- Jan Kusek był komandosem w elitarnej jednostce specjalnej Wojska Polskiego, ale po wybuchu stanu wojennego zaangażował się w działalność podziemną.
- Został namierzony przez kontrwywiad, ale ze względów propagandowych nie wytoczono mu procesu sądowego, a „tylko” dyscyplinarnie wyrzucono z wojska.
- Do dziś szkoli kandydatów do wojska i innych służb mundurowych.
W 1974 r. Jan Kusek na ochotnika poszedł do wojska. Od trzech lat działał w słynnym harcerskim stowarzyszeniu „Trawers”, był skoczkiem spadochronowym. Dlatego dostał przydział do 62. Kompanii Specjalnej w Bolesławcu, gdzie został radiotelegrafistą. Służba nie była lekka, ale Kusek ją sobie chwalił.
Gdy w 1980 r. powstała „Solidarność”, działacze „Trawersu” - łącznie z Kuskiem, który przez cały czas działał w tym stowarzyszeniu - zaangażowali się w odbudowę niepodległościowego harcerstwa. Kiedyś wracał z koszar w mundurze i z bronią. Zaszedł do komendy hufca ZHP w Złotoryi, a tam zapytali po co zabrał broń?
- Jak to po co? Będę strzelał do komunistów - zażartował.
- A ręka ci nie zadrży? – zainteresowała się znajoma druhna.
- Jak zadrży, to oni się będą dłużej męczyć – wyjaśnił Kusek.
Znaczek „Solidarności” pod klapą munduru
Z domu w Złotoryi dojeżdżał do jednostki w Bolesławcu autobusem wożącym górników do pracy. Po wprowadzeniu stanu wojennego górnicy nerwowo reagowali na wojskowy mundur.
Nie raz bym dostał po pysku. Ale pod kołnierzem nosiłem wpięty znaczek „Solidarności”. Jak słyszałem przekleństwa, odchylałem klapę i mrugałem do górników. Dawałem znak, że jesteśmy po tej samej stronie barykady. Miałem nadzieję, że mnie nie obiją - wspomina Jan Kusek.
Po wprowadzeniu stanu wojennego ludzie z „Trawersu” prowadzili „małą dywersję”. Którejś nocy na komitecie powiatowym PZPR ktoś zmienił czerwoną flagę na kalesony. Ktoś wrzucił gaz łzawiący do budynku. Ktoś odpiłował tablice z napisami w stylu „Socjalizm jedyną słuszną drogą”. Jako doświadczony łącznościowiec sierż. Kusek zmontował sprzęt, dzięki któremu „Trawersiarze” prowadzili nasłuch radiostacji działających na częstotliwościach milicyjnych.
W podziemną działalność w Złotoryi angażowało się kilkudziesięciu ludzi, przeważnie harcerzy. Oczywiście w małym miasteczku podobna konspiracja nie miała szans większego powodzenia. Wojskowy kontrwywiad namierzył Kuska już po kilku miesiącach.
Polecany artykuł:
Haft krzyżykowy jak książka szyfrowa
W domu Kusków i w siedzibie „Trawersu” przeprowadzono kilka rewizji. W 1982 r. sierżant kilka razy był zatrzymywany.
Mieszkanie miałem „wysprzątane”, więc nie mogli w nim znaleźć żadnych obciążających materiałów – mówi Jan Kusek.
W czasie jednego z przeszukań znaleziono natomiast zeszyt formatu A4. Przeszukujący uważali, że to książka szyfrowa do porozumiewania się między komórkami podziemnej „Solidarności”. A to był zeszyt z wzorami haftu krzyżykowego żony Jana Kuska.
W połowie 1982 r. próbowano mu postawić zarzuty z dekretu o stanie wojennym.
Poszedłbym na kilka lat do więzienia. Ale wojsko miało duży problem. Byłem bezpartyjnym żołnierzem zawodowym elitarnej jednostki działający przeciw ludowemu państwu - to propagandowo wyglądałoby bardzo źle. Du...ę uratowało mi to, że w czasie kwalifikacji do służby zasadniczej ktoś niezbyt dokładnie sprawdził moje pochodzenie i poglądy rodziny. Skończyło się tylko dyscyplinarnym wyrzuceniem z wojska i degradacją. Ale gdy meldowałem się do raportu, w sztabie Śląskiego Okręgu Wojskowego, usłyszałem, że mnie i moją żonę czekają długie lata więzienia – wspomina sierżant.
Wyrzucony z armii szkolił kandydatów do wojska
Kontrwywiad odebrał mu książeczkę wojskową.
Po dwóch latach, gdy zmieniałem mieszkanie, nie mogłem się przemeldować, bo do tego była potrzebna książeczka wojskowa - opowiada.
Poszedł więc do komendy uzupełnień w Złotoryi, a tam usłyszał, że „w ludowej Ojczyźnie tacy jak on nie mają prawa do żadnych dokumentów”. Dostał zakaz zatrudnienia w jednostkach gospodarki uspołecznionej. Bez książeczki wojskowej nie mógł załatwić wielu spraw w urzędach. Represje były więc uciążliwe.
Jednak sierżant i tak mówi o szczęściu. Względne bezpieczeństwo gwarantowało mu radio „Wolna Europa”, które informowało o podoficerze z elitarnej jednostki wojskowej, zdegradowanym i wyrzuconym za wrogą działalność wobec ustroju.
Mając dwójkę malutkich dzieci, utrzymywany przez żonę, dwa lata był bezrobotny. Pomógł mu żołnierz z 1 Brygady Spadochronowej gen. Sosabowskiego, ppor. Stefan Karabczyński. Przysyłał Kuskom paczki, a w końcu załatwił pracę. Sierżant cały czas działał w „Trawersie”.
Byłem „wrogiem kraju”, a szkoliłem kandydatów na żołnierzy, którzy trafiali do najlepszych jednostek ludowej armii. Uczyłem ich nie tylko skakać ze spadochronem, wpajałem też wartości. Wychowanków mam w wielu jednostkach – podkreśla.
Rehabilitacja dla wroga ludu
W 1989 r., po upadku komunizmu, wezwano go do komendy uzupełnień w Legnicy. Historia zatoczyła krąg. 15 września 1990 r. minister obrony narodowej podpisał rehabilitację Jana Kuska.
Akt rehabilitacji, mianowanie na stary stopień oraz goździka wręczał mi ten sam oficer, który kilka lat wcześniej wrzeszczał, że jestem wrogiem ludu! Tylko na pagonach miał o dwa stopnie więcej - wspomina sierż. Kusek.
Jan Kusek ciągle nie zwalnia tempa. W stowarzyszeniu „Trawers” szkoli kandydatów do wojska i innych służb mundurowych. Jest komendantem Jednostki Poszukiwawczo-Ratowniczej oraz Bazy Lotniczej „Baryt” znajdująca się w Stanisławowie koło Zrotoryi. Angażuje się w prace Stowarzyszenia Byłych Żołnierzy 62. Kompanii Specjalnej.