Oficjalnie to Moskwa rozpoczęła swoją SWO (specjalną operację wojskową) przeciwko Ukrainie, by zdenazyfikować to państwo (wiadomo: rządzą nim banderowcy), nie dopuścić do jego członkostwa w NATO (bo to pakt antyrosyjski) i… ale o tym za chwile.
Zbyt mało ludzi rozumie wpływ problemów demograficznych na politykę
Byłyby to więc przyczyny natury (geo)politycznej. Nie brakuje też uważających, że prawdziwa przyczyna wojny leży… pod ziemią. Dokładniej: pod zachodnią częścią Ukrainy, obecnie w jej większości znajdującej się pod ruskim władztwem. Tą przyczyną miałby być ogromne pokłady gazu łupkowego.
Gdyby Ukraina zaczęła je eksploatować, przez zachodnich koncesjonariuszy, to interesy Gazpromu i Rosnieftu mogłyby mocno ucierpieć (jakby wojna z takiego powodu nie obniżyła potencjału obu koncernów, czyli państwa). Trzeba przyznać, że ta hipoteza, o ekonomicznych przyczynach najazdu na Ukrainę, jest logiczna.
Jest i trzecia, poniekąd zahaczająca o oficjalną rosyjską wykładnię. I zwolennikiem jej jest Iwan Krastew. To nie „jakiś tam” politolog, głoszący swoje poglądy z katedry krajowego uniwersytetu, czy think tanku numer 133. Krastew swoje analizy przedstawia nie tylko w wąskich gronach, na międzynarodowych konferencjach. Publikuje także w tak prestiżowych tytułach prasowych, jak choćby „New York Times”, „The Guardian”, „Foreign Affairs” oraz „The New York Review of Books”.
I tenże znawca uważa, że zbyt mało ludzi rozumie wpływ problemów demograficznych na politykę. Wojna między Rosją a Ukrainą nie jest wojną o terytorium czy zasoby naturalne. To raczej wojna o ludność – twierdzi bułgarski analityk, który choć nie ma tytułu naukowego (doktora czy profesora), to uznawany za wybitnego intelektualistę i politologa. I o tym, że wojna to jest o ludność, Krastew mówi nie od wczoraj, a ostatnio swoje poglądy przedstawił (14 października) w Polsce, będąc gościem Warsaw Security Forum.
Gdyby nie dwie wojny światowe dziś byłoby 500 mln Rosjan?
To dlaczego miałaby to być „wojna o ludność”, a nie o powstrzymanie zachodniej ekspansji na Ukrainie i krucjata przeciw postbanderowcom?
„Jest jeden szczegół związany z tą wojną, o którym mało się mówi. Monitorowałem przemówienia Putina przed rozpoczęciem wojny na pełną skalę. Na sześć miesięcy przed inwazją powiedział dzieciom we Władywostoku, że gdyby nie globalne wstrząsy XX wieku - I i II wojny światowe, rewolucje i wojna domowa, to dziś byłoby 500 milionów Rosjan. Obawy demograficzne dotyczące przyszłości, spowodowane słabą demografią we właściwie wszystkich rosyjskich regionach i wzrostem niesłowiańskiej populacji z powodu wyższego wskaźnika urodzeń nie-Rosjan i migracji, nadal popychają Rosjan do traktowania Ukraińców i Białorusinów jako Rosjan” – wyjaśniał (cytujemy za PAP) w Warszawie Iwan Krastew.
Według politologa porywanie ukraińskich dzieci przez Rosjan, ich adopcja w ramach uproszczonych procedur legislacyjnych, może być wyjaśniona właśnie tą obawą o ich perspektywy demograficzne.
Nie tak miało być – „wojna o ludzi” nie bardzo wyszła Rosji
Od zarania swoich dziejów Rosja i to co było przed nią, była, jest i będzie państwem wielonarodowościowym.
W 2023 r. w Federacji Rosyjska miała 146 mln obywateli, z czego 77-80 proc. populacji (112-116 mln) stanowili Rosjanie. W 1998 r. w Federacji żyło 148 mln obywateli, a Rosjanie stanowili 81,5 proc. populacji państwa (ok. 120 mln).
W 1995 r. Ukraińcy stanowili 3,5 proc. (ok. 4,4 mln) populacji (trzecia nacja co do liczebności w FR, po Tatarach). W 2023 r. dalej byli na 3. miejscu, ale już udziałem 1,8 proc. w populacji Federacji (ok. 2 mln).
W statystyce z 2023 r. ujęte są ukraińskie terytoria inkorporowane do Federacji. Gdyby Moskwa nie zajęła 18 proc. Ukrainy demografia przedstawiałaby się w jeszcze bardziej niekorzystnym (dla Rosji) świetle.
Krym zamieszkuje 2,5 mln osób, większość z nich utożsamia się narodowościowo z Rosją. Przyłączenie do FR obwodów donieckiego i ługańskiego zwiększyło jej ludność o 3-4 mln (dane z 2023 r.); chersońskiego, zaporoskiego i części charkowskiego – ok. 2,7 mln. Tych ludzi Ukraina zalicza nadal do swoich obywateli. Rosja za swoich lub za bezpaństwowców.
„Wojna o ludzi”, zakładając, że taką ona jest, nie bardzo wyszła Moskwie. Otóż przed 2022 r. 26 proc. obywateli Ukrainy deklarowało rosyjski jako swój pierwszy język. A gdy wojna wybuchła, już tylko 15 proc. obywateli Ukrainy identyfikowało się z narodowością rosyjską. Te 11 proc. albo przeszło na dwujęzyczność, albo całkowicie na ukraiński. Zasadniczo wszyscy obywatele Ukrainy, bez względu na to, którym językiem się posługują w tzw. pierwszej kolejności i którzy znaleźli się na terenach inkorporowanych do Federacji, stali się z automatu jej obywatelami.
Takie osoby – z ukraińskiego punktu widzenia nadal są obywatelami Ukrainy, bo nie jest uznawane przymusowa paszportyzacja. Z kolei w Rosji prawo jasno mówi: może mieć dziesięć obywatelstw, ale jeśli masz rosyjskie i przebywasz na terenie Federacji, to jesteś wyłącznie jej obywatelem. Tak więc Ukrainiec z Ługańska może trafić do rosyjskiego wojska. Teoretycznie jest to możliwe, ale czy z takiego żołnierza Władimir Władimirowicz Putin będzie miał pożytek?