Turcja sprzeciwia się wejściu Szwecji do NATO
Parlament w Budapeszcie odłożył termin głosowania nad ratyfikacją stosownych dokumentów do swej jesiennej sesji, a opory Ankary nie maleją. Co prawda John Kirby, rzecznik Narodowej Rady Bezpieczeństwa, mówił ostatnio, mając na myśli Joe Bidena, że ten jest „bardzo optymistyczny”, jeśli chodzi o perspektywę członkostwa Sztokholmu w Sojuszu Północnoatlantyckim, ale nadal znajdujemy się w impasie. Również trudno mówić o przełomie, jeśli chodzi o kandydaturę przyszłego sekretarza generalnego NATO. Światowe media informują, że najprawdopodobniej obecny, czyli Jens Stoltenberg zostanie poproszony przez ambasadorów państw tworzących Pakt o przedłużenie swojej kadencji o kolejne 12 miesięcy. Jeszcze wczesną wiosną zapowiadał on definitywne odejście, co było tym bardziej uzasadnione, że w związku z pandemią Covid-19 już raz przedłużono czas pełnienia przez niego tej funkcji.
Kto będzie nowym sekretarzem generalnym NATO?
Stoltenberg pozostanie sekretarzem generalnym nie dlatego, iż tego pragnie, ale z zupełnie innego powodu. Otóż państwa członkowskie nie są w stanie porozumieć się co do nowej kandydatury. Pierwotnie największe szanse miała Mette Frederiksen, urzędująca premier Danii, która ostatnio, jak się spekuluje z tego właśnie powodu, spotkała się z Joe Bidenem w Białym Domu. Miała jednak zrobić złe wrażenie, a dodatkowo jej kandydaturze sprzeciwiają się państwa z Europy Środkowej, argumentując, że Kopenhaga nie wydając 2% PKB na bezpieczeństwo, nie może zostać „nagrodzona” funkcją sekretarza generalnego.
USA nie poparły kandydata Wielkiej Brytanii. To wywołało wściekłość w Londynie
Brytyjczycy chcieli, aby na czele NATO stanął Ben Wallace, ale jego kandydatury nie poparli Amerykanie. To wywołało wściekłość w Londynie. Nile Gardiner, konserwatywny komentator dziennika "The Telegraph", nazwał nawet ten brak wsparcia z Waszyngtonu „znęcaniem się” Ameryki nad Wielką Brytanią i „monumentalnym szaleństwem”. Premier Estonii Maja Kallas, o kandydaturze której też mówiło się w ostatnich tygodniach, jest uznawana przez państwa z zachodniej części Europu za zbyt antyrosyjską, a inni pretendenci, tacy jak premier Danii Rutte czy Hiszpanii Sanchez - nie budzą entuzjazmu w Europie Środkowej i wśród Skandynawów.
W efekcie mamy impas, brak szans na znalezienie kompromisowej kandydatury i kolejne przedłużenie kadencji Stoltenberga. To rozwiązanie, jedyne z obecnie możliwych, nie wróży dobrze na przyszłość, potwierdzając istnienie głębokich podziałów w państwach Sojuszu i przedłużając poczucie tymczasowości.
"Nowy model obrony" NATO. 300 tysięcy sił będących w gotowości
W kwestiach wojskowych również niewiele w ostatnim roku zrobiono. Z pewnością nie to, co deklarowano w czasie szczytu w Madrycie. Warto przypomnieć, że wówczas w ramach New Force Model ("nowy model obrony"), zapowiedziano powołanie 300 tys. sił, które powinny być w stanie wejść do walki w terminie do 30 dni. Z czego 100 tys. do 7 dni i pozostały kontyngent przez następne trzy tygodnie. O nowej konfiguracji sił lądowych NATO napisali ostatnio w specjalnym raporcie eksperci z think tanku IISS. Jak zauważyli, „biorąc pod uwagę wyzwania związane z uzupełnianiem strat Rosji w trakcie wojny i znaczny stopień wyczerpania jej sił lądowych, sojusznicy NATO mogą mieć okres od pięciu do dziesięciu lat na zbudowanie sił i zaradzenie głównym brakom".
"Mamy 10 lat, ale być może 5, na zbudowanie potencjału wojskowego"
Mamy zatem optymistycznie 10 lat, ale być może 5, na zbudowanie potencjału wojskowego, który będzie w stanie skutecznie odstraszać Rosję. Jeśli chodzi o zobowiązania sformułowane w Madrycie, to jak napisali analitycy innego amerykańskiego think tanku strategicznego CSIS, ich „wdrażanie było zróżnicowane i obecnie wydaje się mało prawdopodobne, aby te trzy zobowiązania zostały w pełni wypełnione do szczytu w Wilnie.” Wówczas podjęto decyzję, że NATO-wskie grupy bojowe stacjonujące m.in. w Polsce i w państwach bałtyckich w ramach EFP (Enhanced Forward Presence) zostaną rozbudowane z obecnego stanu batalionowego (ok. 1 000 żołnierzy) do rozmiaru brygad (ok. 5 tys.).
Rozbudowa grup bojowych NATO w państwach bałtyckich idzie bardzo wolno
Tak się z pewnością nie stanie. Na Litwie potrzeba będzie (Niemcy są państwem ramowym) na takie rozwinięcie co najmniej jeszcze trzech lat, w innych państwach zapewne jeszcze więcej. A zatem rozbudowa tych i tak niewystarczających sił idzie niezmiernie wolno. W Madrycie zapowiedziano też przeprowadzenie szeregu ćwiczeń, które miały w efekcie zwiększyć zdolność rozwinięcia sił stacjonujących na wschodniej flance do wielkości brygady. W ciągu roku, jaki upłynął od ostatniego szczytu, przetestowano tę możliwość jedynie w Polsce i Estonii, a trzeba pamiętać, że obecnie w 8 państwach mamy te wielonarodowe kontyngenty.
Jeśli zaś chodzi o budowę 300 tys. sił będących w większej gotowości w ramach realizacji tzw. "nowego modelu obrony" (NFM), to jak zauważyli eksperci CSIS „niewiele wskazuje na to, że spełniony zostanie cel wyznaczony w Madrycie, jakim jest ukończenie ich budowy w 2023 r., ponieważ wszystkie podejmowane kroki wdrożeniowe są sporadyczne.”
"Polityczne podziały, które nadal są w NATO wyraźne, nie zostały zażegnane"
Wszystko to razem wzięte oznacza, że jedynym osiągnięciem państw NATO w ostatnim roku, co w sposób zauważalny zmienia sytuację, jest wzrost świadomości na temat zagrożenia ze strony Rosji i zrozumienie potrzeby podjęcia szybkich działań. Jednak póki co na retoryce niestety się kończy, a ambitne plany pozostają w sferze zamierzeń, nie przekładając się na wymierne efekty. Na dodatek polityczne podziały, które nadal są w NATO wyraźne, nie zostały zażegnane, co oznacza, iż przyspieszenie we wzmacnianiu potencjału obronnego Sojuszu może nie nastąpić.