Rosyjska korweta w Kanale La Manche. Kreml zbrojnie chroni tankowce omijające sankcje

2025-07-03 10:00

Rosja po raz pierwszy wysłała okręt wojenny, by otwarcie eskortować tankowce z nielegalną ropą przez strategiczny dla żeglugi Kanał La Manche. Należy to uznać za wyraźny sygnał, że Moskwa jest gotowa mieszać siłę militarną z szarą strefą handlu, testując cierpliwość NATO i państw Zachodu.

Zbrojna ochrona rosyjskiej floty cieni

To, co wydarzyło się w Kanale La Manche, nie należy uznawać za zwykły rejs okrętu wojennego przez wody międzynarodowe, tylko jako sygnał, który Rosja wysyła Zachodowi, że jest gotowa w coraz bardziej jawny sposób chronić swoje interesy gospodarcze, nawet jeśli oznacza to eskalację ryzyka militarnego w jednym z najważniejszych szlaków żeglugowych świata.

Sama obecność korwety rakietowej projektu 20380 „Boikiy”, która została wyznaczona do eskortowania dwóch tankowców należących do tzw. floty cieni, jest dowodem, że Rosja nie tylko buduje struktury omijania sankcji na papierze czy przez skomplikowane łańcuchy spółek, ale jest gotowa pokazać, że zbrojnie stoi za tym procederem.

Kanał La Manche jest jednym z najbardziej strategicznych punktów morskich w Europie. Przepływa przez niego ogromna część handlu surowcami i towarami między Morzem Północnym a Atlantykiem, który prowadzi do największych europejskich portów w Rotterdamie, Antwerpii i Hamburgu. Jest to również miejsce, gdzie siły morskie NATO mają szczególnie silne zdolności do prowadzenia obserwacji i kontroli ruchu statków.

Wysyłając tam okręt bojowy z widocznym zadaniem ochrony statków podejrzanych o łamanie sankcji, Moskwa nie tylko testuje cierpliwość Brytyjczyków czy Francuzów, ale też sygnalizuje, że ewentualna próba zatrzymania czy inspekcji takiego tankowca będzie postrzegana jako możliwy incydent z udziałem sił zbrojnych. To stawia Zachód przed dylematem czy egzekwować sankcje z ryzykiem konfrontacji, czy pozwolić Rosji przesuwać granice bez reakcji.

Rosja zabezpiecza dostawy i klientów

Dla samej Rosji to również próba pokazania swoim odbiorcom ropy i partnerom handlowym, że Kreml nie zostawia ich samych. Ostatnie miesiące pokazały, że kraje Zachodu starają się coraz bardziej śledzić nielegalny handel ropą i gazem w grę wchodzi nie tylko presja dyplomatyczna, ale także ubezpieczenia, inspekcje portowe czy współpraca z państwami trzecimi w regionach. Takimi są, chociażby Turcja, Indie czy kraje Bliskiego Wschodu. Rosjanie, eskortując tankowce z pomocą okrętu wojennego, chcą pokazać, że ich flota cieni, nie jest tak łatwym celem, jak niektórzy mogli zakładać, statki te nie będą bezbronnymi, anonimowymi duchami na morzach, ale realnymi uczestnikami gry, jaką obecnie rozgrywa Moskwa, osłanianymi przez Marynarkę Wojenną.

Jednak w tym wszystkim widać też cenę, jaką Rosja płaci za taką strategię. Marynarka Wojenna Federacji Rosyjskiej od lat zmaga się z poważnymi problemami logistycznymi i technicznymi. Modernizacja stoczni idzie powoli, brakuje części zamiennych, zwłaszcza odkąd zachodnie firmy ograniczyły eksport sprzętu podwójnego zastosowania.

Każdy taki długi rejs okrętu jak „Boikiy” przez Morze Północne i Kanał La Manche to wyzwanie dla załogi i samej jednostki, która w razie awarii mogłaby utknąć daleko od baz w Kaliningradzie czy Petersburgu. Tego typu rejsy oznaczają też większe zużycie sprzętu, paliwa i amunicji ćwiczebnej, co może prowadzić do przeciążenia ograniczonych zdolności remontowych floty.

Rosyjski krwiobieg gotówki

Nie bez znaczenia jest także wymiar symboliczny, Rosja traktuje „flotę cieni” jak swoisty gospodarczy krwiobieg, który pompuje twardą walutę do budżetu federalnego. Bez tych tankowców, które przewożą ropę po cenach powyżej limitów nałożonych przez G7, Kreml miałby znacznie mniej środków na finansowanie wojny w Ukrainie i utrzymywanie kosztownego reżimu sankcji wewnętrznych. Dlatego fizyczna osłona tych statków z pomocą marynarki to nie należy uznawać za fanaberię, ale działanie, które ma utrzymać ekonomiczny tlen dla reżimu.

Zachód z kolei ma ograniczone możliwości odpowiedzi. Wielka Brytania czy Francja mogłyby spróbować zatrzymywać te tankowce, ale pojawia się wtedy ryzyko incydentu z udziałem rosyjskiego okrętu, co mogłoby eskalować. Zamiast tego, odpowiedzią mogą być bardziej subtelne działania wzmożona obserwacja satelitarna, ujawnianie ruchu statków lub presja na państwa banderowe, którym nominalnie podlegają te tankowce. Można również wprowadzić działania w kontekście ubezpieczeń morskich. Każdy z tych kroków ma na celu uczynienie handlu bardziej kosztownym i ryzykownym a w konsekwencji ograniczenie wpływów, jakie Moskwa czerpie z eksportu ropy.

Garda: kmdr Witkiewicz o Orce

Szerzej patrząc, ten incydent wpisuje się w rosnący trend militaryzacji obszarów tradycyjnie zarezerwowanych dla gospodarki. Widzimy to w Arktyce, na Morzu Bałtyckim i teraz w Kanale La Manche. Rosja stara się pokazać, że granice między działaniami handlowymi a militarnymi są coraz bardziej rozmyte. To element wojny hybrydowej, nie chodzi tylko o fizyczną obecność okrętu wojennego, ale o budowanie atmosfery niepewności i testowanie granic tego, na co pozwoli Zachód.

Dla NATO to sygnał, że ochrona bezpieczeństwa morskich szlaków handlowych wymaga nie tylko klasycznych operacji morskich, ale też nowych form odstraszania i mechanizmów reagowania na takie hybrydowe zagrywki. To także przypomnienie, że wojna w Ukrainie i globalny konflikt energetyczny nie rozgrywa się wyłącznie na polach bitew czy giełdach ropy, ale także na morzach i oceanach, gdzie jeden tankowiec i jedna korweta mogą stać się symbolem znacznie szerszego starcia o zasady porządku międzynarodowego.

Portal Obronny SE Google News