• Donald Trump uważa, że zasługuje na Pokojową Nagrodę Nobla m.in. za zakończenie sześciu wojen i plan wygaszenia konfliktu na Ukrainie.
• Tylko czterech prezydentów USA dotąd otrzymało Pokojową Nagrodę Nobla: Roosevelt, Wilson, Carter i Obama.
• Kandydaturę Trumpa do Nobla rozważają m.in. Bośnia i Hercegowina, natomiast Izrael, Kambodża, Pakistan czy Rwanda już zadeklarowały poparcie.
Co prawda można stwierdzić, że USA za rządów Trumpa uczestniczyły w jednej wojnie, ale to i tak mniej niż za rządów Obamy. Poza tym nalot bombowców amerykańskich na instalacje jądrowe nie był dużą wojną, ale dużym sukcesem Trumpa. Gdyby nie on, Bliski Wschód mógłby się zamienić w drugą Ukrainę.
Od marzeń o Pokojowym Noblu do zapowiedzi przywrócenia kary śmierci
W 2022 r. badacze opinii publicznej z Siena University przeprowadzili sondaż dotyczący popularności prezydentów USA. Opierał się na odpowiedziach 141 badaczy, historyków i politologów zajmujących się tematyką prezydentur. Respondenci oceniali każdego z 45 prezydentów w skali od 1 (słaby) do 5 (doskonały) pod kątem każdej z dwudziestu cech, zdolności i osiągnięć prezydenta.
To nie jedyny taki ranking, ale w tym Donald Trump (2017–2021) został sklasyfikowany na… 44. miejscu, a Reagan (1981–1989) – na 18. pozycji. To spory dysonans, zważywszy, że Reagan raz został, w innych badaniach, uznany za 9. najlepszego prezydenta USA.
Przyszłe badania tego rodzaju, po zakończonej prezydenturze obecnego gospodarza Białego Domu, mogą dać Trumpowi lepszą pozycję. A mogą wynieść go jeszcze wyżej, gdy zostanie piątym prezydentem USA wyróżnionym Pokojową Nagrodą Nobla.
Dla jasności, to: tylko czterech prezydentów Stanów Zjednoczonych otrzymało Pokojową Nagrodę Nobla:
• Theodore Roosevelt (1906 r.),
• Woodrow Wilson (1919 r.),
• Jimmy Carter (2002 r.) i
• Barack Obama (2009 r.).
Do tego grona dołączy Trump? Tak, i to bez sarkazmu, dołączy, jeśli tylko doprowadzi do końca wojny rosyjsko-ukraińskiej.

Donald Trump wygaszając wojny, raźno zdąża po Pokojowego Nobla
Musi to jednak uczynić do 31 stycznia 2026 r. To termin zgłaszania kandydatur. Jeśli wojna skończy się do tego czasu dzięki mediacji Donalda Trumpa, to 10 października 2026 r. stać się może (on wierzy, ża to ziści się), że to on będzie piątym prezydentem USA, pokojowym noblistą. Tak na marginesie: w tym roku zgłoszono 338 kandydatów (244 osoby i 94 organizacje). Kandydatów do nagrody w 2026 r. też będzie mnóstwo, ale jeden będzie faworytem. Zgadnijcie kto to taki?
Przybywa państw, które uważają, że obecny prezydent Stanów zasługuje na to szacowne wyróżnienie. Rząd Bośni i Hercegowiny prowadzi wewnętrzną dyskusję, czy rząd ma zgłosić nominację Trumpa do Fundacji Noblowskiej, czy nie. Takich dylematów nie miał Izrael. Nie miały także Kambodża, Pakistan, Armenia i Azerbejdżan oraz Rwanda i Gwinea Równikowa.
Nawet gdyby (nie daj Boże) Trumpowi nie wyszło z zakończeniem wojny na Ukrainie, to już za tych sześć zakończonych wojen należy mu się Nobel, jak – za przeproszeniem – psu buda. Gdyby zakończył siódmą wojnę, byłoby historycznym skandalem, gdyby nie otrzymał tego trofeum.
Oczywiście nie brakuje tych, którzy mocno powątpiewają w te trumpowskie dokonania. Jak to mówią: „to nie ludzie, to wilcy!”. Prezydent Trump tym nie przejmuje się . Z pewnością zna słowa Alberta Einsteina, który stwierdził kiedyś, że „wielkie umysły często napotykają gwałtowne sprzeciwy ze strony przeciętnych umysłów”. A Donald Trump chce, „by Ameryka znów była wielka”.
Co tam chce! Prezydent United States of America – murowany kandydat do Pokojowej Nagrody Nobla – czyni co może, by tę ideę udało mu się urzeczywistnić! Z taką nagrodą w życiorysie, byłby - nawet po śmierci - notowany wyżej w kolejnych rankingach z cyklu „The best president in U.S. history”.
Strażnik światowego pokoju i władca prawa w... Waszyngtonie
Żeby Ameryka była znów wielka, Trump musi zadbać o porządek nie tylko w świecie, ale i we własnym państwie. Określenie „własne” jest chyba na miejscu, skoro Donald Trump czuje się władnym nie tylko stanowienia, ale i zmieniania prawa. We wtorek (27 sierpnia) oświadczył, podaję to za PAP, że „za dokonanie zabójstwa w Waszyngtonie ma grozić kara śmierci”. „Ma grozić”, a nie „może grozić”. Drobna różnica. „Jeśli ktoś dokona zabójstwa w stolicy, będziemy domagać się (dla niego - PAP) kary śmierci” – oświadczył prezydent. Problem tylko w tym, że w Dystrykcie Kolumbia, czyli w Waszyngtonie, karę śmierci zniesiono w roku 1981!
To szczegół. Nie róbmy z niego zagadnienia. Wrogowie Trumpa, a zatem – idąc logicznym tropem – przeciwnicy tego, by Ameryka znów stała się „the great”, hejtują go, nazywając „dyktatorem”. A (wielce prawdopodobnie) przyszły noblista dwa tygodnie temu skierował do Waszyngtonu Gwardię Narodową, by zrobiła porządek z przestępczością.
I podobno tak się stało, podobno – bo w Waszyngtonie nie byłem, a w polskich mediach pominięto temat. A na nazywanie go dyktatorem zbezczeszczony odpowiedział spokojnie i jasno: „Nie jestem dyktatorem. Po prostu wiem jak powstrzymać przestępczość”. I tyle w temacie. Zaprowadzania ładu i porządku wewnątrz USA.
Skoro była mowa o dyktaturze… Bo skoro Trump ma być dyktatorem, to w USA panuje dyktatura. Jasne? Logiczne. Przeciwnicy prezydenta Stanów Zjednoczonych uwzięli się na niego niemożebnie i zarzucają mu, że za bardzo jest zauroczony (innymi) dyktatorami. To są bezpodstawne zarzuty. Wystarczy pomyśleć…
Wojny zasadniczo wywołują dyktatorzy albo tacy mogą je wywołać. Siłą rzeczy Donald Trump, strażnik światowego pokoju, musi rozmawiać z takimi politykami. Ba, czasem musi o nich dobrze wypowiedzieć się, bo przecież wiadomo, że dyktatorzy łasi są na pochwały.
Między głaskaniem dyktatorów a biznesową strategią prowadzenia polityki
W depeszy w tym temacie PAP przywołała kilka przykładów relacji Trump-dyktator(zy). Wszystkich wymieniać nie ma sensu, bo wojen jest w świecie dużo, ponad 50 obecnie, dyktatorów również. Tedy przed Donaldem Trumpem moc pracy i konieczności „głaskania” możnowładców różnej maści, z troski o pokój w świecie i przewodnią rolę Stanów Zjednoczonych.
Oczywiście krytycy na pierwszy plan wybijają „zauroczenia” Putinem i wmawiają światu, że ten to wykorzystuje do ogrywania Ameryki. Krytyka dla krytyki, niekonstruktywna – jak to mawiało w czasach słusznie minionych. A wystarczy sobie uświadomić, odrzucić na bok osobiste uprzedzenia, że prezydent Trump w swej pracy wykorzystuje biznesowe doświadczenie. A w biznesie jest nieraz tak, że należy kontrahentowi dać satysfakcję z pozornej dominacji w negocjacjach. A potem, w odpowiednim momencie, przejść do kontrofensywy zakończonej sukcesem!
A skoro już jestem przy sprawach ekonomicznych… Nie wiem, czy jedna osoba może dostać dwie Nagrody Nobla w jednym roku. Jeśli jest to możliwe, należałoby zastanowić się nad nominacją Donalda Trumpa do Nagrody Banku Szwecji im. Alfreda Nobla w dziedzinie ekonomii (w skrócie: Nobla z ekonomii). Za co?
Za twórczą i skuteczną adaptację biznesowej metodyki do modelu uprawiania globalnej polityki. Jeśli jednak ktoś z Państwa nadal uważałby, że Donald Trump nie zasługuje (nawet) na nominację do Nagrody Pokojowej Nobla, to łaskawie przypominam, że nie tacy kontrowersyjni politycy byli do niej zgłaszani i nią wyróżniani!