„Wymiatanie” – główne zadanie wojsk specjalnych podczas każdej wojny

2025-03-25 8:15

Wojska specjalne – podobnie jak cała armia – są zbrojnym ramieniem dyplomacji. Tak więc to politycy decydują, czy należy angażować nasze Siły Zbrojne w misje zagraniczne. Podejmowali takie decyzje w przypadku misji na Bałkanach, w Iraku, Afganistanie, Kongu, w Ukrainie i innych regionach świata. Jest więc tylko kwestią czasu kolejna taka decyzja – uważa Jarosław Rybak, publicysta militarny, b. rzecznik prasowy MON i BBN, autor 13 książek o wojskach specjalnych Rzeczypospolitej.

Grom_Jarosław Rybak

i

Autor: JW Grom/Jarosław Rybak

Portal Obronny: – Jak się wchodzi w chyba dość hermetyczny świat specjalsów... cywilowi?

Jarosław Rybak: – U mnie to był przypadek. Pracowałem w „Trybunie Śląskiej:, gdy w 1997 r. dostałem polecenie, żeby napisać reportaż o żołnierzach, którzy na Śląsku walczyli z powodzią. Drugim dziennikarskim tematem był reportaż z Lublińca. Tak to się zaczęło. Z kilkoma z tych osób, które poznałem w czasie pierwszego wyjazdu do Lublińca, do dziś mam kontakt. Samo „wejście w świat specjalsów” nie jest proste, bo to bardzo zamknięte środowisko. Potrzeba czasu, żeby obie strony się do siebie przekonały i zaufały.

Zaufanie jest bardzo ważne, bo często rozmawiamy o sprawach, które nie powinny ujrzeć światła dziennego. Kiedyś znajoma psycholog, z którą współpracowałem przy pisaniu jednej z poprzednich książek, powiedziała, że mi zazdrości, bo do świata specjalsów bardzo trudno wejść, ale jak już się tam jest, to jest się częścią tej społeczności. Tak się trochę czuję.

– Sporo tych książek napisałeś. Ostatnia to „Trzy wojny Miotły”. Nim chwilę poświęcimy tej ostatniej książce, to spytam: łatwiej pisać książki o specjalsach czy dostać się w ich szeregi?

– Jestem zwolennikiem reportażu uczestniczącego. Gdy pisałem o żołnierzach rannych w Afganistanie w wyniku eksplozji min pułapek pod transporterami opancerzonymi Rosomak, to pojechałem do zakładów remontujących Rosomaki, nawet nauczyłem się prowadzić taki pojazd.

Jeśli chodzi o specjalsów, to brałem udział w selekcji do jednostki GROM, maszerowałem z uczestnikami kilku selekcji do gliwickiej jednostki AGAT, w wielu ćwiczeniach, m.in. zespołu bojowego „Miotła”. To pozwala lepiej poczuć klimat tego, o czym się pisze.

Garda: Rafał Dutkiewicz - Platforma Bezpieczeństwa i Obronności
Portal Obronny SE Google News

– Ładnie wybrnąłeś z odpowiedzi na to pytanie. OK. A wracając do „Mioteł” – taki kryptonim miał batalion Kedywu Komendy Głównej AK. Jego zadaniem była likwidacja agentów i kolaborantów. Zajmowali się „wymiataniem”. Twoja ostatnia książka, o „Miotłach”, to trzy opowieści: ta o II WŚ, o wojnie specjalsów w Iraku i Afganistanie oraz trzecia. To już nie opowieść, ale rozmowa z ekspertem o tym, czy specjalsi znów będą musieli wykazać się w boju, a nie tylko na poligonie…

– Trzy wojny, bo to trzy okresy działań specjalnych. Wszystkie przeanalizowane przez pryzmat doktryny działań specjalnych, jaka obowiązuje w naszych Siłach Zbrojnych. Doktryna zakłada pięć głównych zasad działania sił specjalnych. Dlatego każda z trzech części została podzielona na pięć rozdziałów, w których omawiamy te zasady. Jest więc rozdział o zasadach wyboru celów wysokowartościowych – tak nazywa się te osoby czy miejsca, które mają neutralizować specjalsi. Piszę również o zasadach zdobywania informacji, regułach dotyczących dowodzenia w specoddziałach, planowania operacji, a na końcu – o zasadach gwarantujących bezpieczeństwo specjalsom.

W pierwszej części opowiadają o tym kombatanci z batalionu „Miotła” oraz specjalsi z Lublińca, w drugiej – lublinieccy żołnierze uczestniczący w misjach zagranicznych. Trzecia część to rozmowa z gen. bryg. Tomaszem Białasem, przez lata dowódcą zespołu bojowego dziedziczącego tradycje batalionu „Miotła”, obecnie dowódcą 25. Brygady Kawalerii Powietrznej z Tomaszowa Mazowieckiego. Ten wywiad dotyczy przyszłych działań specjalnych, na wojnie, którą wieszczy coraz większa liczba ekspertów. Trzecia część zawiera przemyślenia gen. Białasa wynikające z jego doświadczeń, z historii, ale również z analizy doniesień z wojny w Ukrainie i na Bliskim Wschodzie, gdzie Izrael walczy z Palestyńczykami.

– A Jarosław Rybak, że się tak wyrażę – honorowy specjals – uważa, że Wojska Specjalne pójdą do boju?

– Wojska specjalne – podobnie jak cała armia – są zbrojnym ramieniem dyplomacji. Tak więc to politycy decydują, czy należy angażować nasze Siły Zbrojne w misje zagraniczne. Podejmowali takie decyzje w przypadku misji na Bałkanach, w Iraku, Afganistanie, Kongu, w Ukrainie i innych regionach świata. Więc jest tylko kwestią czasu kolejna taka decyzja.

– A możesz „mniej dyplomatycznie” odpowiedzieć na pytanie?

– Wydajemy olbrzymie pieniądze na rozwój i utrzymanie armii, więc jako państwo powinniśmy mieć z niej jakąś korzyść. Taką korzyścią jest współpraca międzynarodowa – udział we wspólnych misjach wojskowych. Możemy różnie patrzeć na zaangażowanie Polski w Iraku czy Afganistanie, ale dzięki niemu zbudowaliśmy silny sojusz z USA. Tylko dlatego Amerykanie po ataku Rosji na Ukrainę bardzo szybko wylądowali w Polsce. Jestem przekonany, że nie byłoby takiej reakcji, gdyby nie wcześniejsze wspólne misje.

Dlatego uważam, że Polska powinna się angażować w misje wojskowe. To powoduje, że żołnierze się doskonalą, a państwo ma atuty polityczne w rozmowach z sojusznikami.

– Jeszcze lepiej, chyba najlepiej doskonalą się w tzw. pełnoskalowej wojnie. Skoro mowa o wojnie, a nie o misjach wojskowych – swego rodzaju jej zastępnikach… To czy czasem te wszystkie opowieści o nadzwyczajnych zdolnościach bojowych wojsk specjalnych nie są zbytnio mitologizowane? Jeśli „kasandryści” będą mieli rację, to Rosja najedzie na Polskę. A wtedy zostanie użyty Specnaz. Tenże w wojnie z Ukrainą, jak to mówią prości żołnierze, dał d… na całej linii.

– Analizujemy to w trzeciej części książki. Jeśli chodzi o Rosjan, to ich siły specjalne świetnie radziły sobie w czasie wojny hybrydowej. Po 2014 r., kiedy Federacja Rosyjska dokonała aneksji Krymu i doprowadziła do konfliktu w Donbasie, bardzo skutecznie wykorzystywała siły specjalne. Słynne „zielone ludziki”, czyli działający bez oznaczeń przynależności państwowej żołnierze rosyjskich specsił, wykonywali działania samodzielnie oraz szkolili, a następnie wspierali lokalne grupy paramilitarne. W tym czasie Ukraina nie miała sił do wykonywania choćby podstawowych działań, które skutecznie osłabiałyby „zielonych ludzików”. Przez lata Kijów nie inwestował w siły specjalne. Ukraińskim specjalsom brakowało nowoczesnej broni, środków przerzutu, łączności, procedur działania.

– Zdaje się, że to już przeszłość...

– Jednak w ciągu kilku lat Ukraińcy odrobili tę lekcję, gruntownie zreformowali i doposażyli siły specjalne. Szkolili ich m.in. specjalsi z Lublińca. Natomiast w czasie pełnoskalowej wojny Rosjanie ponieśli spektakularną klęskę już pierwszego dnia agresji. Planowali zająć lotnisko Antonow w Hostomelu, znajdujące się zaledwie 25–30 km od centrum Kijowa. Opanowanie tego lotniska umożliwiłoby błyskawiczny przerzut sił samolotami transportowymi. Rosjanie mogliby stworzyć hub logistyczny tuż przy stolicy zaatakowanego państwa. Zadanie to powierzono wojskom powietrznodesantowym oraz specnazowi, m.in. z elitarnej 45. Samodzielnej Gwardyjskiej Brygady Specjalnego Przeznaczenia. Walki rozpoczęły się 24 lutego 2022 r. i trwały kilka dni.

Specnazowcy, którzy mieli dokonać niespodziewanego ataku i w kilka godzin opanować obiekt, bili się przez kilka dni, walcząc o przetrwanie. Ale to nie oni odpowiadają za porażkę. Profesjonalnie przeprowadzili pierwszy etap operacji. Winę ponoszą planiści, którzy skierowali specjalsów do walki niezgodnie z ich przygotowaniem. Jednak ta klęska stała się symbolem braku profesjonalizmu rosyjskich komandosów.

– OK. Teraz już wiadomo, że ruscy specjalsi nie są tacy słabi, jak ich malują, a ciała na całej linii dali planiści. Dziennikarze nadto lubią porównania. Nie gustuję w nich, ale mam wzgląd na oczekiwania Czytelników. Zapytam więc w imieniu zaciekawionych: która z JW Wojsk Specjalnych jest uznawana za „numer jeden” i jak nasi specjalsi mają się do zagranicznych „kolegów po fachu”?

– Unikam odpowiedzi na pytania „kto jest najlepszy”. Zadają je głównie ci, którzy nie mają zbyt dużego pojęcia o armii. Armia to system składający się z wielu trybików – jest tak sprawna, jak najsłabszy trybik. Pasjonaci sił specjalnych, jako wzór profesjonalizmu i bohaterstwa, często przywołują cichociemnych – 316 skoczków spadochronowych przerzuconych w czasie wojny z Wielkiej Brytanii do okupowanej Polski. Jednak tych 316 bohaterów nic by nie zdziałało, gdyby nie tysiące konspiratorów z Armii Krajowej. To oni zabezpieczali miejsca zrzutów, ukrywali skoczków, legendowali ich, tworzyli oddziały, którymi cichociemni mogli dowodzić.

Jednostki specjalne mają swoją indywidualną specyfikę. Na przykład Lubliniec specjalizuje się w partneringu, czyli szkoleniu sił miejscowych. Specjalsi z Lublińca mieli w tym zakresie sukcesy w Iraku, a szczególnie w Afganistanie. Warto wiedzieć, że dla szefostwa NATO partnering był tak samo istotny jak prowadzenie skomplikowanych operacji specjalnych. Dlatego w połowie 2015 r. to właśnie ludzie z Lublińca zostali poproszeni przez dowództwo NATO o szkolenie policyjnej jednostki kontrterrorystycznej szczebla narodowego, tzw. ATF-444. W Afganistanie były tylko trzy takie oddziały – jednemu partnerowali Brytyjczycy z SBS, drugiemu Norwegowie z MJK. Było to więc wielkie wyróżnienie, potwierdzające profesjonalizm ludzi z JWK.

– Wiem, specjalsi wojen nie wygrywają. Kto chce mieć większą wiedzę, sięgnie po ostatnią książkę o „Miotłach”. A czternasta o czym będzie?

– Przed wakacjami powinno ukazać się drugie, rozszerzone wydanie „Przewodnika po militarnym Dziwnowie”. To nietypowy przewodnik turystyczny. Opisuję w nim historię miejsca oraz ludzi, którzy służyli w 1. Batalionie Szturmowym – jednostce specjalnej, która w czasie wojny Układu Warszawskiego z NATO miała operować nawet 700 km na tyłach wroga. Dzięki przewodnikowi możemy odwiedzić starych komandosów, porozmawiać z nimi, zgłębić opisywane historie.

Sam Dziwnów to pasjonujące miejsce. Niemcy mieli tam bardzo ważne lotnisko wojskowe. Po wojnie w koszarach urządzono tajny szpital dla rannych partyzantów z Grecji, którzy w czasie wojny domowej walczyli po stronie komunistów. Byli oni przerzucani do Polski i leczeni w Dziwnowie.

Potem przez dwie dekady w garnizonie stacjonował 1. Batalion Szturmowy. Była tam również jednostka saperów morskich, która w latach 70. XX w. wybudowała polską stację badawczą na Antarktydzie. Ponieważ Antarktyda nie może być regionem zmilitaryzowanym – nawet czasowo obsadzonym przez wojsko – na czas wyprawy żołnierze zostali zwolnieni z armii i zatrudnieni w Polskiej Akademii Nauk. Działali w ubraniach cywilnych, podawali się za członków ekspedycji naukowej. Po powrocie ponownie przyjęto ich do armii. O taka to ciekawostka...

Sonda
Byłbyś gotów na służbę w wojskach specjalnych?
Express Biedrzyckiej - seria DOBRZE POSŁUCHAĆ
Ukraina ZDANA na ŁASKĘ TRUMPA? Gen. Koziej o przyszłości wojny. EXPRESS BIEDRZYCKIEJ