Prezydent USA nalegał na spotkanie prezydentów Rosji i Ukrainy
– Nalegałem, żeby to spotkanie się odbyło, i tak się stało, i myślę, że możemy mieć dobry wynik z czwartkowego spotkania w Turcji między Rosją a Ukrainą. I sądzę, że obaj przywódcy mają tam być. Myślałem o przylocie. Nie wiem, gdzie będę w czwartek. Mam tyle spotkań, ale myślałem o tym, żeby tam polecieć. Jest taka możliwość – powiedział Trump podczas konferencji prasowej przed wylotem do Arabii Saudyjskiej.
Pytany, czy jest skłonny nałożyć dodatkowe sankcje przeciwko Rosji, jeśli na rozmowy z Wołodymyrem Zełenskim nie przyjedzie Władimir Putin, Trump nie odpowiedział wprost, ponownie zaznaczając, że to on nalegał na spotkanie przywódców.
– Oni nie mogli się spotkać, bo jeden powiedział: „zawieszenie broni”, inny powiedział: „żadnego zawieszenia broni” – i to szło w tę i z powrotem. Więc powiedziałem: słuchajcie, w tym momencie musimy to przerwać. Po prostu idźcie na spotkanie. Spotkanie zostało ustalone. Idźcie na spotkanie w czwartek (…). Nie wiem, gdzie będę w tym konkretnym momencie, będę gdzieś na Bliskim Wschodzie, ale poleciałbym tam, gdybym uważał, że to pomoże.
Zapytany, czy zrealizuje swoją groźbę z soboty, gdy wspólnie z przywódcami europejskimi zagroził Rosji nałożeniem kolejnych sankcji, jeśli Moskwa nie zgodzi się na zawieszenie broni, Trump odparł jedynie, że „ma przeczucie, że się zgodzą”.
Władimir Putin już w sobotę (10 maja) odrzucił propozycję bezwarunkowego 30-dniowego zawieszenia broni, zawartą we wspólnym oświadczeniu przywódców Ukrainy, USA, Polski, Niemiec, Francji i Wielkiej Brytanii, proponując zamiast tego rozpoczęcie bezpośrednich rozmów w czwartek w Stambule. Trump – wbrew reszcie przywódców, którzy naciskali na uprzednie wstrzymanie walk – wezwał w niedzielę prezydenta Zełenskiego do udziału w rozmowach.
Ten wkrótce potem oświadczył, że oczekuje, iż Rosja zgodzi się na całkowite i trwałe zawieszenie broni w wojnie przeciwko jego państwu od poniedziałku, i zadeklarował, że w czwartek osobiście będzie czekał na przywódcę Rosji w Turcji.
Wiceprzewodniczący Rady Federacji, wyższej izby rosyjskiego parlamentu, Konstantin Kosaczow, w poniedziałek wyraził przekonanie, że rozmowy w Stambule powinny odbyć się na szczeblu ekspercko-technicznym.
Kilka zdań komentarza
W tej depeszy wydaje się najważniejszy wątek deklaracji Konstantina Kosaczowa. Przypominam, że Putin, zgłaszając taką ofertę, nie powiedział, że pojawi się w Stambule. Zakładając, że w czwartek dojdzie do spotkania rosyjsko-ukraińskiego (rosyjskiego podaję na początku, bo propozycja padła od Putina), to jest mało prawdopodobne, by w negocjacjach dwustronnych uczestniczyli Putin i Zełenski. Co prawda prezydent Ukrainy zapowiedział, że przybędzie do Stambułu, ale Zełenski nie jest, za przeproszeniem, naiwniakiem, który da się w taki prosty sposób wymanewrować Putinowi.
Poza tym nie czarujmy się – decyzyjność prezydenta Ukrainy jest ograniczona. Choćby przez to, że z pewnością jest konsultowana z „koalicją chętnych”, a i z Trumpem również. Wszelkie zapowiedzi, że ktoś z Wielkich Polityków zamierza uczestniczyć w stambulskim spotkaniu, trzeba traktować jako grę dyplomatyczną, której plany znają tylko gracze, a nie obserwatorzy tych zmagań.
Konkludując: przy założeniu, że dojdzie do czwartkowego spotkania, w realnej ocenie należy się spodziewać, że będą to wstępne, bardzo wstępne rozmowy na poziomie wysokich, ale nie najwyższych, przedstawicieli resortów spraw zagranicznych i obrony obu walczących państw. Można byłoby być zaskoczonym, gdyby miało to być spotkanie w randze szefów resortów. Oczywiście można liczyć na cuda, bo – jak powiadają – nadzieja umiera ostatnia...
Andrzej Bęben