Amerykański przemysł stoczniowy, który w XX wieku stanowił globalny wzór efektywności i zdolności produkcyjnych zwłaszcza w okresie II wojny światowej i zimnej wojny, obecnie znajduje się w stanie głębokiego kryzysu strukturalnego.
Pomimo imponujących budżetów Departamentu Obrony oraz deklarowanej przez Kongres i Pentagon chęci zwiększenia liczebności i gotowości bojowej floty, USA nie są obecnie w stanie w efektywny sposób sprostać potrzebom US Navy w zakresie budowy, modernizacji i serwisowania okrętów.
Amerykańska US Navy jest niewątpliwie w pewnym sensie ewenementem w swojej historii. Nigdy wcześniej nie powstała tak rozbudowana struktura, mogące operować w każdym miejscu na świecie. Posiada ona w swych rękach tak potężne narzędzia jak niszczyciele Arleigh Bruke oraz Zummwalt, lotniskowce typu Nimitz i Gerald Ford czy okręty atomowe typu Los Angeles, Seawolf i Wirginia.
Wszystko zostało to zbudowane siłami amerykańskiego przemysłu stoczniowego, który w tej chwili przeżywa dość duży kryzys. Pierwszym jego znakiem było oparcie programu budowy fregat Constalettion o włoską fregate FREMM.
W Stanach Zjednoczonych funkcjonuje obecnie zaledwie kilka dużych stoczni zdolnych do budowy okrętów wojennych. Rynek jest zdominowany przez dwóch głównych graczy: Huntington Ingalls Industries (HII) oraz General Dynamics, posiadających stocznie takie jak Newport News Shipbuilding, Bath Iron Works oraz Electric Boat.
Taka struktura rynkowa, która oparta na oligopolu, prowadzi do ograniczonej konkurencji, co z kolei przekłada się na wysokie ceny jednostkowe, niską presję na innowacyjność i brak motywacji do podnoszenia efektywności procesów produkcyjnych.
W praktyce oznacza to, że każda stocznia ma przypisaną „niszę” – np. tylko Newport News buduje lotniskowce typu Gerald R. Ford i okręty podwodne typu Virginia (w tandemie z Electric Boat). Brak alternatyw powoduje, że w przypadku wystąpienia jakichkolwiek problemów, od opóźnień kadrowych po przerwy w łańcuchu dostaw, cały program dozbrajania floty ulega zakłóceniu.
Polecany artykuł:
Jednym z najbardziej palących problemów jest dramatyczny niedobór wykwalifikowanej siły roboczej, zarówno na poziomie inżynierskim, jak i fizycznym. Mowa tutaj przede wszystkim o wykwalifikowanych specjalistach takich jak spawacze, monterzy, elektrycy okrętowi czy specjaliści od systemów bojowych.
Średnia wieku pracowników w stoczniach przekracza obecnie 50 lat, a młode pokolenia wykazują niskie zainteresowanie ciężką, fizyczną pracą w przemyśle. Pomimo inicjatyw mających na celu zachęcenie młodzieży do pracy w przemyśle obronnym (np. programy szkoleniowe prowadzone wspólnie z uczelniami technicznymi), brakuje skutecznego systemu kształcenia kadr na dużą skalę.
Co więcej, utrata doświadczonego personelu – odchodzącego na emeryturę – wiąże się z utratą know-how, który nie został skutecznie udokumentowany i przekazany kolejnym pokoleniom. W rezultacie wiele czynności produkcyjnych opiera się na zbyt wąskiej grupie specjalistów, co zwiększa podatność systemu na przestoje i błędy technologiczne.
Przemysł stoczniowy USA znany jest obecnie z licznych opóźnień i przekroczeń budżetowych, które mają miejsce w niemal każdym kluczowym programie okrętowym. Program niszczycieli Arleigh Burke Flight III odnotowuje wielomiesięczne opóźnienia spowodowane problemami integracyjnymi systemów radarowych AN/SPY-6 oraz systemu Aegis Baseline 10. Ponadto budowa fregat typu Constellation, prowadzona przez Fincantieri Marinette Marine na włoskiej licencji, już na etapie pierwszych jednostek wykazuje oznaki potencjalnych poślizgów czasowych.
Ostatnim przykładem z jak głębokimi problemami zmagają się Stany Zjednoczone, jest program budowy okrętów podwodnych typu Columbia, który jest priorytetowy z punktu widzenia strategicznego odstraszania. Boryka on się z krytycznym niedoborem komponentów, brakiem pracowników i trudnościami w zachowaniu harmonogramu.
W obliczu tych wszystkich problemów coraz częściej pojawiają się głosy, zarówno w Kongresie, jak i w środowisku think tanków obronnych, że USA powinny tymczasowo skorzystać ze wsparcia stoczni zagranicznych, zwłaszcza z Korei Południowej i Japonii.

i
Najpoważniejszym kandydatem do tego, kto mógłby dostarczać okręty Stanom Zjednoczonym, które następnie byłyby doposażane już w Stanach Zjednoczonych wydaje się koreański Hyundai Heavy Industries (HHI). Stocznia ta produkuje okręty typu niszczyciel KDX-II i KDX-III. Najbliżej standardom US Navy byłoby ten drugi. Mowa o potężnych jednostkach mających wyporność 11 400 ton, długość 166 metrów, które są wyposażone w system walki Aegis Baseline 9, radar SPY-1D i aż 128 wyrzutni VLS.
Okręty typu KDX-III, budowane są przez Hyundai Heavy Industries (HHI) oraz Hanwha Ocean. Okręty te są największymi i najbardziej zaawansowanymi technologicznie niszczycielami rakietowymi w służbie poza Stanami Zjednoczonymi. Koreańscy konstruktorzy projektowali KDX-III były z myślą o osiągnięciu parytetu zdolności z amerykańskimi niszczycielami typu Arleigh Burke, ale z pewnymi istotnymi różnicami. W wielu aspektach KDX-III przewyższa nawet Arleigh Burke, a pod względem wielkości i pojemności wyrzutni zbliża się do amerykańskich krążowników klasy Ticonderoga.
Koreańczycy stworzyli jeden z niewielu okrętów poza flotą USA, który wykorzystuje system Aegis Combat System, oparty na radarze SPY-1D(V) oraz zintegrowanym systemie kierowania ogniem. Dysponują one aż 128 komorami VLS (K-VLS i Mk 41) – więcej niż amerykańskie niszczyciele i krążowniki typu Ticonderoga (122).
Podczas gdy niszczyciele Arleigh Burke Flight III zyskują nowoczesny radar SPY-6 i system walki Aegis Baseline 10, Sejongi dysponują znacznie większą przestrzenią wewnętrzną, zapasem mocy i ładowności. Choć nie mają najnowszego radaru, ich architektura pozwala na przyszłe modernizacje, a różnica w liczbie wyrzutni czyni je teoretycznie bardziej uniwersalnymi.
Ponadto KDX-III oferuje większą wyporność i większą autonomię działania, co może mieć znaczenie w rejonach rozciągłych oceaniczne, jak Pacyfik czy Ocean Indyjski. Jest to bardzo istotna kwestia, ponieważ, są one przystosowane do prowadzenia działań w obszarze, który Stany Zjednoczone uznają za strategiczny.
KDX-III to jeden z najpotężniejszych nieamerykańskich niszczycieli Aegis na świecie, którego możliwości zbliżają go do roli krążownika wielozadaniowego. Choć US Navy raczej nie przyjmie tych jednostek do własnej służby ze względów politycznych, standaryzacyjnych i strategicznych, technologie, procesy budowy i prefabrykacji, a także koncepcje operacyjne rozwijane przez Koreańczyków mogą mieć duże znaczenie dla USA w obszarach takich jak prefabrykacja komponentów kadłubowych czy inspiracja dla rozwoju przyszłego okrętu DDG(X), który mógłby zastąpić w przyszłości zarówno Areleigh Burke'i, jak i Ticonderogi.
