Rycerze sposobią się do kolejnych bitew. Rekonstrukcje historyczne: przyjemne z pożytecznym?

2024-04-01 11:00

To bez zbędnego przedłużania i nadwyrężania cierpliwości Czytelników odpowiadamy na retoryczne pytanie. Przyjemne: bo bycie w XXI w. rycerzem wymaga dobrej kondycji, a ta służy zdrowiu. Przyjemne również: bo można – w pewnym sensie – przenieść się w czasie i w bitwie… nie zginąć. A pożyteczne dlatego, że przy okazji tego, co było wymienione, rekonstruktorzy średniowiecznego rycerstwa zgłębiają wiedzę historyczną. I są taki znawcami, że nie jeden młodszy pracownik naukowy mógłby im jej pozazdrościć.

Grup rekonstruujących historię, najczęściej jej militarne oblicza, jest tyle, ile jest w niej wątków. Przesadzam. Aktywnie działa ponad pół tysiąca...

OD RZYMSKICH LEGIONISTÓW POD WSPÓŁCZESNE FORMACJE WOJSKOWE

Jednym słowem: multum! Dlaczego w tym materiale będzie o rycerstwie średniowiecznym? Z paru powodów. Po pierwsze i przede wszystkim: historia „rekonstruktorstwa” historycznego w Polsce zaczęło się od średniowiecznego rycerstwa i nastąpiło to w… Polsce Ludowej, na początku lat 80. (choć za pierwszą krajową inscenizację historyczną, uważa się marsz słowiańskich wojów zorganizowant w 1967 r.). Można domyśleć się, dlaczego zaczęto od rycerzy, a nie – dajmy na to – od wojaków Jana Sobieskiego czy 1. Dywizji Piechoty im. T. Kościuszki. W obu przypadkach rekonstruktorzy winni mieć na wyposażeniu broń palną. Co prawda (tak jak to jest i dziś) byłaby to broń strzelająca tzw. ślepakami, ale byłaby zawsze palną. A przepisy jej posiadania w PRL były mocno restrykcyjne.

By zostać rycerzem nie trzeba było mieć nawet arkebuza, a o bombardzie – dla dobra sprawy i nie ganiania po komendach Milicji Obywatelskiej – można było świadomie zapomnieć. Zbroje, tarcze różnego sortu włócznie, topory, berdysze, nadziaki, buzdygany i miecze można było sobie samemu (lub z pomocą zaprzyjaźnionych kowali czy też w ramach tzw. fuchy w miejscu pracy) wyszykować. A w uszyciu odpowiedniego przyodziewku, zgodnego z rekonstruowanym czasem, mógł spełnić się każdy krawiec, a i od tzw. bidy sam rekonstruktor mógł podołać takiemu wyzwaniu.

Tak było w pionierskich czasach, a i dziś nie brakuje rycerzy-selfmejdmenów. Chociaż, nie ukrywajmy – czasy dziś takie, że często taniej i szybciej jest skorzystać z bogatej oferty (wyspecjalizowanych w materii) sklepów niż samemu kompletować (bo taniej wyjdzie) ekwipunek.

Bitwa Warszawska na Narodowym. Tak powstawała scenografia do wielkiego widowiska

ILE TRZEBA WYDAĆ, BY ZOSTAĆ XXI-WIECZNYM RYCERZEM ŚREDNIOWIECZNYM?

Trzeba podkreślić, że średniowieczny światek XXI-wiecznego rycerstwa, to nie tylko zakuci w zbroje panowie. To także ciury obozowe, najemna piechota, giermkowie, panny nadobne... Żeby wcielić się w rycerza, trzeba jednak zainwestować najwięcej, więcej od innych rekonstruktorów, w taki powrót do przeszłości.

To nie jest hobby dla biednych lub skąpiących grosza. Bo w nim… w tym sporcie (nie ma rycerskich rekonstrukcji bez szermierki), jak w średniowiecznym rycerstwie: nie ma górnej granicy wydatków na rynsztunek. To lecimy dalej z wyliczanką „co i za ile”...

Jak ktoś chce sobie zafundować miecz z damastu, to sam raczej go nie wyklepie, więc będzie musiał wydać znacznie więcej niż kosztuje najdroższy (standardowy – można to określić) miecz-replika. A taki kosztuje maks kilka tysięcy PLN. Miecz rekonstruktora nie musi, ba, nie może w 100-proc. odpowiadać oryginałowi. Ma być tępy i z zaokrąglonym sztychem, bo służy do pokazowej szermierki (o niej za moment), a nie do rozcinania przeciwnika na pół, od głowy do krocza. Albo przebijania na wylot.

Co innego z pancerzem. Ten ma odpowiadać właściwościami zbroi z czasów rekonstruowanych. Bez względu czy jest to kolczuga, zbroja płytowa pełna lub częściowa, ma ona chronić użytkownika przed (przypadkowymi) uderzeniami bronią białą.

Zapauzujmy na moment wyliczankę cenową. Parę zdań o szermierce.

Jest ona daleka od sportowej i nieco także oddalona od szermierki bojowej. W zasadzie można byłoby ją określić mianem szermierki teatralnej.

W sportowej szermierce zasadniczo obowiązują dwie rzeczy: reguły (konwencje) i dążenie do jak najszybszego trafienia przeciwnika.

W szermierce bojowej (uprawianej przez wielu współczesnych rycerzy) nie ma reguł, a tempo natarcia nie jest tak szybkie, jak w sportowej.

W szermierce rekonstrukcyjnej (vel teatralnej) obowiązuje jedna reguła: nie czyń krzywdy przeciwnikowi (co we wcześniej wymienionych „typach” szermierki zdarza się). Stąd też rycerze fechtują się tak, by to było widowiskowe, choć mało ma wspólnego z prawdziwą walką.

Czyli: jak Jan tnie zamachem mieczem w hełm Marka, to on wie, że musi przyjąć to cięcie na piątą zasłonę, następnie tak odpowiedzieć, by Jan mógł sparować kontrę i ripostować, i… tak dalej, i tak dalej.

Jeśli scenariusz pokazu przewiduje, że któryś z rycerzy ma zostać pokonany, to… przed kontuzją chroni go zbroja, bo nie zawsze udaje się wyhamować, tuż przed celem, cięcie czy pchnięcie zadane czymś, co waży parę kilogramów.

TO WRACAMY DO CENNIKA WSPÓŁCZESNEGO RYCERSKIEGO WOJOWNIKA

Do tysiąca zetów trzeba wydać na przyodziewek. Nie tylko na taki, który widać. Także na ten ukryty. Pod zbroję trzeba włożyć (dla własnego bezpieczeństwa) tzw. gambeson, zwany po naszemu przeszywanicą. To pikowany kaftan, amortyzujący uderzenia przyjęte na zbroję. Tarczę można sobie samemu zrobić, albo kupić za kilka stówek. Rycerz XX-wieczny na łuk kasy nie wyda, bo szlachetni w średniowieczu nie byli urodzeni do łuku. Do tego wszystkiego, co może kosztować kilkanaście i więcej tysięcy PLN i co przeistacza, na przykład, księgowego w średniowiecznego rycerza czegoś jednak brakuje… Czego? Kto zgadł był, temu brawo! Wierzchowca brakuje!

Rycerz i koń, to jedność. Tylko problem dziś jest taki z tą jednością, że rycerze zasadniczo nie mają stajni, więc gdzie konia mają trzymać? W przedpokoju? A poza tym wierzchowiec kosztuje. Zakładając, że dane wygrzebane w sieci są rzetelne, to… Koń fryzyjski kosztuje od 10 000 do 30 000 zł. Andaluzyjski od 15 000 do 40 000 zł. Najtańszy jest hucuł: od 5000 do 15 000 zł, a najdroższy „arab”: za takiego rumaka trzeba zapłacić od 20 000 do 50 000 zł. Zatem z przyczyn obiektywnych współcześni rycerze walczą z ziemi. A na koń wsiadają i tak nieliczni w wielkich rekonstrukcjach w rodzaju bitwy pod Grunwaldem…

Sonda
Lubisz historyczne inscenizacje?