Tym bardziej, że nie jest pewne, czy Wołodymyr Zełenski czasem z tego konia nie spadnie.
ZEŁENSKI NIE MA ZAPEWNIONEJ DRUGIEJ KADENCJI NA 100 PROCENT...
W marcu 2024 r. (zapewne) na Ukrainie będą wybory prezydenckie. Jeszcze rok temu Zełenski jawił się w nich jako murowany ich faworyt, bohater narodowy Ukrainy. Teraz wygranej nie ma w kieszeni. Cześć ukraińskiej opinii ma za złe Zełenskiemu, że obiecał udaną kontrofensywę, a wyszło, jak wyszło…
Znamienita większość Ukraińców (tych, którzy nie opuścili kraju) uważa, że to obecny prezydent odpowiada za korupcję w instytucjach państwowych. A jest ona niczym góra lodowa. Bo skoro w ministerstwie obrony zlecieli z foteli zastępcy ministra, a i sam minister Ołeksij Reznikowa został odwołany, to chyba o czymś to świadczy?
Skoro jest korupcja w armii, to czy w innych sferach życia na Ukrainie jej nie ma? Nie o tym miało być, ale o tym, że osłabła miłość Zełenskiego do Polski. Dał temu wyraz przypisując rządowi to, że pomaga „przygotować scenę dla moskiewskiego aktora” (sprawa embarga na zboże) oraz oklaskując w kanadyjskim parlamencie prawie 100-letniego weterana 14. Dywizji Grenadierów SS (znanej bardziej jako SS Galizien)...
PREZYDENT UKRAINY NIE WIEDZIAŁ, KOGO NAGRADZA BRAWAMI...
Pomińmy sprawę „teatralną” dotyczącą współgrania z „moskiewskim aktorem”. Sporo już o niej powiedziano i napisano. W Polsce jednoznacznie negatywnie oceniono stanowisko Zełenskiego. Kolejne gromy spadły na niego po tym, jak oklaskiwał b. SS-mana (Jarosław Huńko). W tym przypadku nawet obecna opozycja nie usiłowała usprawiedliwiać zachowania prezydenta Ukrainy.
To nie było przypadkowy faux-pas w dyplomacji. Zełenski doskonale wiedział, kto będzie honorowany i komu klaskał. Nawet, gdyby Kanadyjczycy nie poinformowali go o tym w harmonogramie wizyty, to w 15 minut SBU – na polecenie prezydenta Zełenskiego - ustaliłaby, kim był w młodości Huńko.
Zatem należy założyć, że Zełenski... chciał bić brawo weteranowi. Ktoś spyta co b. SS-man ukraiński robi w Kanadzie? Dywizja SS Galizien była używana m.in. w akcjach pacyfikacyjnych – czytaj: mordowaniu cywilów. Jej żołnierze nie zostali wydani Sowietom (co nakazywały umowy z konferencji jałtańskiej), bo u Brytyjczyków wstawił się za nimi gen. Władysław Anders, wskazując, że są to obywatele II Rzeczypospolitej. Takim też był Huńko. Anglicy uznali ten wniosek i Anders uratował m.in. Huńkę od łagru, a może i od śmierci. To tak na marginesie głównego wątku...
UKRAIŃSKI PREZYDENT UNIKA NAWET PRÓBY ROZWIĄZANIA DRAŻLIWYCH KWESTII...
Państwu polskiemu i niemałej części jego obywateli zależy na tym, by rząd w Kijowie przestał udawać, że w czasie wojny rozwiązanie problemów związanych z historią Polski i Ukraińców z jej wołyńskim wątkiem nie ma priorytetu. Co znamienite: polski rząd – przynajmniej z tego, co jest wiadome – nie wywierał presji na Kijów, by ów problem rozwiązać teraz, a nie za lat dziesięć lub w ogóle. Dysponował odpowiednimi instrumentami perswazji, zatem i rząd nie jest w tej materii bez winy.
Była ku temu okazja w kwietniu podczas wizyty Zełenskiego w Warszawie. PAP pisała wtedy, że rozmowy będą dotyczyły dalszego dialogu politycznego, ale także „tych kwestii, które przez wiele ostatnich lat były kwestiami drażliwymi w relacjach polsko-ukraińskich”. Proszę zwrócić uwagę na eufemizm maskujący istotę zbrodni wołyńskiej, za którą nie odpowiada dzisiejsza Ukraina, a której to rząd zdaje się uważać, że nie była to zbrodnia.
W tym dniu napisałem coś takiego: „Prezydent Ukrainy winien dziś, w Polsce, wykonać znaczący, lecz nie symboliczny, gest w kierunku Polaków. Czas, by Ukraina skończyła z gloryfikacją swoich „żołnierzy wyklętych”, chowaniem głowy w piasek, gdy rozpoczyna się dyskusja o tym, co wydarzyło się na Wołyniu. Czas, by skończyło się szukanie współwinnych w Polakach. Nowe stanowisko w rzeczonej kwestii może również sprawić, że część polskich historyków przestanie wysuwać tezy, że masakry wołyńskie to skutek zamordystycznej polityki II RP na Kresach, czyniąc te zbrodnie poniekąd aktem jakiejś narodowej sprawiedliwości. Jeśli w Warszawie nie zabrzmi nowe ukraińskie stanowisko w tej historycznej kwestii, to wykorzysta tę sytuację Moskwa, która – z niewiadomych przyczyn – w propagandzie (jeszcze) nie posługuje się sprawą wołyńską. Dlatego choćby głosy o tym, że czas na debatę polsko-ukraińską nad zbrodniami wołyńskimi trzeba odłożyć na powojnie są co chybione…”.
W DYPLOMACJI LICZY SIĘ SIŁA PERSWAZJI...
Po ostatnich (oby tylko) symbolicznych przekazach w wykonaniu Zełenskiego wydaje się, że na debatę o tzw. drażliwych problemach przyjdzie poczekać. Jak to wpłynie na stosunki między Polską a Ukrainą, a także między Polakami i Ukraińcami - nie mnie osądzać. Są lepsi ode mnie eksperci. Mający więcej wiedzy, w tym tej niejawnej. Wiem, obym się mylił, że rząd nie ma już argumentów, którymi mógłby skłonić Kijów do podjęcia się tego wyzwania.
Polska co miała, to dała. Kiedy inni dawali archaiczną, wyciągniętą z magazynów na wypadek W, broń, to Polska zdejmowała ją z linii, by wspomóc Ukrainę, a pośrednio także notowania Zełenskiego. To już przeszłość. Teraz inne państwa mogą dać więcej.
Zresztą widać, w którą stronę teraz patrzy prezydent Ukrainy. Co prawda w dyplomacji strony przepraszają za faux-pas, ale najczęściej, gdy do tego czymś lub przez kogoś są przymuszone. OK, może lepiej będzie stwierdzić: skłaniane. Co i/lub kto ma do tego nakłonić Kijów?
PS. Jest to indywidualna opinia autora. Ewentualne przypisywanie prezentującym takie poglądy roli przygotowujących „scenę dla moskiewskiego aktora” jest całkowicie nieuzasadnione.
Polecany artykuł: