Idea stara, jak udział czołgów w wojnie. Wiedzieli o tym lotnicy już w I wojnie światowej.
INTELIGENTNĄ BOMBĄ KASETOWĄ W „MIĘKKIE PODBRZUSZE” CZOŁGU
Dla czołgu zagrożeniem jest samolot szturmowy lub inny wyposażony – mowa o współczesnych czasach – rakiety przeciwpancerne, acz i z wielolufowych karabinów maszynowych systemu Gatlinga można unieszkodliwić „od góry” większość dziś używanych czołgów.
Idea od dawna jest zmaterializowana. Bez wchodzenia w szczegóły trzeba wspomnieć, że zakazana przez konwencje międzynarodowe amunicja kasetowa służy nie tylko do szatkowania wrogiej piechoty czy, to się niestety zdarza, cywilów. Służy także do unieszkodliwiania czołgów. Prawdopodobnie taką „amunicję w amunicji” przekazały Ukrainie Stany Zjednoczone, w lipcu tego roku.
USA już podczas operacji wojskowej w Iraku, w roku 2003, sprawdziły skuteczność CBU-105. To bomby kasetowe zawierające w sobie subbomby przeciwpancerne. Nie jest to taka sobie zwykła bomba, która na pewnej wysokości wyrzuca z wnętrza dziesiąt ładunków, które albo trafią w słaby punkt, albo spudłują. CBU-105 nazywana jest w USA Army „ostateczną bronią przeciwczołgową”, a to z uwagi na jej zdolność do masowego niszczenia celów.
Takie bomby często określa się mianem „smart”, czyli inteligentnych. CBU-105 wyposażona jest w system czujników namierzających ciepło emitowane przez silniki czołgów. Tak po prawdzie są to najsłabiej chronione punkty czołgów. Takie miękkie podbrzusze. Bomby są sterowane, mają GPS, acz nieco im do dokładności tych namierzanych na cel laserem. Są jednak zrzucane w większych ilościach to, niczym stada wilków, tym nadrabiają niedociągnięcia w celności. W ocenie fachowców jeden B-52 załadowany takim CBU-105 może zniszczyć całą dywizję pancerną. W II wojnie światowej trzeba było do tego nalotu dziesiątków samolotów.
DO OBRONY OBSZAROWEJ ZE ZŁOMOWANIE CZOŁGÓW WŁĄCZNIE
Wróćmy jednak do nowinek prezentowanych przez wystawiających się podczas targów obronnych DSEI 2023 (w Londynie). Rheinmetall zaprezentował prototypowy system „do obrony obszarowej z górnym atakiem, zwiększający zdolność do zwalczania przeszkód na polu bitwy”. Nie jest to „coś” zrzucane z samolotu lub wystrzeliwane z działa. Bliżej mu do miny, z tym, że Niemcy nie nazywają tego miną ponieważ można to wyłączyć zdalnie lub zaprogramować tak, aby przepuszczało „swoich”, a w proces uzbrajania systemu zaangażowany jest człowiek.
System przypomina gabarytami beczułkę piwa osadzoną na promieniowych stabilizatorach. Wyposażony jest w czujniki wykrywające obecność czołgu w pobliżu. A jak go już te czujniki namierzą, to wtedy w powietrze wylatują pociski przeciwpancerne i robią dziury także w stropie wieży.
Koncern Rheinmetall infromował, że system do fazy produkcyjnej wejdzie „za kilka lat”. Wówczas będzie mógł być używany w połączeniu ze „zwykłymi” minami przeciwpancernymi. Jeśli do tego doda się jeszcze kasetowy atak z powietrza, to czołgi mogą mieć…
Jednakoż, jak pokazuje historia na każdy miecz znajdzie się tarcza. Aktywne systemy obrony (APS), np. izraelski Trophy (mają go m.in. najnowsze wersje Leopardów-2) w pewnym stopniu zabezpiecza górę czołgu od ataku. Gdy jednak przeprowadzony jest on w sposób zmasowany, to wiadomo. I Herkules… kiedy pocisków leci kupa. O tym, jak się czołgi bronią przed takimi atakami, to już przy innej okazji. Reasumując: kto wie, czy to, o czym pisze (w tekście poniżej) Marek Budzisz, już się nie zaczęło…