Arktyka poligonem testowym dla rosyjskiej broni
Poligon na terenach Nowej Ziemi w Arktyce to miejsce, które było jednym z najważniejszych punktów prób jądrowych ZSRR, a obecnie testów przeprowadzanych przez Rosję. Można powiedzieć, że jest on czymś w rodzaju odpowiednika amerykańskiego Nevada Test Site czy atolów Bikini i Enewetak. To właśnie tutaj realizowano pierwsze próby w ramach przygotowań do wprowadzenia radzieckiej broni jądrowej na uzbrojenie.
Nowa Ziemia była też miejscem testu „Car bomby”, czyli największej i najpotężniejszej bomby wodorowej, jaką kiedykolwiek zbudowano i zdetonowano. Rosjanie dokonali tego 30 października 1961 roku nad archipelagiem. Bomba o mocy 50-58 megaton została zrzucona z pokładu bombowca strategicznego Tu-95W, a do jej detonacji doszło na wysokości 4000 m. Powstały wówczas grzyb atomowy miał około 60 km wysokości i był widoczny z odległości prawie 900 km.
Nowa Ziemia, według doniesień The Barents Observer, już niedługo może stać się miejscem kolejnego testu 9M730 Buriewiestnik (są one tutaj przeprowadzane najprawdopodobniej od 2016 r.). Ma o tym świadczyć zamknięcie przestrzeni powietrznej w dniach od 7 do 12 sierpnia w strefie o długości 500 km wzdłuż zachodniego wybrzeża Nowej Ziemi, pojawienie się w bazie lotniczej Rogaczowo dwóch samolotów Rosatomu, które wcześniej służyły takim testom, obserwowany od początku lipca ruch statków transportowych w kierunku archipelagu, a także pojawienie się pięciu rosyjskich okrętów na pozycjach obserwacyjnych we wschodniej części Morza Barentsa.
The Barents Observer mówi również o pojawieniu się na północy amerykańskiego samolotu typu „nuke sniffer”. Należący do Sił Powietrznych USA WC-135R Constant Phoenix we wtorek, 5 sierpnia wystartował z brytyjskiej bazy RAF Mildenhall. Jego podróż przebiegała wzdłuż zachodniego wybrzeża Norwegii, samolot okrążył też Morze Barentsa, na północ od Murmańska i na zachód od rosyjskiego archipelagu Nowa Ziemia, a następnie powrócił do Wielkiej Brytanii.
Unikatowa broń czy "latający Czarnobyl"?
Agencja Reutersa w artykule opublikowanym we wrześniu 2024 r. odwoływała się do raportu Narodowego Centrum Wywiadu Lotniczego i Kosmicznego Sił Powietrznych USA z 2020 r., w którym stwierdzono, że jeśli Rosji udałoby się wprowadzić do służby system Burewiestnik, dałoby to Moskwie „unikatową broń o zasięgu międzykontynentalnym”. Jednak ośmiu ekspertów, z którymi wówczas rozmawiał Reuters, powątpiewało, czy rozmieszczenie tego systemu faktycznie zmieniłoby równowagę nuklearną na korzyść Rosji w stosunku do Zachodu i innych przeciwników.
Zwłaszcza że według organizacji Nuclear Threat Initiative (NTI) Burewiestnik nie ma imponującej historii prób. „Od 2016 roku przeprowadzono co najmniej 13 znanych testów, z których tylko dwa zakończyły się częściowym powodzeniem” informował Reuters. Dlatego też część ekspertów jest zdania, że pocisk ten byłby podatny na zestrzelenie jak każdy inny pocisk manewrujący. Niektórzy, jak np. Thomas Countryman, były wysoki urzędnik Departamentu Stanu USA, nazywają system „latającym Czarnobylem”, który mógłby stworzyć większe zagrożenie dla samej Rosji niż dla innych państw, ze względu na jego napęd jądrowy i potencjalną emisję promieniowania na całej trasie jego lotu, a także w miejscu rozmieszczenia.
Rosjanie twierdzą, że pocisk 9M730 Buriewiestnik (znany w kodzie NATO również jako SSC-X-9 Skyfall) ma być cudowną bronią o praktycznie „nieograniczonym zasięgu” i napędzie jądrowym. Jednak powtarzające się niepowodzenia testów i obawy dotyczące bezpieczeństwa wywołały pytania na arenie międzynarodowej o rentowność i ryzyko związane z programem. Chociaż w październiku 2023 r. Władimir Putin, po jednym z testów Buriewiestnik przekonywał, że jego rozwój jest „prawie kompletny”, faktyczny stan broni pozostaje pod znakiem zapytania. Nie można wykluczyć, że Buriewiestnik dołączy do rosyjskich „straszaków” stosowanych wobec Zachodu i narzędziem służącym do wywierania presji politycznej.