federację Rosyjską. Mowa o relacji sił i odległości ich miejsc stałej dyslokacji od ewentualnej linii frontu. To powoduje, że kwestie logistyczne stają się jednym z głównych obszarów, gdzie powinniśmy intensyfikować nasze przygotowania.

Wojskowe Schengen. Korytarz transportowy z to pierwszy krok

W styczniu Polska, Niemcy i Holandia zawarły porozumienie o budowie korytarza transportowego, który miałby być pierwszym krokiem na rzecz stworzenia w Unii Europejskiej obszaru określanego mianem „wojskowego Schengen”. Dzięki temu można byłoby znacząco przyspieszyć przemieszczanie się sił zbrojnych, w tym pomocy wojskowej ze Stanów Zjednoczonych na wschodnią flankę. Problem polega na tym, że dyskusje na ten temat trwają od 2015 roku, a realnie niewiele się zmieniło.

Urmas Paet, estoński eurodeputowany, wiceprzewodniczący komisji spraw zagranicznych Parlamentu Europejskiego, ocenia na 3, w skali od 1 do 10, zaawansowanie prac na rzecz przyspieszenia logistyki wojskowej. Jego zdaniem, co nota bene potwierdza słowa Hodgesa w Wilnie, dotarcie pomocy do państw bałtyckich z pewnością zajmie więcej niż tydzień, a może potrwać nawet kilka tygodni.

Utrudnienia są związane zarówno z przewlekłością procedur biurokratycznych, bo na transport sprzętu wojskowego i amunicji trzeba uzyskiwać specjalne zezwolenia, jak również są pochodną tego, iż większość mostów i wiaduktów w naszej części Europy nie była budowana i nie ma w związku z tym odpowiedniego udźwigu, z myślą o transporcie wojskowym. Obrazu dopełnia fakt, iż w państwach bałtyckich nadal linie kolejowe mają rosyjski rozstaw torów, co utrudnia wykorzystanie kolei w celach logistyki wojskowej, a NATO-wskie rurociągi, dzięki którym można szybko transportować duże ilości paliwa na użytek wojska nie docierają do Polski, nie mówiąc już o państwach bałtyckich.

Brak specjalistycznych platform transportowych i problemy związane z ochroną sieci łączności i transferu danych

Na to nakładają się braki specjalistycznych platform transportowych i problemy związane z ochroną sieci łączności i transferu danych, o czym w ostatnim raporcie dla think tanku CEPA pisał Henrik Larsen. Jeśli NATO ma być w stanie realizować swe plany polegające na zdolności dyslokowania na wschodnią flankę nawet 300 tys. żołnierzy i sprzętu w czasie 30 dni od podjęcia decyzji, to wydolność kanałów logistycznych ma absolutnie kluczowe znaczenie.

Nie uda się, zdaniem Larsena, tego dokonać bez elektronicznych, również cywilnych, systemów sterowania ruchem. A te, na co zwraca on uwagę, są związane z systemami transmisji danych w oparciu o sieci 5G, które zdominowane są przez Chińczyków. To nie tylko zwiększa prawdopodobieństwo przechwycenia przez geostrategicznych rywali danych wrażliwych, ale zwiększa ryzyko ataków hackerskich i wywoływanych przez przeciwnika zakłóceń w tempie przemieszczania się potoków ludzi i sprzętu.

Jak argumentuje, „UE powinna promować regulacje dotyczące „inteligentnych dróg”, rozwiązań umożliwiających zarządzaniem ruchem transgranicznym i dających możliwość wyłączania niektórych aplikacji i unikania wycieków informacji. UE powinna rozważyć wytyczne dotyczące „inteligentnych portów morskich”, których sieci 5G powinny być odizolowane od publicznych systemów dostępu”.

Należy już teraz uniemożliwić transfer danych, zbieranych przez cywilne aplikacje, ułatwiające przemieszczanie się czy geolokację. Ich przechwycenie przez przeciwnika strategicznego w rodzaju Rosji, może ułatwić „mapowanie” całego systemu komunikacyjnego państw NATO na wschodniej flance, co może być wstępem do wywoływania sztucznych zakłóceń. Larsen wzywa do wzmocnienia ochrony cyber zarówno sieci dróg, jak i portów i systemów zarządzania ruchem, bo ich podatność na zakłócenia może w czasach kryzysu oznaczać narastające trudności w logistyce wojskowej.

Należy zakładać, że przeciwnik dążący do realizacji polityki „kroków dokonanych” będzie zainteresowany, aby pomoc na wschodnią flankę dotarła możliwie późno i aby to osiągnąć, nie trzeba we współczesnym świecie wcale bombardować węzłów kolejowych czy portów lotniczych.

Tyrania dystansu, skali, wody i czasu. Problemy Indo-Pacyfiku a amerykańska polityka odstraszania

Eksperci Stimpson Center, amerykańskiego think tanku strategicznego, zwracają uwagę, że kwestie związane z logistyką w rejonie Indo-Pacyfiku w jeszcze większym stopniu niż sytuacja w Europie komplikują amerykańską politykę rozszerzonego odstraszania. Piszą nawet o tyranii czterech czynników – dystansu, skali, wody i czasu, które powodują ograniczenia w zakresie amerykańskich możliwości utrzymania i zaopatrzenia znaczących sił w regionie. Od ich przezwyciężenia zależeć może nie tylko kwestia przewagi w ewentualnej wojnie, ale przede wszystkim zdolność do odstraszenia agresywnych przeciwników zainteresowanych rewizją regionalnego i w następstwie globalnego porządku, czyli, innymi słowy możliwość utrzymania pokoju.

Tajwan, który może stać się teatrem starcia, znajduje się 100 mil od wybrzeży Chin, ale za to od kontynentalnej Ameryki dzieli go 6 tys. mil. Niewiele lepiej sytuacja się przedstawia, jeśli brać pod uwagę bazy wojskowe Stanów Zjednoczonych na Guam (5 tys. mil) czy na japońskiej Okinawie i w Korei Płd. „Ta odległość utrudnia – argumentują Autorzy – amerykańską politykę odstraszania, po części dlatego, że zwiększają się obciążenia logistyczne, przez co szybka i masowa reakcja staje się mniej wiarygodna. Postęp technologiczny, zwłaszcza pojawienie się „baniek antydostepowych” (A2/AD) jeszcze dodatkowo utrudnia projekcje siły na znaczne odległości i komplikuje amerykańskie planowanie strategiczne.

Budzisz: Tak może zakończyć się wojna PORTAL OBRONNY

Tyrania wody: odległość Tajwanu od baz USA. Myśliwce Air Force muszą tankować w powietrzu

„Tyrania wody” związana jest z odległością od amerykańskich baz do Tajwanu, co ma znaczenie choćby w związku z faktem, że większość myśliwców na wyposażeniu Air Force ma zasięg 600 mil, a to oznacza, że nie wystarczy im paliwa, aby dolecieć w rejon Cieśniny Tajwańskiej, by zrealizować zadanie i bezpiecznie wrócić do bazy. Muszą mieć one możliwość tankowania w powietrzu, albo międzylądowania, co na porządku dziennym stawia kwestię zbyt małej liczby lotniskowców będących w posiadaniu marynarki wojennej.

Na dodatek, jak piszą, „wiele amerykańskich samolotów nie ma zasięgu umożliwiającego pokonanie odcinków między bazami USA w regionie (Indo-Pacyfiku – przyp. MB), a lądowania i starty na wodzie nie są możliwe dla żadnego myśliwca ani większości samolotów. Stany Zjednoczone wycofały swoje ostatnie łodzie latające i wodnopłaty kilkadziesiąt lat temu i dopiero niedawno zaczęły opracowywać plany ich ponownej budowy.” Budowa lotniskowców też nie rozwiązuje problemu, nawet jeśli milczeniem pominąć koszty i niewielką wydolność amerykańskich stoczni, choćby z tego względu, iż rozwój sztuki wojennej powoduje, że stały się one łatwymi celami ataków, zarówno z morza jak i powietrza.

W niewiele lepszej sytuacji są dziś samoloty – cysterny, dzięki którym amerykańskie myśliwce mogą uzupełniać paliwo w powietrzu. Są to bowiem wersje relatywnie wolno latających Boeingów 737, które łatwo namierzyć i zestrzelić, a na dodatek potrzebują one lotnisk o długich pasach startowych, które też mogą stać się łatwym celem dla Chińczyków.

Tyrania czasu. Zbudowanie „mostu powietrznego” nie będzie możliwe szybciej niż w 48 godziny

Tyrania czasu, o której piszą autorzy raportu, zważywszy na odległości, jest dość oczywista. Dotarcie amerykańskiej pomocy w rejon Tajwanu zajmie co najmniej 30 dni, szybciej pojawi się lotnictwo, ale i w tym wypadku zbudowanie „mostu powietrznego” nie będzie możliwe szybciej niż w 48 godziny. Na wojnie dwie doby to bardzo dużo, przeciwnik może w tym czasie zrealizować część swoich celów strategicznych.

Siły dyslokowane w rejon potencjalnego konfliktu, niezależnie czy mowa o Tajwanie czy państwach bałtyckich, będą miały w takiej sytuacji główne zadanie polegające na „grze na czas”. Chodzi w tym wypadku nie o to, aby odeprzeć najeźdźców, bo w związku z asymetrią sił i środków, nie jest to realistyczne, ale aby zyskać na czasie, opóźnić marsz przeciwnika, do momentu przybycie odsieczy.

Logistyka wojny jak kula śnieżna. Im dłużej trwa konflikt zbrojny, tym więcej przybywa problemów logistycznych

I wreszcie kwestia skali. Henry Eccles, nazywany Clausewitzem logistyki, który jeszcze w latach 50. zbudował amerykańskie myślenie o tym segmencie sztuki wojennej, porównywał logistykę wojny do kuli śnieżnej. W sytuacji przedłużającego się konfliktu skala problemów logistycznych związanych z zaopatrzeniem walczących przyrasta w postępie geometrycznym.

W czasie jednej z ostatnich misji w rejonie Indo-Pacyfiku operujący z amerykańskiej bazy w Darwin w Australii szwadron F-35 „przywiózł ze sobą” dwa Boeingi 747 części zamiennych niezależnie od funkcjonującego w amerykańskiej bazie zaplecza serwisowego. Należy też pamiętać, że na godzinę lotu F-35 spala 700 galonów (2,6 tys. litrów) paliwa. Daje to wycinkowe pojęcie na temat tego, co z logistycznego punktu widzenia oznacza prowadzenie intensywnej wojny na oddalonym od własnych baz teatrze działań.

W przypadku wschodniej flanki NATO, w ciągu 30 dni musimy być w stanie - jako NATO - dyslokować w rejon kryzysu nawet 300 tys. żołnierzy wraz ze sprzętem, a jeśli odstraszanie zawiedzie i wojna wybuchnie, kolejne 500 tys. Bez rozwiązania problemów logistycznych, a to trzeba robić już teraz, wojny o państwa bałtyckie można nie wygrać, nie dlatego, że Pakt Północnoatlantycki ma słabszą od Rosji armię, ale dlatego, iż może nie być w stanie przetransportować ją w rejon walk i odpowiednio zaopatrzyć.

Sonda
Uznajesz, że siła NATO działa wystarczająco odstraszająco na Federację Rosyjską?