Wojna z Ukrainą mogła mieć przyczyny niewyłącznie polityczne lub/i ekonomiczne

2024-10-15 15:00

Wojna jest jedynie kontynuacją polityki innymi środkami – uważał Carl von Clausevitz. Czasem jednak jednak tylko wojna może być sposobem na osiągnięcie celu, nieosiągalnego narzędziami politycznymi. Mniej więcej takiej genezy dla agresji Federacji Rosyjskiej na Ukrainę upatruje bułgarski politolog Iwan Krastew. W jego opinii Rosja poszła na wojnę nie z tych powodów, która jawi się większości obserwatorów, analityków i polityków.

Rosjanie, kadeci

i

Autor: pixabay.com

Oficjalnie to Moskwa rozpoczęła swoją SWO (specjalną operację wojskową) przeciwko Ukrainie, by zdenazyfikować to państwo (wiadomo: rządzą nim banderowcy), nie dopuścić do jego członkostwa w NATO (bo to pakt antyrosyjski) i… ale o tym za chwile.

Zbyt mało ludzi rozumie wpływ problemów demograficznych na politykę

Byłyby to więc przyczyny natury (geo)politycznej. Nie brakuje też uważających, że prawdziwa przyczyna wojny leży… pod ziemią. Dokładniej: pod zachodnią częścią Ukrainy, obecnie w jej większości znajdującej się pod ruskim władztwem. Tą przyczyną miałby być ogromne pokłady gazu łupkowego.

Gdyby Ukraina zaczęła je eksploatować, przez zachodnich koncesjonariuszy, to interesy Gazpromu i Rosnieftu mogłyby mocno ucierpieć (jakby wojna z takiego powodu nie obniżyła potencjału obu koncernów, czyli państwa). Trzeba przyznać, że ta hipoteza, o ekonomicznych przyczynach najazdu na Ukrainę, jest logiczna.

Jest i trzecia, poniekąd zahaczająca o oficjalną rosyjską wykładnię. I zwolennikiem jej jest Iwan Krastew. To nie „jakiś tam” politolog, głoszący swoje poglądy z katedry krajowego uniwersytetu, czy think tanku numer 133. Krastew swoje analizy przedstawia nie tylko w wąskich gronach, na międzynarodowych konferencjach. Publikuje także w tak prestiżowych tytułach prasowych, jak choćby „New York Times”, „The Guardian”, „Foreign Affairs” oraz „The New York Review of Books”.

I tenże znawca uważa, że zbyt mało ludzi rozumie wpływ problemów demograficznych na politykę. Wojna między Rosją a Ukrainą nie jest wojną o terytorium czy zasoby naturalne. To raczej wojna o ludność – twierdzi bułgarski analityk, który choć nie ma tytułu naukowego (doktora czy profesora), to uznawany za wybitnego intelektualistę i politologa. I o tym, że wojna to jest o ludność, Krastew mówi nie od wczoraj, a ostatnio swoje poglądy przedstawił (14 października) w Polsce, będąc gościem Warsaw Security Forum.

Garda: Władysław Kosiniak-Kamysz

Gdyby nie dwie wojny światowe dziś byłoby 500 mln Rosjan?

To dlaczego miałaby to być „wojna o ludność”, a nie o powstrzymanie zachodniej ekspansji na Ukrainie i krucjata przeciw postbanderowcom?

„Jest jeden szczegół związany z tą wojną, o którym mało się mówi. Monitorowałem przemówienia Putina przed rozpoczęciem wojny na pełną skalę. Na sześć miesięcy przed inwazją powiedział dzieciom we Władywostoku, że gdyby nie globalne wstrząsy XX wieku - I i II wojny światowe, rewolucje i wojna domowa, to dziś byłoby 500 milionów Rosjan. Obawy demograficzne dotyczące przyszłości, spowodowane słabą demografią we właściwie wszystkich rosyjskich regionach i wzrostem niesłowiańskiej populacji z powodu wyższego wskaźnika urodzeń nie-Rosjan i migracji, nadal popychają Rosjan do traktowania Ukraińców i Białorusinów jako Rosjan” – wyjaśniał (cytujemy za PAP) w Warszawie Iwan Krastew.

Według politologa porywanie ukraińskich dzieci przez Rosjan, ich adopcja w ramach uproszczonych procedur legislacyjnych, może być wyjaśniona właśnie tą obawą o ich perspektywy demograficzne.

Nie tak miało być – „wojna o ludzi” nie bardzo wyszła Rosji

Od zarania swoich dziejów Rosja i to co było przed nią, była, jest i będzie państwem wielonarodowościowym.

W 2023 r. w Federacji Rosyjska miała 146 mln obywateli, z czego 77-80 proc. populacji (112-116 mln) stanowili Rosjanie. W 1998 r. w Federacji żyło 148 mln obywateli, a Rosjanie stanowili 81,5 proc. populacji państwa (ok. 120 mln).

W 1995 r. Ukraińcy stanowili 3,5 proc. (ok. 4,4 mln) populacji (trzecia nacja co do liczebności w FR, po Tatarach). W 2023 r. dalej byli na 3. miejscu, ale już udziałem 1,8 proc. w populacji Federacji (ok. 2 mln).

W statystyce z 2023 r. ujęte są ukraińskie terytoria inkorporowane do Federacji. Gdyby Moskwa nie zajęła 18 proc. Ukrainy demografia przedstawiałaby się w jeszcze bardziej niekorzystnym (dla Rosji) świetle.

Krym zamieszkuje 2,5 mln osób, większość z nich utożsamia się narodowościowo z Rosją. Przyłączenie do FR obwodów donieckiego i ługańskiego zwiększyło jej ludność o 3-4 mln (dane z 2023 r.); chersońskiego, zaporoskiego i części charkowskiego – ok. 2,7 mln. Tych ludzi Ukraina zalicza nadal do swoich obywateli. Rosja za swoich lub za bezpaństwowców.

„Wojna o ludzi”, zakładając, że taką ona jest, nie bardzo wyszła Moskwie. Otóż przed 2022 r. 26 proc. obywateli Ukrainy deklarowało rosyjski jako swój pierwszy język. A gdy wojna wybuchła, już tylko 15 proc. obywateli Ukrainy identyfikowało się z narodowością rosyjską. Te 11 proc. albo przeszło na dwujęzyczność, albo całkowicie na ukraiński. Zasadniczo wszyscy obywatele Ukrainy, bez względu na to, którym językiem się posługują w tzw. pierwszej kolejności i którzy znaleźli się na terenach inkorporowanych do Federacji, stali się z automatu jej obywatelami.

Takie osoby – z ukraińskiego punktu widzenia nadal są obywatelami Ukrainy, bo nie jest uznawane przymusowa paszportyzacja. Z kolei w Rosji prawo jasno mówi: może mieć dziesięć obywatelstw, ale jeśli masz rosyjskie i przebywasz na terenie Federacji, to jesteś wyłącznie jej obywatelem. Tak więc Ukrainiec z Ługańska może trafić do rosyjskiego wojska. Teoretycznie jest to możliwe, ale czy z takiego żołnierza Władimir Władimirowicz Putin będzie miał pożytek?

Sonda
Czy pokój na Ukrainie może zaistnieć bez wzajemnych ustępstw stron tej wojny?

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki