„Portal Obronny”: – Szabla kojarzy się z wojskiem, choć to teraz de facto broń stricte sportowa. Jest pan wieloletnim trenerem szermierki, szablistą, ma parędziesiąt lat trenerki w życiorysie. Z tego ponad połowa przypisana jest do USA. Wychował Pan reprezentantki USA, olimpijki, medalistki igrzysk i mistrzostw świata...
Janusz Młynek: – Na początku lat 90. z żoną Jolantą założyłem w metropolii nowojorskiej Polsko-Amerykańską Szkołę Szermierczą. Moimi podopiecznymi była młodzież pochodzenia polskiego, która wielokrotnie wygrywała mistrzostwa USA, zawody Pucharu Świata, a dwie szablistki przywiozły medale, w roku 2016, z letnich igrzysk w Rio de Janeiro. Dzięki tym sukcesom wychowankowie Szkoły mogli studiować na najlepszych uniwersytetach w USA takich jak Harvard, Princeton, Stanford czy Yale. Sam przez siedem lat byłem głównym trenerem szermierki w New Jersey Institute of Technology.
– Jest w pańskim przebogatym życiorysie jeszcze jeden niezwykły wątek. Nazywa się: United States Military Academy at West Point. Po prostu: akademia West Point i wszystko, w wojskowych sferach, jest jasne. Był tam pan nauczycielem, trenerem szermierki. Jak nim pan został?
– Po prostu: założyłem szkołę szermierczą w New Jersey dla młodzieży polskiego pochodzenia. Polsko-amerykańską szkołę szermierki, chociaż niektórzy radzili, bym nie dawał nazwy nic o Polsce, bo mi nikt na treningi nie przyjdzie. Było na odwrót. I w tej mojej szkole treningi zaczęła córka pilota wojskowego, Artura Wielkoszewskiego. Okazało się, że jest absolwentem West Point. Pewnego dnia zadzwonił do mnie i tak powiedział: „Słuchaj Janusz, w West Point zwolniło się miejsce dla trenera szermierki”. Z New Jersey do West Point jest kawałek – tłumaczę. A on na to: „A nie przyszedłbyś chociaż na zastępstwo, na osiem miesięcy? To odpowiedziałem, że można pojechać do West Point i zobaczyć, co i jak. No i tak się to zaczęło.
– Były jakieś egzaminy lub coś w tym rodzaju?
– Nie. Gdy w Akademii zobaczyli moje portfolio, weryfikacja nie była potrzebna. Zresztą okazało się, że mnie w West Point… kojarzyli.
– Po co szermierka w Akademii Wojskowej? Wspólcześnie i jeszcze w tak markowej uczelni? Wojsko już od dawna szabli nie używa...
– Kiedy przybyłem do Stanów, to byłem zaskoczony tym, że szermierka obecna jest we wszystkich najlepszych uczelniach w Ameryce. Będzie ich ze czterdzieści. W Akademii West Point szermierka była, że się tak wyrażę, normalnym przedmiotem. Jak wszystkie inne. Przyszli oficerowie wybrali sobie taki przedmiot, a ja byłem ich nauczycielem i trenerem. Oni trenowali, uczestniczyli w zawodach uniwersyteckich. A zawody prowadzone są w różnych kategoriach i ligach. West Point był w nich mocny.
– OK, ale czy taki student West Pointu to trenuje tam w ramach tego przedmiotu rok, pół roku, semestr, dwa?
– Może nawet cztery lata trenować. Do końca studiów, ile chce. Może sobie, w ramach toku studiów, zmienić dyscyplinę. West Point to szkoła wojskowa, więc różni się od cywilnych. W Polsce może dziwić to, jak poważnie amerykańscy studenci, uczniowie koledżów także, podchodzą do przedmiotu sportowego. Pan widział kogoś w Polsce, by chciał poprawiać ocenę z WF-u? A w USA to normalne.
– Jest różnica w trenowaniu kadetów a cywilnych zawodników?
– Mile wspominam pracę z kadetami. Co im powiedziałem, to wykonywali. Nie było dyskusji, co zdarza się w pracy z cywilami. Kadeci patrzyli we mnie jak w jakiegoś guru, przykładali się do nauki, a że byli wysportowani ogólnie, to bardzo szybko „łapali” szermierkę.
– A mówili, dlaczego wybrali szermierkę, a nie bejsbol, na przykład? Dostali rozkaz? Czy to był ich wybór?
– Nie, to był ich wybór, a do wyboru mają prawie wszystkie dyscypliny.
– Ciekawe, w wojsku szermierka raczej już nawet na bagnety nie jest praktykowana, a szable służą do parady.
– Gdy byłem zawodnikiem w Legii Warszawa, to jeszcze były bagnety do szermierki, takie z kulką na końcu. Leżały w magazynie.
– Kadeci często trenowali?
– Do West Point przyjeżdżałem dwa razy w tygodniu. Oprócz mnie zajęcia z szermierki prowadził także trener od szpady. Zatem w tygodniu kadeci trenowali ze trzy, cztery razy.
– Miał pan z nimi jeszcze później jakieś kontakty?
– Nie, nie miałem. Byłem tam na zastępstwie przez osiem miesięcy i dojeżdżałem sto kilometrów, w jedną stronę. Pewne moi kadeci od dawna są już oficerami. Może ktoś z nich jest generałem? Kto to wie. Trochę lat już minęło od tych czasów.
– Nie mógł pan dłużej uczyć szermierki przyszłych oficerów US Army?
– Zdecydowałem się na zastępstwo, bo przecież miałem swój klub, przypomnę: Polsko-Amerykańską Szkołę Szermierczą. i w nim obowiązki. Ile mogłem, to tam pociągnąłem, ale wspominam tę pracę bardzo dobrze. Było sympatycznie. Pamiętam, jak podszedłem pod pomnik Tadeusza Kościuszki, który stoi w zacnym miejscu West Point, bodaj od lat 20. XIX w. Żona zrobiła mi to zdjęcie, przy monumencie. Trochę jest słabej jakości. Stanąłem z szablą przed pomnikiem i powiedziałem: panie generale Kościuszko, jestem chyba drugim szablistą z Polski na West Point...
Janusz Młynek (72 l.) od dwóch lat mieszka w Polsce. Szabli nie zawiesił na ścianę. Czynnie trenuje w Zagłębiowskim Klubie Szermierczym Sosnowiec. Jest kadrze Polski i będzie walczył na Mistrzostwach Świata Weteranów w Dubaju (11-17 października). Zarówno turnieju drużynowym, jak i indywidualnym. Nie jest bez szans na medal. Powodzenia!