Jak skandal korupcyjny w otoczeniu prezydenta Zełenskiego wpłynie na sprawę ukraińską?

2025-11-18 18:18

Powszechnie wiadomo, Rosja prowadzi takie działania operacyjne, których celem jest maksymalne osłabienie pozycji Ukrainy i jej prezydenta – tak wewnętrznej, jak i zewnętrznej. Trzeba jednak pamiętać, że Wołodymyr Zełenski i jego podwładni wydatnie pomagają Moskwie w osiągnięciu tego celu. Ostatnia afera korupcyjna (nie pierwsza i raczej nie ostatnia) z udziałem m.in. wysokich urzędników państwowych jest potwierdzeniem tej tezy. Chodzi o skandal korupcyjny w państwowym Energoatomie, gdzie urzędnicy i biznesmen, bliscy prezydentowi Zełenskiemu, mieli wyłudzić co najmniej 100 mln USD w łapówkach od prywatnych spółek.

Enerhoatom, afera, korupcja, łapówki

i

Autor: Pixabay.com

• Rosja prowadzi operacje osłabiające Ukrainę, lecz skandal w Enerhoatomie pokazuje, że otoczenie Zełenskiego samo dostarcza argumentów Moskwie.

• Afera korupcyjna objęła wysokich urzędników i biznesmenów bliskich prezydentowi, z wyłudzeniami sięgającymi co najmniej 100 mln dolarów.

• Ucieczka Timura Mindycza do Izraela rodzi pytania o działania służb ukraińskich i polskich.

• B. ambasador RP w Kijowie Bartosz Cichocki wskazuje, że skandal podkopuje morale Ukraińców, wzmacnia presję międzynarodową i może ograniczyć dostawy broni.

• Wołodymyr Zełenski, choć nie musi być osobiście zamieszany, ponosi polityczną odpowiedzialność za korupcję w swoim otoczeniu, co wzmacnia rosyjską propagandę.

Aferzysta i przyjaciel Zełenskiego ucieka do Izraela przez… Okęcie

Minister sprawiedliwości Ukrainy Herman Hałuszczenko kilka dni temu stracił stanowisko w wyniku śledztwa antykorupcyjnego, które dotknęło otoczenie Wołodymyra Zełenskiego. Zatrzymano pięć osób, a jeden z najbliższych współpracowników prezydenta miał uciec z kraju. O co chodzi w tej aferze? W telegraficznym skrócie: urzędnicy uzależniali zlecenia dla prywatnych firm od 10–15 proc. „prowizji”. Obejmowało to m.in. wykluczanie dostawców Energoatomu, którzy odmówili zapłaty, oraz blokowanie inwestycji zabezpieczających elektrownie atomowe.

B. premier Leszek Miller zamieścił (16 listopada) na Facebooku wpis takiej treści:

„Według ukraińskich źródeł, Timur Mindicz – postać centralna w świeżo ujawnionej aferze korupcyjnej i przyjaciel prezydenta Zełenskiego – przekroczył granicę ukraińsko-polską w nocy z 9 na 10 listopada o godzinie 2:09. Podróż odbył czarnym Mercedesem S-350, wynajętym w lwowskiej firmie transportowej specjalizującej się w dyskretnych przewozach dla klientów unikających niepożądanej uwagi. Został wcześniej ostrzeżony o zbliżającej się rewizji w jego domu prowadzonej przez agentów antykorupcyjnej NABU, co pozwoliło mu uciec, zanim służby zdążyły zapukać do drzwi.

10 listopada Mindicz spędził w Warszawie: zameldował się w luksusowym hotelu Raffles Europejski, modlił się w synagodze Chabad-Lubawicz, a następnie – jakby była to rutynowa podróż biznesowa – odleciał do Tel Awiwu Boeingiem 737-800 czarterowej izraelskiej linii Sundor. Ukraińskie źródła nie podały nazwy lotniska, ograniczając się do wzmianki o locie „z Polski do Izraela”, lecz w praktyce takie czartery realizowane są wyłącznie z Lotniska Chopina w Warszawie.

Na Okęciu Mindicz przeszedł standardową odprawę paszportową, a system Straży Granicznej rejestruje dane pasażerów z taką precyzją, że nawet gdyby ktoś próbował wylecieć gołębiem pocztowym, system i tak by go odnotował. Ukraińskie władze nie złożyły oficjalnego żądania zatrzymania Mindicza, dlatego dla SG był on zwykłym podróżnym, a nie osobą poszukiwaną. To zrozumiałe. Gorzej, że milczenie polskich władz w tej sprawie budzi poważne wątpliwości – nie wynika ono z braku informacji, lecz z nadmiernej ostrożności, nierozumienia interesu publicznego i nonszalancji wobec własnych obywateli. Tu kryje się istota problemu. Osoba podejrzana o udział w kradzieży dziesiątek milionów dolarów wjeżdża do Polski, nocuje w sercu Warszawy, przechodzi odprawę na naszym lotnisku i odlatuje do Izraela bez najmniejszej przeszkody. Nikt nie zadaje pytań, a wszyscy zachowują się, jakby nic się nie wydarzyło. Państwo polskie wystawia się na pośmiewisko – i to dobrowolnie.

Z kluczowych pytań wyłania się jedno: czy Polska została poinformowana przez Ukrainę o ucieczce osoby zamieszanej w jedną z najgłośniejszych afer korupcyjnych ostatnich lat? Czy też wręcz przeciwnie – otrzymała prośbę o zapewnienie bezpiecznego korytarza tranzytowego dla kogoś, kogo zniknięcie jest dla Kijowa politycznie bardzo wygodne? Jeśli Polska otworzyła „korytarz tranzytowy” dla człowieka uciekającego z miejsca największej afery korupcyjnej na Ukrainie, to mówimy już nie o naiwności, lecz o współudziale. A współudział w cudzej aferze zawsze kończy się jedną rzeczą: własnym skandalem”.

Garda: Rosjanie ćwiczą ataki na Polskę
Portal Obronny SE Google News

B. ambasador RP przewiduje rozliczne negatywne implikacje tej afery

Tyle b. premier. Swoją opinią podzielił się z PAP Bartosz Cichocki, b. ambasador RP na Ukrainie. To człowiek, który zna Ukrainę jak mało kto z tych, którzy się o niej wypowiadają. Rozmówca PAP nie kryje, że afera z Energoatomem w tle może mieć realny wpływ na przebieg wojny i sytuację na froncie. W ocenie dyplomaty nie widać, by tego świadomość miał prezydent Ukrainy. Afera wpływa na obywateli Ukrainy. Oni żyją w miastach pozbawionych prądu i ciepła, więc wiadomości o tej aferze są dla takich ludzi szczególnie bulwersujące. Frontowi żołnierze, czytając wieści o łapówkach przy budowie fortyfikacji, mogą stracić zaufanie do rządu, co osłabia morale i poczucie sprawiedliwości w kraju.

Bartosz Cichocki wskazuje też na konsekwencje międzynarodowe tego kryminalnego (a może i politycznego) wydarzenia. Przypomina niechęć Donalda Trumpa do prezydenta Zełenskiego i fakt, że w przeszłości Kijów odmówił współpracy w sprawie ujawnienia rzekomych nadużyć Huntera Bidena (syna poprzednika Trumpa). Jego zdaniem administracja Trumpa i część amerykańskich konserwatystów mogą wykorzystać obecny skandal, aby wywierać presję na Zełenskiego w sprawie akceptacji warunków porozumienia, które w innych okolicznościach byłyby nie do przyjęcia.

Skutkiem afery, zdaniem b. ambasadora RP na Ukrainie, może być ograniczenie dostaw broni na Ukrainę, bo partnerzy zagraniczni mogą domagać się większej przejrzystości w kluczowych obszarach państwowej odporności. Bez takiej pomocy Ukraina (i Wołodymyr Zełenski) może mieć trudności z przetrwaniem w warunkach wojny. Sam skandal znacząco osłabia pozycję prezydenta w negocjacjach wewnętrznych i międzynarodowych. Co zrobi Zełenski, by maksymalnie zredukować niepożądane skutki afery autorstwa ludzi z jego otoczenia?

Kilka zdań komentarza

Nie od dziś wiadomo, że korupcja stanowi istotny element funkcjonowania państwa ukraińskiego. Z czymś takim nie ma szansy, by stać się członkiem europejskiej wspólnoty. Chyba że Bruksela, powiedzmy, udzieli politycznej dyspensy. Łatwe to nie będzie, bo wzburzyłoby to opinię publiczną na Zachodzie.

Choć wg Indeksu Percepcji Korupcji (CPI) za rok 2024 Ukraina plasuje się na 105. miejscu (na 180 ocenionych państw). Uzyskała wówczas 35 punktów na 100 możliwych. Im bliżej szczytu, tym w państwie jest mniej korupcji. Dla porównania: w 2024 r. Polska miała 54 punkty i zajmowała 47. miejsce. Rosja natomiast była ujęta na 141. miejscu z 26 punktami na koncie.

Można więc stwierdzić, że z tą korupcją na Ukrainie nie jest tak strasznie, jak się to maluje. I tak, i nie. Zakładając, że pozycja Ukrainy w tym rankingu jest ustalona wiarygodnie, to tak – nie jest tak źle. Jednak jest źle, bardzo źle, jeśli do niemałej afery dochodzi w środowisku bliskim prezydentowi Zełenskiemu. Wcale nie znaczy to, że jest zamieszany osobiście w nią. Ponosi jednak, niczym kapitan statku, odpowiedzialność – w tym przypadku polityczną.

I z pewnością wykorzysta to Moskwa. Ma zadanie o tyle ułatwione, że Ukraińcy sami dostarczyli paliwa do propagandowego ataku na Zełenskiego i jego polityczno-biznesowe otoczenie. Jak to powiadają policjanci: sprawa jest rozwojowa...

Sonda
Opinie o rozmiarze korupcji na Ukrainie są...