Dr Hooker wskazuje na słaby, w stosunku do rosyjskiego, potencjał sił powietrznych Ukrainy. Zmniejszenie tych dysproporcji, to pierwszy krok ku wygranej wojnie, przez Ukrainę rzecz jasna. Na początku wojny Rosja dysponowała 1,5 tys. samolotów bojowych różnego przeznaczenia. Ukraina miała ich na stanie ledwie sto. W efekcie agresor mógł wykonywać dziennie nawet i 200 lotów bojowych, a broniący się przed nim góra dwadzieścia. Czego potrzebuje Ukraina, aby wygrać wojnę? Przewagę rosyjską udało się ograniczyć dzięki skutecznej obronie przeciwlotniczej, w czym spory udział miały amerykańskie „Stingery” (ręczne wyrzutnie kierowanych pocisków przeciwlotniczych) oraz – (to już dopisek od SE, bo ekspert o nich nie wspomina) polskie „Pioruny” i jego wcześniejsze wersje. „Na początku wojny Polska i inne kraje byłego Układu Warszawskiego zasugerowały przeniesienie myśliwców z czasów sowieckich na Ukrainę, co zostało zablokowane przez urzędników amerykańskich. Jeśli NATO jest zdecydowane nie zapewniać osłony powietrznej, konieczne jest usunięcie tego blokady…” – podkreśla komentator. Uważa, że Ukraina (dla osiągnięcia zwycięstwa) powinna otrzymać od NATO myśliwce. „Nawet 50 dodatkowych samolotów, wraz z odpowiednią amunicją i częściami zamiennymi, może mieć duże znaczenie dla Ukrainy…”.
Rosyjska przewaga w powietrzu
to jedno, a w armii lądowej to drugie. „Z około 2000 sztukami artylerii na 500 ukraińskich, rosyjska artyleria jest znacznie liczniejsza, nowoczesna i potężniejsza, z dziennym zużyciem pocisków około 10 razy większym od ukraińskiej”. Autor podkreśla, że dzięki mądrej strategii Ukraińcom udało się zmniejszyć tę przewagę, a a dostawy sprzętu artyleryjskiego z NATO umożliwiły prowadzenie wyrównanej walkę, z zadawaniem przeciwnikowi sporych strat włącznie. „Dodanie holowanych haubic 155 mm z USA i mniejszej liczby systemów samobieżnych 155 mm z Niemiec, Francji i innych krajów (kilkanaście samobieżnych armatohaubic 155 mm „Krab” z Polski - SE) znacznie wzmocniło ukraińskie zasoby artylerii lufowej, ale przewaga Rosji jest nadal silna. By jednak Ukraina miała wygrać wojnę, musi dostać jeszcze większe wsparcie w tzw. zakresie artyleryjskich środków ogniowych. Analityk uważa, że USA powinny wzmocnić siłę ognia ukraińskiej artylerii dostawami gąsienicowych haubic M109A6 155 mm „Paladin”. US Army zastąpiła je nowocześniejszymi konstrukcjami, a „Paladinów” w magazynach jest sporo. „Około 320 z tych systemów dałoby Ukrainie cztery dodatkowe brygady artylerii (po jednej na każdy z czterech regionalnych dowództw) plus dodatkowy batalion ogólnego wsparcia dla każdej z około 12 ukraińskich dywizji…” – uważa dr Hooker.
Obecnie pierwszoplanową rolę na froncie
odgrywają wieloprowadnicowe wyrzutnie rakiet M142 HIMARS (oraz jej wersje gąsienicowe, z dwukrotnie większą liczbą prowadnic – M270 MLRS). Zdaniem dr Hookera Ukraina powinna otrzymać ok. 50 takich systemów (ma ich teraz kilkanaście?). Uważa on, że USA powinny przekazać Ukrainie także pociski ATACMS, które można wystrzeliwać z tych systemów i którymi można razić cele odległe o 300 mil, a których rząd prezydenta Bidena (na razie) nie chce przekazać Ukrainie. Bo się obawia, by nie raziła nimi celów na terenie Federacji Rosyjskiej. I ważna opinia: „Biorąc pod uwagę niedopasowanie sił powietrznych, artyleria rakietowa dalekiego zasięgu może odwrócić bieg wydarzeń i skierować Ukrainę na drogę do ostatecznego sukcesu. Bez tego zwycięstwo pozostanie nieuchwytne”.
Osiągnięcie zwycięstwa wymaga nie tylko wzmocnienia sił powietrznych i artylerii rakietowej, ale także wojsk pancernych. Aby wyposażyć armię ukraińską do operacji ofensywnych w 2023 r. (sic!) USA powinny rozważyć ok. 250 czołgów Abrams w wersji M1A1 ze swoich dużych zapasów rezerwowych. „Choć nie jest to najnowszy model, M1A1 jest więcej niż odpowiednikiem większości rosyjskich czołgów i jest dostępny w dużych ilościach” – zauważa dr Hooker.
Pomoc w sprzęcie nie wystarczy,
by Ukraina odniosła sukces. „Aby wspomóc Ukrainę, NATO powinno rozważyć utworzenie natowskiej misji szkoleniowej na Ukrainie z siedzibą w Polsce i rozwiniętej na skalę zbliżoną do solidnych organizacji wsparcia szkoleniowego obserwowanych w Iraku i Afganistanie. Kierowany przez amerykańskiego generała z trzema gwiazdkami z reprezentacją wyższego szczebla i personelem z Wielkiej Brytanii, Francji, Polski i Niemiec może zapewnić wiedzę fachową, pomoc techniczną…”.
Co stałoby się, gdyby Zachód nie zwiększył zaangażowania w wspieranie Ukrainy w kierunkach wskazanych przez dr. Hookera? „Postawi sojuszników z NATO, takich jak państwa bałtyckie, wprost na celowniku Putina”. No tak, ale Putin grozi użyciem broni jądrowej, gdyby NATO wzmocniło wsparcie. Zachód nie powinien obawiać się rosyjskiej retoryki o użyciu broni jądrowej. „Chociaż nie można całkowicie wykluczyć zdarzenia nuklearnego (Rosja może przeprowadzić taktyczną detonację nuklearną o niskiej sile na odległym obszarze, na przykład w celu zastraszenia i zastraszenia Zachodu), użycie broni jądrowej w walce, gdy państwo rosyjskie nie jest zagrożone, jest bardzo mało prawdopodobne”. Dr Hooker uważa Ukraina może wygrać wojnę, ale zwycięstwo zależy od wsparcia Zachodu, a może nawet pokój w Europie, a nawet i w świecie…