W bardzo obszernym materiale przesłanym do subskrybentów niezależnego rosyjskiego portalu Meduza jego dziennikarz Witalij Wasilczenko (Vitaliy Vasilchenko) w codziennym „Sygnale” (przeznaczonym do dalszego kolportażu) analizuje, co musiałby się wydarzyć, aby Krym – zajęty przez „zielonych ludzików” w 2014 r. – mógł wrócić pod jurysdykcję Kijowa. Przedstawimy – naszym zdaniem – jej najważniejsze spostrzeżenia.
Dlaczego odzyskanie Krymu jest więc celem strategicznym Ukrainy (rosyjski pominiemy, bo jak koń jest, każdy widzi)? Red. Wasilczenko przypomina, że dla Kijowa rosyjski najazd z 2022 r. jest tylko kontynuacją agresji, która rozpoczęła się w 2014 r. wraz z zajęciem Krymu. Według prezydenta Zełenskiego wyzwolenie półwyspu „położy historyczny kres wszelkim próbom Rosji łamania życia Ukraińców i wszystkich narodów Europy, Azji, których podboju domagał się kiedyś Kreml”.
Szef Głównego Zarządu Wywiadu Ukrainy Kirill Budanow pod koniec grudnia 2022 r. obwieścił, że anektowana Autonomiczna Republika Krymu zostanie zwrócona „siłą i dyplomacją”, a siły Zbrojne Ukrainy rozpoczną wyzwalanie Krymu latem 2023 r. Z tą oceną zgadza się kilku emerytowanych urzędników wojskowych USA- podkreśla autor tego „Sygnału”. Dodajmy jednak, o czym w analizie się nie wspomina, że nie brakuje ekspertów uważających, że na obecnym etapie Ukraina nie ma zdolności militarnych do przeprowadzenia takiej operacji. Tym bardziej, że Rosjanie ufortyfikowali się na Krymie.
Czy tylko militarnym wysiłkiem Kijów może odzyskać Krym? Nie tylko. Cel może uzyskać na drodze dyplomatycznej, bez hekatomby (po obu stronach) ofiar z ludzi. Albo na froncie, albo przy stole negocjacyjnym, ale… O tym za chwilę. Na marginesie: nie można wykluczyć, że operacja militarna może przetransformować się w dyplomatyczną o czym nie wspomina Meduza. Podkreśla jednak, że półwysep stał się trampoliną do inwazji w 2022 r. Dlatego jego powrót na Ukrainę jest gwarancją przyszłego pokoju z Rosją, a także trwałego bezpieczeństwa Ukrainy.
W zachodniej przestrzeni publicznej mało kto (poza specjalistami) wie lub pamięta, że Kijów przygotowywał się do odbicia Krymu jeszcze przed rosyjską inwazją. W marcu 2021 r. Wołodymyr Zełenski przyjął „Strategię deokupacji i reintegracji tymczasowo okupowanego Krymu”. Jednym z najbardziej udanych kierunków polityki wewnętrznej i zagranicznej był międzynarodowy szczyt Platformy Krymskiej, który odbył się w Kijowie w tym samym roku. 46 krajów i organizacji międzynarodowych, w tym UE, NATO, USA, Kanada, Japonia, Turcja, Gruzja i Australia, podpisało deklarację końcową „Platformy Krymskiej”. Uznało „pokojowe zakończenie tymczasowej okupacji” Krymu jako ich długoterminowy cel, a samą Rosję nazwano (po raz pierwszy w oficjalnym dokumencie międzynarodowym) państwem okupacyjne – przypomina sygnalista. Plany te nieco się zdezaktualizowały po 24 lutego 2022 r.
„Drugi szczyt Platformy Krymskiej odbył się w sierpniu 2022 roku, już w czasie wojny na pełną skalę. I oczywiście panowała na nim zupełnie inna retoryka : teraz nie było potrzeby mówić o „pokojowym zakończeniu tymczasowej okupacji”. Niemniej jednak postanowienie o wyzwoleniu półwyspu środkami militarnymi nie znalazło się w deklaracji końcowej drugiej „Platformy Krymskiej”.
Na początki wojny Zełenski przyznał, że szansa na odzyskanie Krymu jest „mało prawdopodobna”. Jesienią, po odzyskaniu Chersonia, Kijów zmienił retorykę oświadczając, że z Putinem rozmawiać nie będzie i na żadne ustępstwa terytorialne względem Rosji nie przystanie. Sumując: obecnie odzyskać Krym sposobami dyplomatycznymi będzie trudniej niż militarnymi.
Chyba, że Moskwa zgodzi się na rezygnację z Krymu. Brzmi to dzisiaj jak political fiction, ale w pewnych nowych, powtórzmy: nowych, uwarunkowania (geo)politycznych nie jest to takie „fiction”. W jakich? Witalij Wasilczenko spekuluje: „Na przykład, jeśli reżim polityczny w Rosji nagle się zmieni, jest prawdopodobne, że nowe władze będą gotowe zwrócić Krym Ukrainie drogą dyplomatyczną. W tym sensie deokupacja Krymu mogłaby stać się jednym z kluczowych punktów reintegracji postputinowskiej Rosji ze społecznością światową, wraz z reparacjami”. Przyznaje jednak: „Ale to jest zbyt hipotetyczne. Dlatego Siły Zbrojne Ukrainy nadal przygotowują się do siłowego wyzwolenia półwyspu, a idea ta w miarę przeciągania się wojny znajduje coraz więcej zwolenników na Zachodzie”.
Sytuacja wojenna na Ukrainie podlega dynamicznym zmianom i do nich muszą w swych analizach dopasować się wojskowi komentatorzy. Gen. Waldemar Skrzypczak, b. dowódca Wojsk Lądowych, kilka dni temu (w The Polska Times+) stwierdził wprost (przyznając, że jest jednym z nielicznych tak uważających): „Ukraińcy nie są swoim potencjałem gotowi do przeprowadzenia operacji, która zdemolowałaby rosyjską obronę (…). Bez zachodniej broni Ukraińcy nie mają możliwości przełamania obrony rosyjskiej”. Czas zweryfikuje alaizy, przypuszczenia i spekulacje.