Zaczęło się od bomb zrzuconych na Hiroszimę i Nagasaki
Zacznijmy od początku tytułem przypomnienia. Bomba A (uranowa) zrzucona na Hiroszimę miała moc 16 tys. ton trotylu (16 Kt). Na Nagasaki Amerykanie zrzucili bombę (plutonową) o mocy 22 Kt. W pierwszym przypadku, w dniu bombardowania, zginęło co najmniej 70 tys. ludzi. W drugim – było minimum 40 tys. zabitych. Dla porównania: od połowy 1942 r. do końca 1945 r. lotnictwo amerykańskie zrzuciło na Japonię ładunki o zawierającego 700 Kt TNT (trotylu).
USA długo nie cieszyły się przewagą militarną nad Sowietami. Już w czasie wojny w ZSRR pracowano nad stworzeniem bomby A. Jednak dopiero po tym, jak sowiecka agentura w USA przekazała Moskwie plany amerykańskiej technologii, Sowiety skonstruowały wierną kopię bomby zarzuconej na Hiroszimę i próbnie detonowały ją 29 sierpnia 1949 r.
Świat 13 razy był o krok od zwielokrotnionej powtórki z Hiroszimy i Nagasaki
Takie kalendarium przed paru laty przedstawił Chatham House – najważniejszy brytyjski i jeden z ważniejszych na świecie think tanków zajmujących się badaniem stosunków międzynarodowych. Przypomniał, że świat 13 razy był o krok od powtórki z Hiroszimy i Nagasaki, tyle że na nieporównywalnie większą skalę.
Tych sytuacji było jednak znacznie więcej. W ich wykazie nie uwzględniono zdarzeń, w których bombowce zgubiły bomby A lub H. Amerykanie przyznają się zgubili je 6 razy. Rosjanie – milczą. To kiedy mogło być świecie i cywilizacji, jakie dziś znamy? Wymieńmy niektóre z tych trzynastu zdarzeń…
Trzynaście dni, które w 1962 r. wstrząsnęło światem
Bardzo blisko wojny atomowej byświat był w 1962 r. (polecam film „Trzynaście dni”) wskutek kryzysu kubańskiego (16-28 października). Przez to, że ZSRR rozmieścił rakiety balistyczne z głowicami jądrowymi na Kubie, tak, że spora część USA znalazła się w ich zasięgu. Wystarczyłaby iskra. Zresztą tak samo, jak w pozostałych zdarzeniach.
W czasie, gdy Chruszczow jeszcze nie postanowił wycofać rakiet z Kuby (zrobił to w zamian za demontaż – i tak już starych – amerykańskich rakiet z Turcji) angielscy piloci non stop siedzieli w bombowcach strategicznych z bombami H na pokładach. Czekali na rozkaz od wojskowych, którzy mieli takie prawo bez oglądania się na polityków.
Benzyną wlaną do ognia, czyli zdarzeniem eskalującym kryzys, mógł być (jakoby) przypadkowy (27 października) wlot samolotu szpiegowskiego U-2 znad Arktyki w terytorium ZSRR. Sowieci go nie mogli przechwycić, ale US Air Force na wszelki wypadek wysłały do pomocy U-2 myśliwce F-102 uzbrojone w rakiety z głowicami jądrowymi, które pilot mógł odpalić wedle własnego uznania, jak zwykły pocisk...
Niebezpiecznie było w czasie wojen arabsko-izraelskich
Podczas dwóch wojen arabsko-izraelskich (1967 i 1972) Izrael miał „pod ręką”, gdyby Arabowie byli górą, co najmniej kilka ładunków jądrowych. W 1967 r. zastanawiano się w Izraelu, czy nie użyć co dopiero pozyskanej broni A w charakterze otwartego jej testu. Dla postrachu. W 1972 r., gdy bomb było więcej, padł pomysł, by jakąś zdetonować i tak dla demonstracji siły i powstrzymania arabskiego uderzenia.
Na szczęście pomysły odrzucono, bo gdyby użyto bomb, to nie wiadomo, jakby się zachował ZSRR, sojusznik państw arabskich.
Potem zagrożenie użyciem broni jądrowej nie wywodziło się już od zamiarów polityków czy wojskowych, ale było skutkiem wadliwie działającej techniki. Co było o wiele groźniejsze od sytuacji wcześniej wymienionych, bo pozbawiało człowieka kontroli nad „niszczycielami światów”.
Człowiek, który uratował świat przed wymianą jądrowych ciosów
W takich sytuacjach świat uniknął atomowej zawieruchy nie tylko psim fartem, ale także dzięki świadomej decyzji tzw. czynnika ludzkiego. A mogło być inaczej. Prawdopodobnie dziś „byłoby nic”, albo „byłoby niewiele” po świecie, który zanamy.
26 września 1983 r. płk Stanisław Pietrow był dowódcą zmiany w centrum dowodzenia radzieckiego systemu wczesnego ostrzegania OKO. On i jego podwładni mieli wypatrywać w ekranach radarów, czy aby w kierunku ZSRR nie lecą jakieś rakiety.
W tym dniu NATO prowadziło ćwiczenia wojskowe. Wówczas system wykrył, że pięć amerykańskich rakiet leci do celu. Pietrow powinien zareagować zgodnie z instrukcją. W skrócie: zainicjować kontruderzenie jądrowe. Pułkownik stwierdził, że system wygenerował fałszywy alarm. Na jakiej podstawie?
Bo USA nie strzelałyby w jego kraj jedną rakietą. Gdy jednak system powiadomił o kolejnych czterech, Pietrowa zamurowało. Dużo, ale za mało, by jednym uderzeniem zniszczyć ZSRR. Uznał to za błąd systemu. Trafił. A gdyby nie trafił? To nie czytalibyście dziś tej opowieści...
Polecany artykuł: