Finlandia zabiega o obronę Dalekiej Północy przez siły NATO
Deklaracjom tym towarzyszą zabiegi Finów, aby NATO utworzyło w ich kraju dowództwo odpowiadające za obronę obszarów znajdujących się na Dalekiej Północy, która w opinii wielu ekspertów może stać się w najbliższych latach nowym obszarem ostrej rywalizacji między Zachodem i Rosją wspieraną przez Chiny. Antti Häkkänen, fiński minister obrony, zaznaczył w jednej ze swych publicznych wypowiedzi, że decyzja gremiów kierowniczych Paktu Północnoatlantyckiego w sprawie siedziby nowego dowództwa zostanie podjęta we wrześniu oraz zwrócił uwagę, że siły państw NATO niekoniecznie muszą na stałe (w znaczącej liczbie) stacjonować w Finlandii. Ważne są przede wszystkim zdolności ich szybkiego przerzucenia w sytuacji zagrożenia.
Warto zwrócić uwagę na tę wypowiedź choćby w związku z faktem zaakceptowania - jeszcze przed waszyngtońskim szczytem - przez fiński parlament porozumienia w sprawie współpracy obronnej ze Stanami Zjednoczonymi oraz trójstronnej umowy z Norwegią i Szwecją, w świetle której główna linia zaopatrzenia na Półwyspie Skandynawskim prowadzić ma z portu w Narwiku dalej na wschód.
Czy Polska powinna zaproponować Finlandii udział w siłach dyslokowanych na Daleką Północ?
W związku z działaniami Helsinek warto zastanowić się nad trzema kwestiami. Po pierwsze, czy Polska powinna zaproponować Finlandii nasz udział w siłach dyslokowanych na Daleką Północ? Drugą, wartą dostrzeżenia kwestią jest to, że Finowie realizują strategię opierającą się na trzech elementach – sygnalizowaniu zagrożenia, „wciągnięciu” sojuszników w obronę tej części wschodniej flanki i przywiązywanie wagi do infrastruktury magazynowej, logistycznej i miejsca, gdzie znajdują się centra dowodzenia, bo bez tych elementów nie ma możliwości realnego wzmocnienia systemu bezpieczeństwa w regionie. Trzecią jest właśnie kładzenie nacisku na budowę systemu, co wymaga zaangażowania innych sojuszników.
Jeśli chodzi o kwestię udziału Polski w siłach „dedykowanych” dla obrony Dalekiej Północy, to jestem zwolennikiem ograniczonego udziału naszych żołnierzy. Raczej winniśmy zaproponować formułę, którą określiłbym mianem „podwójnego swapu”. Chodzi o to, że Szwedzi, którzy mają znacznie bardziej niż my ograniczone zdolności, zaproponowali Łotyszom, że są gotowi uczestniczyć w NATO-wskiej grupie batalionowej, która stacjonuje w ich kraju. Ma to związek zarówno z oczekiwaniami Rygi, iż ten związek taktyczny zostanie rozbudowany liczebnie, ale również z umową podpisaną z rządem Kanady, państwa ramowego na Łotwie, przewidującą, że rozwinięcie obecnej batalionowej grupy do poziomu brygady nastąpić ma do 2026 roku.
"Polska powinna zaproponować większą obecność wojskową na Łotwie"
Problemem jest wszakże to, że Ottawa wydaje na bezpieczeństwo dziś 1,29 % swego PKB, armia przeżywa najgłębszy w swej historii kryzys rekrutacyjny i jest bardzo wątpliwe, aby Kanadyjczycy już za dwa lata byli w stanie podwoić swoją obecność w Ādaži. Jeżeli chcemy odgrywać większą rolę w NATO, to winniśmy zaproponować zwiększenie naszej obecności wojskowej na Łotwie, „luzując” Szwedów, co jest tym łatwiejsze, iż nasz kontyngent już obecnie współtworzy tę wysuniętą grupę. Nie ma powodu, abyśmy nie byli zainteresowani udziałem w obydwu tych wysuniętych grupach, na Łotwie i w Finlandii, tylko że rozmiary zaangażowania winny być odmienne.
Nie ma też ku temu żadnych przeszkód formalnych ani faktycznych, bo np. Niemcy są państwem ramowym na Litwie, ale uczestniczą też w grupie batalionowej na Słowacji. Nie chodzi w tym wypadku wyłącznie o fakt, że Łotwa, a co do tego nie ma wątpliwości, jest strategicznie ważniejsza dla Rzeczpospolitej niż Finlandia. Musimy też sygnalizować nasze zaangażowanie w modernizację systemu bezpieczeństwa na Bałtyku i koniecznie, tak jak to robi choćby Finlandia, akcentować wagę komunikacji, w tym połączeń kolejowych z państwami bałtyckimi.
Podpisane niedawno polsko-niemiecko-holenderskie porozumienie w sprawie „korytarza transportowego” wiodącego na wschodnią flankę, kluczowego kanału przerzutu wojsk z zachodnich portów do Polski, winno być uzupełnione o udział w tej umowie co najmniej dwóch państw bałtyckich, czyli Litwy i Łotwy, oraz wspólne inwestycje infrastrukturalne i magazynowe. Bałtowie winni zacząć myśleć o składach swojego sprzętu w Polsce, bo my jesteśmy dla nich państwem dającym „głębię strategiczną”.
Dlaczego gigantyczne problemy kolei niemieckich powinny nas w Polsce niepokoić?
Ale jeśli mówimy o logistyce i trasach wiodących przez Niemcy, to nie możemy nie martwić się tym, co samych Niemców bardzo niepokoi. Chodzi o fatalny stan ich kolei, co jest wynikiem zarówno niedofinansowania infrastruktury, jak i niedoborów kadrowych. "Suddeutsche Zeitung" informuje o tym, że z powodu braków kadrowych w centrach kierowania ruchem Deutsche Bahn nie działało w 2021 roku 688 nastawni. Problem ten wydawał się wówczas ograniczony, ale w kolejnym, 2022 roku, problemy z normalna pracą miało 4 165 nastawni, a w pierwszym półroczu 2023 już 2459. W efekcie niemiecka kolej musiała tylko w ubiegłym roku odwołać w 2022 roku ponad 6 800 pociągów regionalnych.
Mówimy o sytuacji pokoju, nie konfliktu zbrojnego, w czasie którego infrastruktura komunikacyjna, również ludzie zajmujący znaczące pozycje w tym systemie, staną się celem ataków czy podejmowanych przez przeciwnika prób zastraszenia. Nie rozwijając tego wątku trzeba podkreślić, że budowa sprawnego systemu logistycznego na wschodnią flankę, czyli do Polski i państw bałtyckich, wymaga ambitnego, wspólnego programu, obejmującego zarówno inwestycje jak i kwestie personelu.
Gotlandia jest kluczowa dla bezpieczeństwa na Dalekiej Północy
Wracając do kwestii bezpieczeństwa na Bałtyku, to trzeba zwrócić uwagę na sytuację Gotlandii, wyspy, która „kontroluje” szlaki żeglugowe na tym akwenie. Paul Goble z The Jamestown Foundation zwrócił uwagę na zmieniający się ton dyskursu na tan temat w rosyjskich mediach. Zanim Szwecja przystąpiła do NATO, pogróżki formułowane przez przedstawicieli Moskwy miały na celu zablokowanie czy choćby odwleczenie decyzji Sztokholmu o remilitaryzacji wyspy. Teraz celem Moskali jest doprowadzenie do sytuacji, aby znajdujący się tam kontyngent był możliwie słaby.
W czasie zimnej wojny Szwedzi utrzymywali na wyspie kontyngent liczący 25 tys. żołnierzy, co miało związek zarówno ze strategicznym jej znaczeniem, jak i z doświadczeniami historycznymi. W przeszłości - zarówno w czasie Wojen Północnych, jak i w epoce napoleońskiej - desant na Gotlandię wysadzili Rosjanie, a w 1941 wyspa została zajęta przez Niemców i pozostawała pod ich kontrolą do 1945 roku.
Dziś Szwedzi mają na wyspie pułk lekko uzbrojonych sił lądowych, ale docelowo - jak na początku lipca informowały media - chcą na stałe dyslokować na wyspę ok. 4,5 tys. żołnierzy. Sztokholm podjął też wiosną tego roku decyzję o budowie rezerwowego, wobec istniejącego w Visby, portu zaopatrzeniowego w Kappelshamn, na północy wyspy. Ma on być gotowy do roku 2030, a potrzeba tego rodzaju inwestycji jest oczywista i związana ze zdolnościami w zakresie zaopatrzenia. Ma to być też port, który ma być „wrotami” dla sił NATO przybywającymi z odsieczą, jeśliby wyspa została zaatakowana.
Rosja starszy wysadzeniem Gotlandii za pomocą uderzenia rakietowego
Te decyzje rządu Szwecji już zmieniły narrację rosyjskich mediów, które teraz akcentują nie tyle prawdopodobieństwo wysadzenie desantu na Gotlandii w razie konfliktu, co zniszczenie wyspy za pomocą uderzenia rakietowego. To, co się dzieje wokół Gotlandii, ma jeszcze jeden wymiar. Musimy pamiętać, że Szwecja - mimo przywrócenia poboru powszechnego - ma bardzo ograniczone możliwości, jeśli chodzi o wielkość sił zbrojnych. Nie tylko dlatego, że jej populacja jest relatywnie niewielka (10,5 mln ludzi), a system służby wojskowej obejmuje ok. 5-8 % rocznika podlegającemu poborowi.
Dziś szwedzkie siły lądowe to 6 850 żołnierzy zawodowych i ok. 4 tys. poborowych. Ten potencjał będzie rósł, ale nie ulega wątpliwości, że Sztokholm nie jest w stanie „obsłużyć” wszystkich kierunków strategicznych – łotewskiego, fińskiego i własnego, choćby na Gotlandii. Wymaga to od sojuszników mających większe możliwości bardziej ambitnego zaangażowania i podjęcia próby zbudowania wspólnego systemu bezpieczeństwa dla Bałtyku, obejmującego nie tylko siły zbrojne, ale logistykę, bazy magazynowe i wspólną politykę kadrową w obszarach cywilnych, ale mających ogromne znaczenie w sytuacjach kryzysowych.
Bez tego, realizując indywidualne plany, zwiększenie bezpieczeństwa będzie w naszym przypadku trudniejsze. Polska musi wykazać się większą regionalną aktywnością, a propozycje formułowane przez Finlandię mogą być dobrą ku temu okazją.