• Pancor Jackhammer to eksperymentalna, automatyczna strzelba kalibru 12 gauge, zaprojektowana przez Johna A. Andersona w połowie lat 80.
• Projekt nie wszedł do produkcji seryjnej z powodu wysokich kosztów, problemów z niezawodnością i ograniczeń prawnych dotyczących takiej broni.
• Pomimo klęski projektu, Jackhammer zdobył dużą rozpoznawalność dzięki filmom akcji i grom komputerowym, a jedyny zachowany egzemplarz trafił na aukcję
W Wietnamie popularnością cieszyły strzelby tzw. pompki lub po amerykańsku: pump-action, kalibru 20, czyli o średnicy lufy 18,5 mm (0,729 cala). Ta broń była łatwa w obsłudze i zaopatrzona w magazynek rurowy o pojemności kilku naboi. Nie ma raczej potrzeby opisywania szczegółowo, bo jak wygląda koń i Mossberg, każdy miłośnik broni strzeleckiej wie. Tu powstał pomysł: A jakby tak, zamiast magazynku rurowego, wyposażyć strzelbę w znacznie większy zapas amunicji? Na przykład w magazynek… rewolwerowy?
Tak strzelba miałaby znacznie większy zapas amunicji, a zatem i siłę ognia. Weterani z Wietnamu chwalili sobie „pompki”, bo stosując do nich amunicję śrutową, można było, bez większego przymierzania się do celowania, wymiatać z ukrytych w dżungli przeciwników.
Weteran chciał stworzyć efektywną strzelbę dla wojska i policji
W 1984 r. John A. Anderson, weteran wojny koreańskiej, pracując w firmie Pancor Corporation opracował prototyp takiej strzelby automatycznej. Trzy lata później opatentował konstrukcję. Rusznikarz Anderson chciał stworzyć efektywną strzelbę dla wojska i policji, która rozwiązałaby problemy z wolnym przeładowywaniem tradycyjnych rozwiązań. Po tym, jak stworzył kilkanaście makiet, zbudował działający prototyp, a następnie dwa ulepszone modele zdolne do ognia automatycznego.
Wysłał je na testy destrukcyjne do US Army. Próby zostały zaliczone, ale to było za mało, by Pentagon złożył zamówienie na Jackhammera. Za to nieco później tą bronią zainteresował się Hollywood. Nie używano oryginalnych egzemplarzy, ale makiet (w wielu wariantach) autorstwa scenografów. Nie da się ukryć, że wyglądały prawie jak Pancory. Paradoksalnie automatyczna strzelba, która nie weszła do produkcji, zyskała (dzięki filmom) status jednej z najbardziej rozpoznawalnych broni strzeleckich.
A oto kilka tytułów filmów, które wypromowały wizerunek Pancora Jackhammera w tzw. kulturze masowej. Pamiętacie „Total Recall” z 1990 r. z Arnoldem Schwarzeneggerem w roli głównej? Jak porządkował świat przy pomocy para-Pancora? Albo „No Escape” z 1994 r. z Rayem Liottą? Tam też niby użyto Pancora, choć po prawdzie była to jego makieta. Do tego zestawu trzeba by dodać jeszcze tuzin gier komputerowych, w których ta broń sprawdza się nadzwyczaj dobrze i skutecznie.
Dwa testowane egzemplarze wytrzymały próby destrukcyjne
Prawdziwe w testach, jak było wspomniane, radziły sobie już dobrze. Po oddaniu 50 tys. strzałów dwa egzemplarze testowe zostały komisyjnie zniszczone. Armia nie była zainteresowana nową bronią, przede wszystkim dlatego, że w produkcji byłaby bardzo droga. Taniej było uzyskać efekt eliminacji przeciwnika, używając strzelb Mossberg 500 lub Remington 870, albo samodzielnego lub podwieszanego granatnika niż strzelby automatyczne. Skończyło się na tym, że stworzono trzy prototypy, z których do współczesności przetrwał tylko jeden egzemplarz.
Jackhammer - broń, która miała łączyć siłę amunicji z możliwością prowadzenia ognia ciągłego – charakteryzowała się takimi parametrami:
• masa: 7,9 kg
• długość całkowita: 787 mm,
• długość lufy: 525 mm,
• system zasilania: 10-nabojowy (12 gauge) magazynek rewolwerowy (vel kasetowy – wg nazewnictwa konstruktora) w układzie bull-pup,
• szybkostrzelność: 240 strzałów na minutę.
W tej kosmicznie wyglądającej „giwerze” mechanizm gazowy z blow-forward (wypychanie lufy do przodu) wykorzystuje gaz z lufy do obracania cylindra za pomocą krzywki i rowków przypominających ten z rewolwera Webley-Fosbery. Lufa przesuwa się wstecz, tworząc uszczelnienie gazowe podobne do rewolweru Nagant. Przeładowanie do pierwszeo strzału odbywa się przez ruchomy czok (chwyt przedni) na łożu, a potem broń działała już w trybie powtarzalnym lub automatycznym.
W portalu GunsWiki dodano: „W ulepszonych modelach, przeładowanie broni odbywało się poprzez przesunięcie łoża do przodu, a następnie naciśnięcie przycisku zwalniającego bębenek, co umożliwiało załadowanie nowego. Bębny miały być jednorazowe, wstępnie naładowane i zaplombowane w fabryce, i nie były przeznaczone do przeładowywania w terenie.
Jedną z unikatowych cech było to, że kasetę z amunicją można było połączyć z dodatkowym zespołem zawierającym szereg iglic i płytkę dociskową, przekształcając ją w rodzaj miny lądowej, zwanej „pułapką na niedźwiedzie”. Dokładna użyteczność tego rozwiązania jest dyskusyjna, ponieważ płytka była niemal tak duża, jak inna kaseta, a „mina” potrzebowałaby dziesięciu pocisków, aby zabić jedną osobę, nawet gdyby ktoś na nią stanął. Nie wykonano żadnych działających zestawów iglic Beartrap, jedynie plastikowe makiety demonstrujące koncepcję”.
Konstruktor chciał sprzedać prawa do Pancora za 350 tys. dolarów
Jak widać różnie było z dopracowaniem tego projektu. Można byłoby to uczynić w procesie przeprodukcyjnym... Tylko Pancora nie zamierzano wdrażać do produkcji. Nie tylko dlatego, że produkt byłby bardzo drogi. Na moment zatrzymajmy się przy tym wątku Załóżmy hipotetycznie, że Pancor wzbudziłby zainteresowanie wojska. To ile mogłaby kosztować taka automatyczna strzelba?
Na forach strzeleckich podawano takie hipotetyczne ceny, oszacowane przez AI. W latach 80. XX w. produkcja egzemplarza strzelby pump-action (np. Remington 870 lub Mossberg 500) kosztowała ok. 200–500 USD przy dużych seriach, co przekładałoby się na sugerowaną cenę detaliczną producenta (Manufacturer's Suggested Retail Price) wynoszącą 400–800 USD. Gdyby armia zamówiła 100 tys. Pancorów, to jego cena jednostkowa mogłaby zbliżyć się do cen klasycznych „pompek”. To była jednak mrzonka. Gdyby Pancor wszedł do produkcji, cena rynkowa (MSRP) byłaby ok. 2 razy wyższa niż koszt produkcji, czyli 1000–4000 USD w zależności od wielkości serii.
O klęsce projektu zadecydowały także inne czynniki. Z tytułu uwarunkowań prawnych, taka broń nie mogłaby trafić na rynek cywilny. Jeśli dodać do tego spore gabaryty i wagę (byłaby jeszcze cięższa, gdyby nie zastosowanie do osadzenia metalowych części w polimerowym łożu) i skomplikowane działanie automatyki (a więc i dużą podatność na zacięcia z powodu zanieczyszczeń), to jasne jest, dlaczego żywot automatycznej strzelby był krótki. Ciekawostka:w 2000 r. Anderson chciał sprzedać prawa do swojej konstrukcji za jedyne 350 tys. USD. Chętnych nie było. Za to udało mu się sprzedać jedyny zachowany egzemplarz, na aukcji w roku 2019, za ponad 100 tys. USD. A może nawet i za więcej, bo nie podano informacji o końcowej cenie.
Tyle w temacie Jackhammera. A w kolejnym odcinku? Zobaczycie, co będzie :-)
Polecany artykuł: