Rewolucja dronowa w siłach zbrojnych już się rozpoczęła. "Pulsacyjna" forma walki, autonomiczne systemy lądowe i miniaturowe drony

2023-11-01 13:54

Rosyjskie media informują, że batalion Borz, który wchodzi w skład CzWK Reduta, formalnie prywatnej, ale kontrolowanej przez wywiad firmy wojskowej, rozpoczął nabór kobiet. Mają one tworzyć m.in. specjalny pododdział, który zajmował się będzie pilotowaniem dronów. W innych można znaleźć informację, że władze Tatarstanu, które „opiekują” się kilkoma rejonami okupowanej Ługańszczyny organizują specjalne obozy dla młodzieży z tego ukraińskiego regionu.

Rewolucja dronowa wkroczyła w armie świata. Jak bardzo je zmieni?

Prócz indoktrynacji przechodzą oni również intensywne szkolenie pilotażu bezzałogowych aparatów latających. W wielu rosyjskich szkołach zapowiedziano też utworzenie specjalnych „klas dronowych”, w których młodzież nabędzie umiejętności posługiwania się tymi systemami. Jest to jeden z elementów nowych programów nauczania i docelowo w każdej z 70 tys. szkół w Federacji Rosyjskiej uczęszczający do 10-11 klasy mają uczyć się politowania.

Nie tylko na Ukrainie i w Rosji obserwować można przejawy „rewolucji dronowej” zmieniającej sposób walki, funkcjonowania sił zbrojnych oraz, w związku z tym, system szkolenia. Kathleen Hicks, zastępczyni szefa Pentagonu, występując we wrześniu na konferencji Defence News w Arlington, zapowiedziała uruchomienie w Stanach Zjednoczonych tzw. Replicator Initiative, której celem jest budowa na masową skalę systemów autonomicznych, od powietrznych przez morskie i używane na lądzie.

Dron o wartości 400 dolarów może zniszczyć czołg za 2 mln dolarów

Portal Politico, którego dziennikarze rozmawiali z walczącym pod Awdiejewką sierżantem Jegorem Firsowem, z-cą dowódcy specjalnej „uderzeniowej grupy dronowej”, wprowadza nas w realia współczesnego pola walki, które zmieniło się pod wpływem wejścia do gry dużej liczby systemów bezzałogowych, po obydwu stronach zresztą. Najczęściej przez stronę ukraińską w walce używane są kwadrokoptery o wadze ok. 1 kg, które mogą poruszać się z prędkością 150 km na godzinę i przenosić ładunek do 2,5 kg, co oznacza, że używając jednego takiego drona, którego budowa kosztuje 400 dolarów, można - jeśli precyzyjnie się trafi - zniszczyć czołg wart 2 mln dolarów.

Używane przez oddział Fursowa drony zostały dodatkowo wyposażone w kamerę bezprzewodową i dzięki wpięciu ich w system łączności, jaki umożliwia Starlink, połączoną z operatorem. W skład typowego oddziału ukraińskiej „armii dronowej”, prócz tych, którzy realizują uderzenia, wchodzą też specjaliści od rozpoznania i identyfikacji celów, bo Rosjanie nauczyli się już maskowania, działają w rozproszeniu i każdy atak poprzedzony jest nieraz wielogodzinną obserwacją.

Ukraina konstruuje na masową skalę drony uderzeniowe. Zasilają je baterie z Tesli

Konstruowane na Ukrainie na masową skalę drony uderzeniowe zasilane są przez baterie pochodzące z samochodów Tesla, a z każdego z nich, jak powiedzieli dziennikarzom anonimowo rozmówcy, można ich pozyskać 1 100, oraz z tanich, kupowanych na platformie Ali Baba komponentów. Co prawda Chiny wprowadziły bezpośredni zakaz eksportu tych systemów i części na Ukrainę, ale obejście ograniczeń nie stanowi problemu.

Jak powiedział dziennikarzom Pawło Cybenko, jeden z instruktorów specjalnej „akademii dronowej” powołanej w czasie wojny i mieszczącej się pod Kijowem, zestrzelenie niewielkiego aparatu bezzałogowego jest „prawie niemożliwe. Pomóc może tylko rozwieszona sieć. Przewiduję, że wkrótce będziemy musieli rozwieszać takie sieci nad naszymi miastami, a przynajmniej budynkami rządowymi w całej Europie”.

Izrael stworzył drony wielkości dłoni. Nad podobnym systemem pracuje armia brytyjska

Ten scenariusz jest tym bardziej prawdopodobny, że mamy do czynienia z jeszcze jednym trendem, a mianowicie miniaturyzacją tych systemów. Armia brytyjska już pracuje nad dronami mającymi wielkość dłoni, a Izrael - przygotowując się do walki w tunelach Hamasu - opracował system o podobnych gabarytach, który może prowadzić zwiad i rozpoznanie pod ziemią.

Eksperci think tanku CEPA są zdania, że postępy w zakresie integracji systemów bezzałogowych w jeden system walki już obecnie powodują, że państwa NATO muszą szybko zmierzyć się z tym wyzwaniem, bo skala i tempo zmian są tak szybkie, iż nie można spóźnić się na dziejącą się na naszych oczach rewolucję. Ona jeszcze przyspieszy, jeśli (a są już pierwsze próby) połączy się systemy autonomiczne ze sztuczną inteligencją, a niewielkie koszty ich produkcji umożliwią działanie w rojach. Będą one wówczas w stanie samodzielnie naprowadzać się na cele i korygować trasę przelotu, komunikować się ze sobą i rozpoznawać cele.

Jak piszą „tanie, masowo produkowane drony powietrzne, w tym zmodyfikowane systemy komercyjne, stały się niezbędne w rozpoznaniu i namierzaniu celów.” Jednocześnie użycie przez stronę ukraińską „dronów morskich”, co zmusiło rosyjską marynarkę wojenną do wycofania swoich okrętów z Sewastopola, w sposób rewolucyjny zmienia taktykę walki na morzu.

Autonomiczne systemy lądowe używane na szeroką skalę to tylko kwestia czasu

Wejście na szeroką skalę autonomicznych systemów lądowych, jest, w opinii ekspertów CEPA jedynie kwestią czasu. Zmiany technologiczne są ich zdaniem nawet szybsze w tym obszarze od tego, co obserwowaliśmy w komercyjnej telefonii komórkowej, w której od prostych w obsłudze i dość topornych aparatów przeszliśmy w ciągu kilku lat do smartfonów, będących w istocie, i mających takie zdolności, minikomputerami.

Co prawda NATO przyjęło w 2022 roku tzw. Autonomy Implementation Plan, a rok wcześniej strategię w zakresie sztucznej inteligencji, ale w obliczu tempa zmian, te działania wydają się niewystarczające, a nawet mocno spóźnione. W praktyce może to oznaczać, że szybko uczące się strony konfliktu, w tym oczywiście i Rosjanie, uzyskają zdolności przewyższające te, którymi dysponują armie państw Sojuszu Północnoatlantyckiego.

Pięć podstawowych problemów o charakterze strategicznym w NATO

To wymusza przyspieszenie, ale aby stało się ono realne - najpierw politycy i dowódcy wojskowi muszą rozwiązać 5 podstawowych problemów o charakterze strategicznym, czy raczej związanych z filozofią używania systemów bezzałogowych. Skip Davies i Lorenz Meier, autorzy opracowania, piszą, że po pierwsze musimy wiedzieć, na co stawiamy – techniczne zaawansowanie systemów autonomicznych czy ich masową produkcję i użycie. Wyrafinowanie technologiczne kosztuje, cena jednostkowa takich systemów rośnie w astronomicznym tempie, spada też zdolność do ich masowej produkcji. Jeśli są one drogie, to pojawia się zjawisko „białego słonia”, czyli oszczędzanie sprzętu i obawa przed jego utratą.

Jeśli postawi się na ilość, a obserwacja tego, jak walczy się na Ukrainie nie pozostawia wątpliwości, że taki jest kierunek, w którym podążą wszystkie armie świata, to kolejną kwestią jest współpraca sektora wojskowego z cywilnym. Jeśli systemy autonomiczne będzie produkować się tak, jak inne rodzaje broni, to z masowości nic, zdaniem amerykańskich ekspertów, nie wyjdzie. To powinny być, z założenia, rozwiązania o podwójnym, czyli cywilnym i wojskowym zastosowaniu.

Systemy autonomiczne sprawdzają się najlepiej, kiedy prowadzi się „pulsacyjną” formę walki

Trzecim wyzwanie jest „wkomponowanie” systemów autonomicznych w zasady walki, na poziomie taktycznym, które tworzone były bez uwzględniania ich roli. Pisze o tym w portalu War on the Rocks Benjamin Jensen, profesor w Marine Corps University. W jego opinii używanie dronów, zwłaszcza rojów, na masową skalę na polu walki wymusi fundamentalne zmiany taktyki. Dlatego, że systemy autonomiczne sprawdzają się najlepiej, kiedy prowadzi się „pulsacyjną” formę walki. Tzn. nie uderza się od razu, ale wymusza się np. stosując wabiki, aby wróg odsłonił swój system i dopiero potem następuje uderzenie.

To oznacza, że przy użyciu dronów najlepiej realizuje się „drugie uderzenie”, a nie dąży jak obecnie do zadania przeciwnikowi obezwładniającego ciosu możliwie szybko. Jensen na tej podstawie formułuje tezę, że systemy autonomiczne wymuszą głębokie zmiany taktyki tego, jak się walczy, a to też oznacza nowy system szkolenia oraz sieciowy system dowodzenia, choćby z tego względu, że młodsi wiekiem i najczęściej stopniem oficerowie liniowi są zazwyczaj sprawniejsi w obsłudze systemów bezzałogowych.

Dziś armie kupują systemy, które w momencie ich wejścia do służby są przestarzałe

Eksperci CEPA zwracają też uwagę na to, że wejście „dronów” musi mieć charakter wielodomenowy, co oznacza, że zmienią one całą armię. Piszą też, że zmianie będzie musiał ulec system pozyskiwania sprzętu. Obecnie jest on najczęściej tak zbiurokratyzowany i poddany kontroli polityków, że już na starcie armie kupują systemy, które w momencie ich wejścia do służby są przestarzałe. To w jeszcze większym stopniu dotyczy oprogramowania, dzięki któremu można różne platformy połączyć w jedna sieć, uzyskując w ten sposób nowe zdolności.

Zmiany są tak szybkie, że dotychczasowy sposób zaopatrywania sił zbrojnych będzie musiał zostać przebudowany. Podobnie jak relacje świat cywilny – świat wojskowy, które zaczną się zacierać. Może się bowiem okazać, że nastoletni operator systemów bezzałogowych, który nabył swe umiejętności w prowincjonalnej szkole np. w Kemerowie na Syberii, a potem doskonalił godzinami, grając w gry komputerowe, jest lepszym specjalistą od tych, którzy przeszli zaawansowane kursy w wyższych szkołach pilotażu. Innymi słowy: rewolucja już się zaczęła, do czego dojdziemy nie jest jeszcze w pełni wiadome, ale siły zbrojne gruntownie w jej wyniku się zmienią.

Budzisz: Tak może zakończyć się wojna PORTAL OBRONNY
Sonda
Czy twoim zdaniem ataki ukraińskich dronów w głębi Rosji są skuteczne?