Newseria: – Co dla NATO oznaczałby powrót Donalda Trumpa do władzy i czy jest taka szansa, że Stany Zjednoczone wyjdą z NATO?
Bogdan Szklarski: – Powrót Donalda Trumpa do władzy będzie oznaczał kłopoty dla sojuszników Trumpa, w całym świecie, ale nie aż tak wielkie kłopoty, żeby bać się, że Donald Trump zabierze, mówiąc kolokwialnie, Stany Zjednoczone z NATO. Na to sobie prezydent nie może pozwolić, bo to nie jest jego decyzja, natomiast wsypać piach w te tryby naoliwione sojuszu, już to uczynił i będzie to czynił nadal, mówiąc, że NATO jest bezużytecznym sojuszem i że sojusznicy nie wkładają właściwego wkładu finansowego, nie łożą na swoją obronę tyle, ile powinni.
Donald Trump rozpatruje relacje między aktorami na scenie politycznej z punktu widzenia, czy to się kalkuluje, czy to się sumuje, kto do tego dokłada, jeśli dokłada to dlaczego i co z tego mam, i to jest zabójcze podejście do sojuszy. Szczególnie do sojuszy ze Stanami Zjednoczonymi, które zawsze są tą stroną, która dokłada więcej do nich. Jest to sojusz zawsze asymetryczny. Jednak w zamian za to Stany Zjednoczone otrzymują pewność tego, że jak zadzwoni Donald Trump do Berlina, Warszawy, Pragi, Paryża, to tam natychmiast ktoś słuchawkę podejmie i zapyta się: a co możemy dla ciebie zrobić Donaldzie dzisiaj?
Równoważenie, bilansowanie sojuszu powoduje, że Stany Zjednoczone tracą pewność poparcia swoich sojuszników w świecie. Wytrawni politycy, ludzie, którzy doszli do władzy po dłuższej karierze w polityce, rozumieją doskonale, że ta niemierzalna zaleta sojuszu asymetrycznego, w którym Amerykanie mają prawo stawiać się w roli tego, kto może żądać, może prosić, może wymagać, to jest ogromna wartość, niemierzalna.
– Donald Trump ceni tę wartość?
– Trump tej wartości w swoje kalkulacje nie wkłada, bo on zakłada, że polityka dzieje się dziś, tu i w tej chwili i jeśli będzie trzeba, to on pojedzie, załatwi, porozmawia, spotka się i w ciągu godziny, pół godziny położy karty na stół i od razu rozwiąże problem, czy to będzie problem z Chinami, czy to będzie Moskwa, czy to jest Pyongyang, to da się załatwić tak po biznesowemu.
Świat niestety tak ułożony nie jest, w związku z czym wszyscy sojusznicy amerykańscy, po całym świecie, mają obawy, że jego dojście do władzy spowoduje, że w amerykańskiej odpowiedzi na sytuacje kryzysowe zniknie automatyzm. To znaczy, Ameryka automatycznie przestanie być po stronie sojusznika, tylko zacznie myśleć i się zastanawiać, a dla sojuszników nie ma nic gorszego niż myślący prezydent w Białym Domu.
– Czy coś może się zmienić w sprawie podejścia USA do wojny w Ukrainie i na Bliskim Wschodzie?
– Republikanie w tej chwili, ale Donald Trump jak najbardziej też, zaczęli się zastanawiać: i co my z tego mamy, po co my tam jesteśmy, dlaczego mamy łożyć na Ukrainę 60 miliardów (USD - Portal Obronny) i jeszcze więcej, po co mamy ją wspierać, czy to jest nasz kluczowy interes, czy drugorzędny interes, czy to jest europejski interes i Europa powinna płacić? Wiele, wiele pytań zadaje Trump i Republikanie w Waszyngtonie. Demokraci również je zadają, ale po cichu. Poza publicznym oglądem tych spraw. I Ukraina rzeczywiście może się martwić, bo i pewność tego, że Stany Zjednoczone będą główną stroną finansującą wyścig, właśnie wojnę w sensie militarnym, nie dyplomatyczne wsparcie, tylko militarne, rzeczywiście stoi pod znakiem zapytania. I Donald Trump jest tutaj zwiastunem kłopotów.
Nie tylko dlatego, że święcie wierzy, że on się dogada z Putinem, niech się dogaduje, tyle że on się będzie dogadywał z Putinem ponad głową Zełenskiego i rządzącej ekipy w Kijowie. Albo będzie traktował ich instrumentalnie i mówił do nich: „Słuchajcie, wasza gospodarka pada, wy potrzebujecie ogromnych inwestycji, jaki jest sens kontynuować tę wojnę i wkładać 50-60 mld dolarów po to, żebyście walczyli na polu bitwy i nie stracili terytorium, bo wy tej wojny i tak nie wygracie? To ja wam proponuję 40 mld co trzy lata na odbudowę kraju, zbudujcie mosty, drogi, szpitale, szkoły, czy to nie jest ważniejsze dla was? A w zamian za to oddajcie Moskwie to, co i tak Moskwa zabrała”...
Tak wyobrażam sobie rozmowę Donalda Trumpa z prezydentem Zełenskim. I to są silne argumenty. W tej chwili słychać je po cichu, głośno sojusznicy nie mówią, Donald Trump mówi o tym głośno, wszyscy się oburzają: jak to, nie może tak być, nieprawda, wspieramy Ukrainę tak długo aż będzie trzeba itd., itd. Ale po cichu każdy patrzy na mapę, a Donald Trump jest takim politykiem, który patrzy na mapę i mówi co widzi.
– Bliski Wschód i czy tutaj może coś się zmienić?
– To rejon, który zawsze Trumpa interesował, bo było to takie miejsce, gdzie on może czynić historię, przejśc do niej. U Donalda Trumpa jest silne poczucie, czy pragnienie przejścia do historii, jako ktoś, kto pozostawia na mapie ślad, a tym śladem na mapie byłaby kontynuacja tego, co nazywano Porozumieniem Abrahamowym. Chodzi o zawarcie pokoju z Izraelem przez kolejne ważne państwa arabskie, w tym przede wszystkim Arabię Saudyjską. Myślę, że Trump od tego nie odstąpi i będzie na to naciskał, czy tam jest miejsce na państwo palestyńskie, być może w jakiejś bardzo okrojonej postaci.
Po stronie republikańskich wyborców poparcie dla sprawy Palestyny stoi dużo niżej niż po stronie potencjalnych demokratycznych wyborców. W związku z czym Donald Trump może się pojawiać na Bliskim Wschodzie jak sokół, patrzący z góry na tę mapę, przestawiający pionki. Myślę, że będzie do tego dążył. Oczywiście zderzy się ze skałą irańską, ze skałą niechęci części państw arabskich po tym, co się dzieje w tej chwili w Strefie Gazy.
W latach pierwszej kadencji Trumpa sprawa palestyńska stała się sprawą drugorzędną. Udało się Trumpowi dotrzeć do przywódców państw arabskich i umocnić w nich przekonanie, że Stany Zjednoczone nie będą naciskać na dwupaństwowość na terenie historycznej Palestyny. To była ta zaleta Donalda Trumpa, która ułatwiała mu porozumienie z państwami arabskimi, Wobec tego co dzisiaj dzieje się w Strefie Gazy jest dużo trudniej zapomnieć o sprawie palestyńskiej, znowu będą to miliony uchodźców, i w tym sensie Donaldowi Trumpowi będzie trudniej być tym rozdającym karty na Bliskim Wschodzie.