Jakby ktoś zapomniał powodów wprowadzenia stanu wojennego 13 grudnia 1981 r. (trudno uwierzyć, by ktoś ich nie znał wcześniej), to wszystko jest wytłumaczone w materiałach dołączonych do tego tekstu. Pytanie: „Dlaczego użyto broni palnej wobec strajkujących górników?” było przedmiotem wielu rozpraw sądowych, w których po kilkunastu latach skazano tych, którzy strzelali, a ci, którzy im wydali takie rozkazy nie ponieśli za to odpowiedzialności. Jednak nie o tym będzie w tym tekście. Jeśli ktoś chce zgłębić problem, to w necie jest przebogata literatura w „tym temacie”. No to ad rem, a raczej ad arma.
Z pałką przy boku i z AKMS-em na plecach
Milicja Obywatelska (mniej więcej od połowy lat 70. na drzwiach radiowozów, ciężarówek i innego jeżdżącego sprzętu widniał napis „MILICJA” – bez „obywatelskiej”) dysponowała bronią niepalną i palną.
Do pierwszej zaliczano: pałki, gazy łzawiące, armatki wodne, a do ochrony własnej – tarcze. Broń palna na stanie ZOMO (czyli Zmotoryzowanych Odwodów MO), to: karabinki AKMS, granatniki gazu łzawiącego, broń krótka – dla podoficerów i oficerów, a ich plutony specjalne (takie odpowiedniki zomowskich komandosów) były wyposażone także w PM-63 RAK. Standardowo szeregowy zomowiec, który lał demonstrantów i strajkujących pałą szturmową L o długości 63 cm, miał na głowie kask z przyłbicą wz. 71, na sobie mundur polowy ZOMO w granatowe centki, z napisem „MILICJA”, tarczę z przejrzystego pleksi. Był uzbrojony w AKMS.
PM-63 RAK – dlaczego tak tę broń nazwał inż. Piotr Wilniewczyc?
Jednak to nie z kałachów ostrą strzelano do górników „Manifestu Lipcowego” i „Wujka”. Pluton specjalny użył PM-63 RAK, broni dziś legendarnej wśród strzelców-kolekcjonerów. Przy czym w tej legendzie nie brakuje negatywów, którymi obdarzono ten pistolet maszynowy. Tak go szeroko opisano, że już nie ma co w nim nowego odkrywać. Zatem skompresujmy te informacje…
Już sama nazwa peemu, a ściślej: jej pochodzenie i znaczenie, owiana jest tyleż legendą, co spekulacjami. Jedni twierdzą, że nawiązuje do skorupiaka. Jego konstruktor Piotr Wilniewczyc (1887-1960), ten od ViS-a wz. 35, nadał mu taką nazwę, bo broń w położeniu strzeleckim wygląda, jakby była trzymana od tyłu. A jak wiadomo raki lubią chodzić do tyłu.
W wielu źródłach stwierdzone jest, że RAK to skrót od „ręczny automat komandosa”. Pogląd ten jest popularny, ale i krytykowany, bo peema skonstruowano przede wszystkim z myślą o załogach bwp-ów, czołgów czy nawet ciężarówek, dla których kałach był bronią zbyt dużych rozmiarów, nawet, gdy był to AKMS. A dopiero w następnej kolejności dla komandosów, którzy mieli zajmować Zelandię w Danii. I jest jeszcze trzecia hipoteza. Wedle niej inż. Wilniewczyc wiedząc, że dopadła go choroba nowotworowa, postanowił uwzględnić to w nazwie PM-63.
Używali tych peemów milicjanci z NRD i rozmaici terroryści
Jak było, było, a fakt był taki, że w połowie lat 50. zrodziło się zapotrzebowanie na automatyczną broń boczną w związku z tym, że do użycia wszedł nowy standardowy nabój pistoletowy Paktu Warszawskiego, czyli 9×18 mm Makarowa. Po wielu latach wytężonych prac (po śmierci inż. Wilniewczyca kontynuowanych przez jego współpracowników), w których nieco wzorowano się na czechosłowackich i izraelskich rozwiązaniach, PM-63 RAK wszedł do produkcji w 1967 r. w radomskim „Łuczniku”. Zakończoną ją dziesięć lat później. Z produkcji zeszło ok. 70-80 tys. szt. tej broni.
Sukcesu eksportowego to RAK raczej nie odniósł. Poza Wojskiem Polskim używała go jedynie Volkspolizei NRD oraz… terroryści (bojownicy – jak kto woli) z Palestyny, Panamy, Iranu i RFN. Używano tej broni na różnych wojnach. Podobno strzelają z niej Ukraińcy do Rosjan...Bym zapomniał: peem został skopiowany przez Chińczyków i przez jakiś czas był produkowany jako Typ 82.
Rozrzut RAK miał niesamowity, celnością nie grzeszył
Podobno używając PM-63 trzeba było pamiętać o podstawowych zasadach bezpieczeństwa. Jak się je bagatelizowało, zamek mógł wybić zęby, albo skrócić palce. Do legendy przeszły tzw. samopostrzały, bo wystarczyło machną RAKiem, by go przeładować. Ile w tym prawdy? Sporo – jednak wielu praktyków twierdzi, że takie przypadki zaistniały nie z winy broni jako takiej, ale jej niedoszkolonych użytkowników.
Faktem, mało dyskusyjnym jest, że PM-63 RAK nie należał do zbyt celnej broni. Już nawet w instrukcji użytkownika zalecano, by nie strzelać ogniem ciągłym, bo ciężko będzie w coś trafić. Wskazywano na strzelanie ogniem pojedynczym lub serią dwu-trzystrzałową, a to z uwagi na rozrzut kolejnych pocisków. Dane mówią o rozrzucie serii w kole 50 cm przy dystansie 50 m i 220 cm przy 200 m…
To nie broń zabija, ale ten który z niej strzela
I z tych RAK-ów zomowcy strzelali 15 grudnia w „Manifeście Lipcowym” (obecnie to „Zofiówka”). Kopalnię pacyfikowało 1,7 tys. milicjantów i żołnierzy. Specpluton ZOMO o 11:45 zaczął strzelać do górników. Stało się to po tym, jak strajkujący odparli szturm sił „rządowych”. Czterech górników zostało rannych: Zdzisław Kraszewski, Franciszek Gąsiorowski, Bogusław Tomaszewski, Czesław Kłosek. Dopiero po 1989 r. ustalono, że komandosi z ZOMO wystrzelili do górników 57 pocisków. Istnieje przypuszczenie, że pacyfikacja strajku w Jastrzębiu-Zdroju był „treningiem” przed rozprawą ze strajkującymi w Katowicach.
Do akcji w „Wujku” skierowano 1471 milicjantów, 760 żołnierzy, 22 czołgi oraz 44 BWP-y i armatki wodne. W śród pacyfikujących był 14-osobowy pluton specjalny ZOMO. Ok. 13:00 otworzył on ogień do górników po tym, gdy ci wyparli zomowców za bramę kopalni. Wystrzelili z RAK-ów156 pocisków z odległości ok 30 m. Zabiły dziewięciu górników i raniły 23. Zginęli:Józef Czekalski, Krzysztof Giza (24 lata), Joachim Gnida, Ryszard Gzik, Bogusław Kopczak, Andrzej Pełka, Jan Stawisiński, Zbigniew Wilk i Zenon Zając. Rządowa propaganda akcentowała, że w pacyfikacji rannych zostało 41 milicjantów i żołnierzy, w tym jedenastu ciężko.
A wracając na koniec do RAKów. Dziś można kupić tę broń nawet za 1000 zł, czasem w stanie magazynowym. Oczywiście nie można strzelać z niej ogniem seryjnym, co samo przez się wyeliminowało wadę sporej niecelności. Gdy jeszcze RAK był w produkcji, to ruszyły prace nad jego następcą. PM-84 Glauberyt był pozbawiony wad RAKa i już nie obrósł taką legendą (złą i dobrą), jak jego poprzednik. Gdy wszedł na wyposażenie, to już było kilka miesięcy po zniesieniu stanu wojennego...