Rosyjski gambit w basenie Morza Bałtyckiego i na Dalekiej Północy. Eskalacja napięć i strategiczne interesy

2025-03-27 14:29

Robert Kvile, ambasador Królestwa Norwegii, został przed tygodniem wezwany do rosyjskiego MSZ-u, gdzie przekazano mu protest w związku z „naruszeniami” porozumienia z 1920 roku w kwestii zdemilitaryzowanego statusu Spitsbergenu. W specjalnym oświadczeniu rosyjski resort spraw zagranicznych zwraca uwagę na funkcjonowanie „obiektów o podwójnym przeznaczeniu”, zarówno wojskowym jak i cywilnym, co zdaniem Moskwy stanowi naruszenie umowy. Jednym z powodów interwencji dyplomatycznej jest decyzja Oslo o budowie na wyspach archipelagu schronów dla ludności w nowych budynkach mieszkalnych.

Konflikt Rosja NATO

i

Autor: shutterstock

Spis treści

  1. Dyplomatyczne ostrzeżenia i demonstracja siły: Spitsbergen i Bałtyk w rosyjskiej strategii
  2. Dwoistość rosyjskiej polityki. Konfrontacja kontra współpraca gospodarcza w Arktyce
  3. Fiński "Plan B": W poszukiwaniu alternatyw dla atlantyckich gwarancji bezpieczeństwa
  4. Prowokacje na Morzu Północnym. Rosja testuje granice NATO
  5. Zdolności brytyjskiej marynarki wojennej do przeciwdziałania rosnącym zagrożeniom
  6. Słabość brytyjskiej Royal Navy: Luka w systemie obrony?
  7. "Plan C": Czy państwa nordyckie wrócą do kooperacji z Rosją?

Dyplomatyczne ostrzeżenia i demonstracja siły: Spitsbergen i Bałtyk w rosyjskiej strategii

Ostatnie tego rodzaju inwestycje były prowadzone w roku 1988, a teraz, począwszy od 1 stycznia 2026 roku, każdy nowy budynek ma być zaopatrzony w schrony gwarantujące zarówno ochronę przed atakami przy użyciu broni jądrowej, jak i innych środków masowego rażenia. To, na co komentatorzy w związku z dyplomatyczną interwencją rosyjskiego MSZ-u zwrócili uwagę, to przede wszystkim fakt, iż Rosja wystąpiła w charakterze obrońcy konwencji z roku 1920, co może być wstępem do szeregu agresywnych działań, bo w praktyce każde posunięcie Oslo może zostać zinterpretowane jako próba rewizji porozumienia. Zbliżenie Moskwy i Stanów Zjednoczonych otwierać może też, w świetle tej interpretacji, pole do zaostrzenia stanowiska Rosji wobec państw ościennych, zwłaszcza kontrolujących tereny o strategicznym, jak to ma miejsce w przypadku Spitsbergenu, znaczeniu.

Dzień przed wezwaniem ambasadora Norwegii do rosyjskiego MSZ-u w czasopiśmie „Obrona Narodowa” ukazał się wywiad z Nikołajem Patruszewem, w przeszłości sekretarzem Rady Bezpieczeństwa, a obecnie przewodniczącym Kolegium Morskiego Federacji Rosyjskiej, w kompetencji którego znajduje się całość spraw związanych z polityką morską. Zapowiedział on w nim obronę interesów Rosji, nawet jeśli wymagało to będzie akcji wojskowej, na Bałtyku i wodach wokół Arktyki.

Główną tezą wystąpienia Patruszewa było przeciwstawienie sobie pokojowej i dążącej do porozumienia z Rosją polityki obecnej administracji Stanów Zjednoczonych agresywnej i wojowniczej postawie europejskich członków NATO, w tym przede wszystkim Wielkiej Brytanii, która dąży, w opinii rosyjskiego polityka, do „zablokowania Rosji” na Morzu Bałtyckim.

W odpowiedzi, jak zauważył, Moskwa „będzie broniła” swobody żeglugi zagrożonej rzekomo w związku z agresywnymi działaniami państw Paktu Północnoatlantyckiego. W wywiadzie Patruszew sformułował też szereg otwartych pogróżek pod adresem Finlandii, mówiąc, że kraj ten przekształcany jest przez nacjonalistyczne elity, które przeciwstawił opowiadającemu się rzekomo za współpracą z Rosją społeczeństwu, w „punkt wypadowy” sił NATO przeciw Rosji, a także przestrzegł Zachód przed zagrożeniami związanym z „militaryzacją Arktyki”.

Garda: Prezes PZL Mielec o śmigłowcach Black Hawk

Dwoistość rosyjskiej polityki. Konfrontacja kontra współpraca gospodarcza w Arktyce

Rosyjska taktyka wobec tego regionu Europy jest dwutorowa, bo prócz agresywnych wystąpień MSZ-u i Patruszewa mamy też do czynienia ze znacznie bardziej koncyliacyjnym stanowiskiem. I tak Kirył Dmitriew, kierujący rosyjskim Funduszem Inwestycji Bezpośrednich i uczestnik rozmów z Waszyngtonem na temat zawieszenia broni na Ukrainie, złożył Amerykanom propozycję daleko idącej współpracy gospodarczej na Dalekiej Północy i w rejonach arktycznych. Napisał on na początku marca, że „Arktyka jest zbyt ważnym regionem”, aby uprawiać tam „politykę w stylu zimnej wojny” i znacznie lepszym rozwiązaniem jest podzielenie się wpływami i wspólne korzystanie z ekonomicznych możliwości związanych ze zmniejszaniem się pokrywy lodowej.

W kilkunastu innych wpisach Dmitriew podkreślał korzyści, jakie mogą być następstwem współpracy amerykańsko- rosyjskiej i dezawuował zbyt agresywną, jego zdaniem, politykę państw europejskich. W czasie tegorocznego szczytu w Davos nawiązał on też współpracę z Anthonym Scaramuccim, doradcą Donalda Trumpa.

Paul Goble, analityk Jamestown Fundation, jest zdania, że dwoistość rosyjskiej polityki w tym obszarze jest celowym działaniem. Moskwa wysyła pod adresem Waszyngtonu czytelny sygnał, iż jeśli nie zostaną zaakceptowane propozycje współpracy formułowane przez Dmitriewa, to wówczas zwyciężyć może konfrontacyjna umowna „linia Patruszewa” i wówczas rywalizacja ulegnie zaostrzeniu.

Fiński "Plan B": W poszukiwaniu alternatyw dla atlantyckich gwarancji bezpieczeństwa

Nie jest to jednak jedyna linia interpretacyjna rosyjskiej polityki. Warto w tym kontekście zwrócić uwagę na to, o czym pisze prasa fińska, informująca, że w Helsinkach, w związku z kryzysem w relacjach atlantyckich, zaczęto myśleć już o „planie B”, czyli uzupełniającym systemie bezpieczeństwa na wypadek, gdyby amerykańskie gwarancje okazały się niewystarczającymi albo administracja Trumpa sygnalizowała gotowość porozumienia z Moskwą kosztem interesów państw graniczących z Federacją Rosyjską.

W świetle tych doniesień rząd Finlandii „nie jest pewny”, czy art. 5 będzie działał i w związku z tym podjęto decyzję o sprawdzeniu, czy siły zbrojne będą w stanie swobodnie posługiwać się systemami uzbrojenia zakupionymi w ubiegłych latach od Stanów Zjednoczonych. Oficjalnie nadal utrzymywana jest linia wskazująca na konieczność utrzymania relacji atlantyckich, ale nieoficjalnie testuje się też „inne opcje”. Jedną z nich ma być położenie większego nacisku na współpracę państw nordyckich i aktywizację tzw. formatu JEF, w skład którego obok Skandynawów wchodzi również Wielka Brytania, tradycyjnie zainteresowana sytuacją na Morzu Północnym i Bałtyku.

Atutem tego formatu jest to, że ma on alternatywny wobec NATO-wskiego, własny, system dowodzenia, co teoretycznie oznacza jego odporność na ewentualne decyzje Waszyngtonu. Oczekuje się, że szczyt JEF, który ma się odbyć w Oslo w maju, a zatem przed czerwcowym corocznym szczytem NATO, podejmie decyzje o zacieśnieniu i rozwoju współpracy. Nie można zatem wykluczyć, że oskarżenia Patruszewa o tym, jakoby to Wielka Brytania dążyła do zablokowania wysiłków pokojowych Trumpa, mają również na celu dezawuowanie tego rodzaju inicjatyw regionalnych w NATO i przedstawianie ich w kategorii działań eskalacyjnych.

Portal Obronny SE Google News

Prowokacje na Morzu Północnym. Rosja testuje granice NATO

Na rosnące zainteresowanie Moskwy obszarem bałtycko – arktycznym i dążeniem do osłabienie roli Wielkiej Brytanii w tym regionie wskazują też ostatnie, prowokacyjne, posunięcia Kremla na Morzu Północnym. Przedstawiciele Royal Navy poinformowali, że już trzeci raz w ciągu ostatnich 6 tygodni na wodach Morza Północnego zaobserwowano rosyjskie konwoje, składające się ze statków, w tym jednostek objętych międzynarodowymi sankcjami, ochranianych przez okręty wojenne. Mamy zatem do czynienia z formowaniem przez Rosjan konwojów, co może mieć związek z deklaracjami Patruszewa na temat rosnącego zagrożenia aktami dywersji, które miałyby być inspirowane przez państwa NATO i wymierzone bezpośrednio w bezpieczeństwo żeglugi bałtyckiej.

Jeśli Rosja kontynuowała będzie politykę konwojowania statków handlowych zmierzających do jej portów, to będziemy mieć nie tylko do czynienia z działaniem eskalacyjnym, ale również wzrośnie, w konsekwencji, zaangażowanie marynarki wojennej i lotnictwa państw NATO ze szkodą dla możliwości Sojuszu na innych kierunkach. Może to oznaczać prewencyjną akcję Rosji, która ma utrudnić zbudowanie przez europejskie państwa Sojuszu misji stabilizacyjnej na Ukrainie, w której - w świetle ostatnich deklaracji - kładzie się nacisk na ochronę przestrzeni powietrznej i swobody żeglugi na Morzu Czarnym, ale możemy mieć też do czynienia z dążeniem do zwiększenia swobody działania Moskwy na innych, takich jak arktyczny, kierunkach.

Zdolności brytyjskiej marynarki wojennej do przeciwdziałania rosnącym zagrożeniom

W związku z aktywnością rosyjskich statków szpiegowskich i okrętów na Morzu Północnym rodzą się pytania o zdolności brytyjskiej marynarki wojennej do przeciwdziałania rysującym się zagrożeniom. Są one zasadne, bo jak zauważył na łamach „The Telegraph” Tom Sharpe, komentator zajmujący się sprawami wojskowymi, w przeszłości oficer marynarki wojennej, „rosyjskie okręty wojenne na kanale La Manche mogą uderzyć w dowolne miejsce w Wielkiej Brytanii. Nasze są często nieuzbrojone”.

Wieloletnia polityka oszczędności w Royal Navy doprowadziła do tego, że w porównaniu z czasami Wojny Falklandzkiej, która uznawana jest za ostatni triumf brytyjskiej marynarki wojennej, jej zdolności uległy istotnej redukcji. I tak, jak zauważa Sharpe, w 1982 roku Wielka Brytania dysponowała 4 lotniskowcami, a dziś ma ich 2, którymi ze względu na braki kadrowe nie może się swobodnie posługiwać.

Słabość brytyjskiej Royal Navy: Luka w systemie obrony?

Jeszcze gorzej sytuacja wygląda w przypadku fregat, których posiadano 51 a dziś w służbie jest 9, niszczycieli (było 13 jest 6) czy okrętów podwodnych, których liczba spadła z 37 do 10. Ale na tym nie kończą się problemy. Sharpe pisze, że brytyjskie okręty wykonujące misje patrolowe są z reguły wolniejsze od jednostek rosyjskich. I tak „na spotkanie” ostatniego rosyjskiego konwoju, który przepływając Kanał La Manche, kierując się w stronę Bałtyku Royal Navy, wysłała okręty z floty pomocniczej przeznaczone do poławiania min, które mogą płynąć z prędkością 14 węzłów i są uzbrojone w działko pokładowe o kalibrze 30 mm. „Przeciw sobie” miały one rosyjską korwetę, mogącą rozwinąć prędkość 30 węzłów, uzbrojoną w rakiety Kalibr i Cyrkon.

Brytyjczycy „spóźnili się” też z zakupem rakiet, w które uzbrojone są ich okręty. W związku z wycofywaniem z eksploatacji systemów Harpoon, planowali nabycie jeszcze w połowie poprzedniej dekady nowych rakiet do zwalczania celów na morzu. Ale w związku z opóźnieniami, bo politycy nie byli w stanie podjąć na czas niełatwych decyzji, dziś Royal Navy znalazła się „w sytuacji przejściowej”. Nie może liczyć na skuteczność starych systemów, a wybrane w zastępstwie norweskie rakiety NSM-s jeszcze „nie dotarły”.

To oznacza, pisze w konkluzji swego artykułu Sharpe, że „HMS Iron Duke, okręt, który był aktywowany 13 razy w ciągu ostatnich 12 miesięcy w celu eskortowania Rosjan, nie ma tego żadnego innego pocisku przeciwokrętowego. To mało imponujące, mówiąc delikatnie, szczególnie gdy weźmie się pod uwagę, że Rosjanie mają wiele niebezpiecznych strzał w swoich kołczanach, w tym broń manewrującą Kalibr i hipersoniczne pociski Zircon, które mogłyby łatwo trafić Londyn – lub John O’Groats – z kanału La Manche, a przed którymi obecnie nie mamy prawie żadnej obrony.”

"Plan C": Czy państwa nordyckie wrócą do kooperacji z Rosją?

Rosjanie, wykorzystując swoją obecną przewagę i licząc na „zneutralizowanie” Stanów Zjednoczonych, mogą celowo zaostrzać sytuację na Bałtyku, Morzu Północnym i w regionie Spitsbergenu, aby zmusić państwa regionu do wyboru innej opcji, niż wzmacnianie swych systemów obronnych. O czym jest mowa? Matti Pesu i Tomas Wallenius piszą w komentarzu opublikowanym przez brytyjski think tank strategiczny RUSI, że jeśli państwa nordyckie nie będą w stanie, w związku z kryzysem relacji atlantyckich, liczyć na skuteczność art. 5, a „plan B” - w związku ze słabością wojskową partnerów okaże się niewystarczającym i wzmocnienie odstraszania Rosji okaże się niemożliwe - to wówczas możemy mieć do czynienia z realizacją „planu C”.

Na czym on może polegać? Na powrocie do budowania, jak za czasów ZSRR, polityki kooperacji z Moskwą, która miałaby prowadzić do zmniejszenia napięcia i uniknięcia ewentualnej rosyjskiej agresji. Oczywiście ceną musiałoby być uznanie interesów strategicznych Moskwy w regionie, co w przypadku Finlandii musiałoby oznaczać przekształcenie tego państwa w „rosyjski obszar buforowy”. Następstwem takiego zwrotu byłby faktyczny rozpad NATO wymuszony przez Kreml bez konieczności odwoływania się do narzędzi militarnych innych niż demonstracja własnej siły i determinacji. To zaś oznacza, że zaostrzanie napięcia, krótkoterminowo, leży w interesie Rosji i w najbliższych miesiącach możemy spodziewać się kolejnych agresywnych posunięć na Bałtyku, Morzu Północnym i w rejonach arktycznych, tworzących jeden obszar strategiczny.

Sonda
Uważasz, że rosyjskie groźby ataku na państwo NATO to blef?

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki